Przez kilka następnych dni Naruto, mimo że mógł iść wcześniej do domu,
zostawał na basenie, przyglądając się trenującym kolegom. Jak on im cholernie
zazdrościł. Gdyby nie Sasuke, też teraz dawałby z siebie wszystko, aby poprawić
rezultaty. Gdyby nie Sasuke… Tylko, czy to na pewno była jego wina? Naruto
zwiesił smętnie głowę. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że od czasu bójki,
nastąpiła zmiana w jego postrzeganiu rywala. Co prawda nadal uważał go za
zimnego drania i egoistę, ale dzięki bójce wyładował już swoją złość, tłumioną
od tak dawna. Chyba sprawdziło się powiedzenie, że nieporozumienia pomiędzy
mężczyznami najlepiej wyjaśnić za pomocą pięści. Gdyby tylko nie to złamanie.
Westchnął i usiadł na jednym ze słupków startowych. Nawet nie zauważył, że
wybrał miejsce akurat przy torze, gdzie płynął Sasuke, dopóki ten nie ochlapał
go wodą. Odruchowo spojrzał w dół: świetnie wyrzeźbiona sylwetka, precyzyjne ruchy, wyraz uporu na twarzy –
nawet on sam musiał przyznać, że jest na co popatrzeć. Sasuke był idealny pod
każdym względem, oczywiście fizycznie, bo jego charakter pozostawiał wiele do
życzenia. Tak, gdyby nie paskudne zachowanie, to może nawet zostaliby dobrymi
znajomymi, w końcu dzielili jedną pasję. Naruto, snując swoje rozważania, nie
zdawał sobie sprawy, że przez cały czas śledzi wzrokiem Sasuke, który w tym
momencie po raz kolejny dopłynął do słupka, jednak zamiast odbić się i
zawrócić, podciągnął się i oparł rękami
o krawędź basenu.