8 czerwca 2009

Rywale - rozdział 12


Naruto po raz pierwszy w życiu nie mógł się doczekać powrotu na uczelnię. Coś go tam ciągnęło jak nigdy wcześniej, coś, co było nawet bardziej ekscytujące od mających się wkrótce rozpocząć treningów, coś, a raczej ktoś… Sam nie był w stanie pojąć, jak w tak krótkim czasie mógł przyzwyczaić się do obecności tego czarnowłosego, wrednego drania, który, gdy chciał, potrafił być jednak inny. Coraz częściej przechodziły go przyjemne dreszcze na wspomnienie tamtego pocałunku, dotyku. Dlaczego on tak na niego działał? Wcześniej zrzucał winę na chorobę, jednak gorączka dawno ustąpiła, a przyjemne uczucie okolicach brzucha – nie. Czekał więc na te zajęcia, tym bardziej, że odkąd Sasuke natknął się przypadkiem na Kibę i Shikamaru w mieszkaniu, przestał go odwiedzać. Najwyraźniej uznał, że Naruto nie potrzebuje już jego pomocy. Tak przynajmniej wmawiał sobie sam zainteresowany, chociaż dobrze wiedział, że nie do końca o to chodzi.
Sasuke w ogóle jakoś dziwnie reagował, kiedy wspominał swoich przyjaciół. Zżymał się wtedy i udawał zainteresowanie jakimś mało istotnym przedmiotem w pokoju. Naruto nie miał pojęcia, dlaczego się tak zachowuje, ale starał się w jego obecności nie mówić o nich. Tamtego dnia Kiba zadzwonił do niego, zapowiadając wizytę, więc poprosił go o kupienie kilku rzeczy. Wiedział, że ma przyjść Sasuke i wcześniej zapytać jego, ale nie miał numeru telefonu, z czego zdał sobie sprawę dopiero, kiedy wziął do ręki komórkę. To dziwne, ale przez te kilka dni tak przywykł do jego obecności, że czasami zupełnie zapominał, iż jeszcze nie tak dawno go nienawidził. Teraz te uczucia zmieniły się, choć Naruto nie chciał nawet myśleć o tym do jakiego stopnia. Bo kim był dla niego Sasuke? Przyjacielem? Nie… Przyjaźń to trochę bardziej skomplikowana zależność i raczej nie zalicza się do niej kilkudniowej, na nowo zawartej znajomości, zwłaszcza takiej, która zaczyna się namiętnym pocałunkiem pod wpływem alkoholu. Poza tym na dotyk ręki przyjaciela nie reaguje się rumieńcem, jego oddech nie powinien powodować przyjemnych dreszczy, a myśli o nim – łaskotania w brzuchu. Takie rzeczy odczuwa się, kiedy jest się… Nie! Naruto odrzucił od siebie tę myśl, wybuchając śmiechem i próbując tym samym zagłuszyć cichy głosik w swojej głowie informujący natarczywie, że coś podobnego czuł podczas spotkań  z Sakurą.  
Tamtego dnia Sasuke zastał Naruto, gdy ten przekomarzał się wesoło z przyjaciółmi. Obok łóżka stały nie rozpakowane jeszcze torby z rzeczami, o które wcześniej prosił. Uchiha, z ponurym wyrazem twarzy, poinformował tylko o planowanych treningach, w których miał mu pomagać, po czym opuścił mieszkanie, nie zaszczycając go już ani jednym spojrzeniem. Był cholernie zły, co nie uszło uwadze Kiby.
- Współczuję ci, trenować z kimś takim jak on – stwierdził, kiwając głową. – W ogóle, ciekawe skąd wie, gdzie mieszkasz.
- Wtedy, gdy złamał mi rękę, odwiózł mnie do domu – wyjaśnił Naruto, w którym na widok Sasuke wszystko aż podskoczyło. Dlaczego aż tak się zirytował? Przecież to normalne, że odwiedzali go przyjaciele. Zwłaszcza, gdy był chory.
- I co, może jeszcze oczekiwał wdzięczności? – prychnął Kiba. Nie lubił tego egoistycznego dupka i nigdy się z tym nie krył. Zresztą, ta „sympatia” działała najwyraźniej w obie strony.
- Dziwne, że przyszedł z tym tutaj, mógł ci powiedzieć w poniedziałek na uczelni? – wtrącił Shikamaru, obserwując uważnie leżącego w łóżku kumpla.
- Może Kakashi mu kazał – Naruto wzruszył ramionami, odwracając głowę. Czuł, że jego twarz płonie. Oczywiście, że wiedział, dlaczego Sasuke przyjechał. Od kilku dni między nimi działo się coś, czego nie potrafiłby wytłumaczyć przyjaciołom. Ba, on nawet nie był w stanie wytłumaczyć tego samemu sobie. Dlatego właśnie ukrywał przed nimi fakt, że jego rywal bywał tu codziennie od czasu imprezy. Nie miał pojęcia, jakby zareagowali, nie wspominał jeszcze o wyjaśnionej historii z Sakurą. Zresztą, nawet gdyby wszystko opowiedział, to czy byłoby to przekonujące wyjaśnienie? Sam fakt, że jego niedawny wróg numer jeden zajmował się nim podczas choroby, był co najmniej dziwny, wolał więc póki co przemilczeć tę kwestię.
- A właśnie. – Kiba nachylił się w jego stronę ze złośliwym uśmieszkiem. – Wiem, co się stało na imprezie – zachichotał złośliwie.
- Co się stało na imprezie? – Naruto momentalnie pobladł. Pierwsze, co przyszło mu na myśl, to on i Sasuke całujący się w pokoju. Nie, niemożliwe… Możliwe… Byli pijani, to przecież akademik, pełno ludzi! Jeżeli ktoś wszedł, mogli nie zauważyć, byli tak zajęci sobą.
- Ktoś się z kimś, no wiesz… Ten tego. - Kiba wymownie szturchnął go łokciem.
- No coś ty… To nie… – Naruto był coraz bardziej przerażony, co wyraźnie odbijało się na jego twarzy.
- Co z tobą? – Przyjaciel odsunął się, patrząc na niego dziwnie. – Ta choroba odebrała ci kompletni poczucie humoru? Myślałem, że podokuczamy trochę Shikamaru, a ty się zachowujesz jak kołek.
Shikamaru?  Naruto spojrzał na chłopaka w kitce, który, mimo znudzonej miny, prezentował lekkie rumieńce i nagle zrozumiał. No oczywiście, przecież cały czas dogryzali mu z powodu Temari. Czyli o nich chodzi Kibie. Z niemałą ulgą uśmiechnął się szeroko, ukazując wszystkie zęby.
- No to gratuluję! –Uścisnął przyjacielowi dłoń. – Kiedy ślub?
Kiba zarechotał, zadowolony z faktu, że Naruto podjął jednak grę.
- Bardzo śmieszne. – Shikamaru zdzielił obu po głowach. - Jesteście okropnie upierdliwi – westchnął.
- To kara za to, że nie powiedziałeś od razu – stwierdził Kiba.
- Mam uwierzyć, że gdybym powiedział, to ty łaskawie przemilczałbyś ten temat?
-  Wiesz, w sumie masz rację. To ponad moje siły. – Kiba udał wielce zmartwionego tym faktem, czym przyprawił Naruto o atak niekontrolowanego śmiechu.
- Jesteście straszni.
- A ty nudny. Wszyscy zakochani tak mają?
- Nie wiem, spytaj wszystkich. Zresztą, tobie też by się przydało, może przestał byś tyle kłapać dziobem.
- O nie! Ja nie dam się omamić jak ty! – Kiba uznał, że najlepsza obroną będzie atak.
- A kto ostatnio obejmował szczebelek, płacząc, że nikt go nie kocha? – odgryzł się Shikamaru..
- Oj, nie czepiaj się! – Kiba spłonął czerwienią na wspomnienie tego incydentu. – Ja po prostu lubię wszystkie dziewczyny, nie potrzebuję jakiejś na stałe – próbował odzyskać rezon. – Ty też, prawda Naruto?
Blondyn, który cały czas śmiał się w poduszkę, momentalnie przestał. Spojrzał przed siebie, odruchowo przytakując. To pytanie wytrąciło go z równowagi. Fakt, podobały mu się dziewczyny, ale w tym momencie jego myśli zaprzątał ktoś inny. I ten ktoś nie był dziewczyną… Roześmiał się z jakiegoś żartu, choć wcale nie było mu wesoło. Jeżeli reaguje tak dziwnie na Sasuke, to znaczy, że woli chłopaków? Nigdy nie miał tego typu fascynacji, co więcej, myśl, że miałby pocałować innego faceta, ewidentnie mu nie pasowała. Spojrzał kątem oka na Kibę. Samo wyobrażenie jego zamiast Sasuke w sytuacji z imprezy spowodowało wybuch śmiechu. Skrzywił się zabawnie. Zdecydowanie nie leciał na facetów. Więc dlaczego z Sasuke tak mu się podobało? Dlaczego ten drań tak go pociągał? Nie, naprawdę nie powinien o tym myśleć. Całą siłą woli skupił się na rozmowie z przyjaciółmi, obiecując sobie, że dopiero następnego dnia wszystko przeanalizuje.

Sasuke był zły na Naruto. Chciał, żeby ten tylko na nim mógł polegać, bo stanowiło to dobry pretekst do odwiedzin. A teraz? Czy ci jego kumple wszędzie muszą wetknąć nos? – myślał zirytowany, zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że w końcu oni byli jego przyjaciółmi i to normalne, że chcieli pomóc. Tylko dlaczego ten idiota prosił o to właśnie ich? Dlaczego nie jego? Zdenerwowany zrzucił z biurka swoje notatki, zakłócając tym samym pedantyczny porządek panujący w pokoju. Jego silne postanowienie, że poczeka, aż Naruto sam się zorientuje, powoli zaczynało słabnąć A co, jeżeli on nigdy się nie domyśli? A co, jeżeli w ogóle o tym zapomni? To było bardzo możliwe, biorąc pod uwagę jego obecne zachowanie. Sasuke aż syknął ze złości. Nie mógł wiedzieć, że chłopak domyśla się powoli, co takiego zaczyna się między nimi dziać, tylko usiłuje zepchnąć tę myśl w najdalszy zakątek umysłu. Nie mógł tego wiedzieć i nie mógł również przypuszczać, że Naruto coraz częściej miewa sny, w których wsuwa ręce między czarne kosmyki, zatapiając się w pocałunku, bardzo przypominającym ten sprzed tygodnia. Bijąc się z myślami, zabrał ubrania na zmianę i poszedł pod prysznic. Po chwili ciepła woda spływała po jego idealnie wyrzeźbionym ciele. Wziął z półki szampon i wmasowywał we włosy, tworząc pianę. Przyjemne… Ciekawe jak przyjemnie byłoby, gdyby to robiły ręce kogoś innego. Sasuke wbrew woli wyobraził sobie Naruto, który opuszkami palców przesuwa po jego skroniach. On odwdzięcza się tym samym, bawiąc się blond kosmykami, uważając, żeby piana nie wpadła do tych przeraźliwie błękitnych oczu. Obraz Naruto nie znikał, a w swoich myślach on sam był coraz odważniejszy. Chciał go dotykać, gładzić… Ciepła woda spływała po jego ciele, drażniąc najbardziej wrażliwe zakątki i Sasuke czuł, że zaczyna reagować na własne wyobrażenia. Czyli jednak okazał się gejem? Nie był pewien, żaden inny chłopak go nie interesował. W ogóle nikt inny go nie interesował. Tylko on, tylko Naruto… Głośnie pukanie do drzwi łazienki, sprawiło, że wrócił do rzeczywistości.
- Sasuke, ja wychodzę. – To Itachi informował brata o tak nieistotnej w tym momencie sprawie.
Oparł czoło o kafelki. Obraz powoli stawał się na powrót widokiem kabiny prysznicowej. Dosyć! Odkręcił zimną wodę, czując, jak wstrząsają nim dreszcze.

Naruto zbiegł po schodach, omal nie przewracając po drodze jednego z mieszkańców bloku. Był poniedziałek rano, niedługo musiał wyjść na zajęcia, a przypomniał sobie, że nie ma mleka do kawy. Nie było mowy o początku dnia bez tego napoju, zresztą sklep osiedlowy był bardzo blisko. Wracając, natknął się na sąsiadkę, która taszczyła jakieś siatki.
- Dzień dobry, Naruto – uśmiechnęła się na jego widok. – Już całkiem zdrowy?
- Jasne. To dzięki rosołowi! – Odwzajemnił uśmiech, biorąc z rąk kobiety torby. Zawsze pomagał jej w ten sposób, to było jedyne, co mógł zrobić w podziękowaniu za troskę.
- Dlaczego wszyscy nie mogą być tacy jak ty? – westchnęła wyraźnie zmartwiona, czochrając jego blond czuprynę.
- Coś się stało? – spytał, pomijając milczeniem komplement.
- Wczoraj widziałam wnuczkę z jakimś chłopakiem. Jak on wygląda! Nieporządnie ubrany, a te jego włosy! – Pokręciła głową zrezygnowana.
- Co z nimi nie tak?
- Jakieś takie dziwne i długie, na pewno należy do jakiejś subkultury.
- Nie można oceniać książki po okładce – stwierdził filozoficznie, mając na uwadze ostatnie wydarzenia z jego życia.
- Ale mimo wszystko… Wolałabym, żeby się z nim nie spotykała. Jest tylu miłych chłopców – spojrzała na niego.
Naruto roześmiał się. Wiedział, że sąsiadka próbuje go zeswatać ze swoja wnuczką, i że najchętniej widziałaby go w rodzinie. Na jego szczęście dziewczyna chyba była zajęta i nie będzie musiał szukać wykrętów. Swoją drogą, ciekawe jaka ona była, nigdy jej tu nie widział.
-  A ty, Naruto, masz kogoś? – zapytała z ciekawością.
- Nie – odpowiedział szczerze, już po chwili tego żałując, bo mina sąsiadki wyrażała jakąś dziwną nadzieję.
- To dobrze – uśmiechnęła się.
- Dobrze mi tak, jak jest – stwierdził, stawiając jej torby przed drzwiami. Mimowolnie pomyślał o Sasuke. – To ja już pójdę, spieszę się na zajęcia – pożegnał kobietę i uciekł do swojego mieszkania.

Dni dzielące Naruto od treningów minęły bardzo szybko. Codziennie na uczelni wypatrywał czarnej czupryny i zawsze znajdował ją parę rzędów niżej. Często łapał się na tym, że całe zajęcia gapił się na Sasuke, analizując wszystko, co się wydarzyło. Brakowało mu  go – przyznawał się do tego sam przed sobą. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się do niego przyzwyczaił, bo to nie było normalne i zdawał sobie z tego sprawę.
Sasuke z kolei miał ochotę podejść i zaciągnąć gdzieś tego blond młotka, ale ciągle wokół niego kręcili się ci jego kumple, jak ich w myślach nazywał. Doszedł do wniosku, że trzeba chyba w bardziej dosadny sposób uświadomić mu, jak się mają rzeczy, tym razem już bez udziału procentów we krwi, ale okazja jakoś się nie nadarzała. Nie przejmował się zbytnio, bo wiedział, że będzie miał na to dużo czasu podczas treningów, jednak niecierpliwość dawała o sobie znać. Mimo że starał się wyglądać jak zawsze – chłodny, opanowany, obojętny, to gdzieś w środku wszystko aż kipiało.
- Sasuke… - Sakura Haruno podeszła niepewnym krokiem.
- Tak? – Czarne oczy błysnęły groźnie, jak zawsze, gdy ją widział.
- Pani Tsunade wzywa cię do siebie.
Skinął głową na potwierdzenie, że zrozumiał. Sakura odeszła, a on podniósł się z miejsca. Rzucając jeszcze przelotne spojrzenie w stronę Naruto, który wiercił się niespokojnie na swoim miejscu, wyszedł z auli. Zajęcia jeszcze się nie rozpoczęły, ale nie było w tym nic dziwnego,gdyż Kakashi, który je prowadził, zawsze się spóźniał. Po chwili, którą zajęło mu dotarcie na pierwsze piętro, zapukał do drzwi gabinetu dyrektorki i po ostrym „proszę” wszedł do środka.
- Siadaj. – Tsunade, nie bawiąc się w żadne wstępy, wskazała mu fotel.
Sasuke zauważył, że oprócz niej w pomieszczeniu stoi jeszcze opierając się o ścianę ich trener. Tym razem przynajmniej jego powód spóźnienia byłby wiarygodny – pomyślał.
- Uchiha, wiesz po co zostałeś wezwany? – Tsunade oparła brodę na dłoniach.
- Domyślam się. – Chłopak usiadł naprzeciwko niej.
- Od jutra Uzumaki zaczyna treningi, a ty jesteś współodpowiedzialny za to, żeby wrócił do formy.
Sasuke tylko skinął głową.
- Przeanalizowaliśmy z  trenerem Kakashim nagrania z waszych ostatnich zawodów. Patrz uważnie – wstała i włączyła monitor. Po chwili na ekranie wyświetlił się błękitny prostokąt basenu, kilku zawodników stało już na słupkach startowych. Rozległ się strzał i wskoczyli do wody. Kamera śledziła wszystkich, jednak Sasuke nie mógł oderwać wzroku od postaci w pomarańczowym czepku. Wiedział, że to Naruto. Płynął drugi, nie dając się wyprzedzić osobie na sąsiednim torze. Sasuke, obserwując ruchy jego ramion, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że chłopak jest idealny.
- Widziałeś? – Kakashi nagle zatrzymał pilotem obraz.
- Co widziałem? – Sasuke nie bardzo wiedział, o co chodzi, był zbyt pochłonięty widokiem, który go fascynował.
- Uchiha! Co z tobą! – Tsunade uderzyła dłonią w biurko. - Skup się na Uzumakim, a nie błądzisz gdzieś myślami!
Przecież właśnie to robię – przemknęło mu przez myśl, jednak nie wypowiedział tych słów na głos. Wiedział, co miała na myśli, nie był idiotą. Musiał skupić się na stylu pływania, a nie ciele Naruto. Gdyby to było takie proste…
- Jeszcze raz! – Kakashi przewinął nagranie.
Tym razem Sasuke uważnie śledził każdy ruch. Naruto płynął poprawnie, ruchy jego rąk i nóg były odpowiednie. Zawodnicy dopływali do końca basenu, zwrot i kolejna odległość. Naruto stracił drugą pozycję, na rzecz innego zawodnika. Sasuke już wiedział, co jest nie tak i kiedy ich trener ponownie zatrzymał obraz, spojrzał na niego.
- Odbicia – stwierdził, pewny swojej tezy.
- Zgadza się. – Mężczyzna pokiwał głową. – Za słabo się odbijał, to był jego błąd podczas ostatniego sezonu. Oprócz tego wszystko gra.
- Poza tym, jeszcze nie wiemy w jakiej formie jest teraz. Jutro będzie czas, żeby to sprawdzić. – Tsunade wstała z fotela, przechodząc w miejsce obok okna. – Kakashi ma na głowie całą waszą drużynę, nie może zajmować się jednym zawodnikiem i jego formą. Uchiha, jak już mówiłam, to twoje zadanie. Poradzisz sobie?
- Oczywiście – stwierdził Sasuke lekko oburzonym tonem. Był najlepszym zawodnikiem i nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby sobie z czymś nie poradzić.
- Nie zawiedź nas – dodała kobieta, a jej zwykle zachmurzoną twarz rozjaśnił uśmiech.