Następnego
dnia Itachi niestety nie miał czasu, żeby przyjechać na uczelnię, ale zadzwonił
do Naruto i wstępnie zgodził się na przechowanie małego psa, jak wywnioskował z
słów jakiegoś innego chłopaka, co rusz wtrącającego się w rozmowę. Kiba, mimo
iż obiecał, że będzie tylko stał z boku i słuchał, nie mógł się powstrzymać
przed dorzuceniem swoich trzech groszy. W końcu ważyły się losy jego pupila i
sądził, że nikt poza nim nie będzie potrafił wyjaśnić bratu Sasuke, jak
wspaniałym psem jest Akamaru. Koniec końców, umówili się, że Naruto i Kiba
przyprowadzą szczeniaka pod wieczór.
Itachi
już po południu wyciągnął z garażu karton z rzeczami Pakuna. Mimo że nie
planował kolejnego psa, to nigdy ich nie wyrzucił. Był beznadziejnie
sentymentalny, jak twierdził Sasuke. Jednak, co by nie mówił, teraz psie zabawki okazały się być przydatne. Kilka
piłek, piszczący gumowy jeż i pomidor, kilka psich sznurków. Takich do gryzienia.
O, i było jeszcze frizbi. Uśmiechnął się. Pakkun nie lubił się tym bawić,
zawsze, kiedy rzucał mu kółko, odwracał się tyłem, jakby taka rozrywka była
poniżej jego poziomu.
Itachi pojechał jeszcze tylko do pobliskiego sklepu
zoologicznego i kupił podwójną miseczkę na wodę i jedzenie. Miseczka był
niebieska, błyszcząca i choć dość droga, to sprzedawczyni bardzo ją polecała, a
on nie miał serca odmówić. Na końcu
przygotował nowemu lokatorowi legowisko i tak przygotowany, czekał na gości. Trochę
obawiał się, że przez padający deszcz nie przyjdą, ale jego obawy okazały się
niepotrzebne.
Kibę,
Naruto i Akamaru wpuścił do rezydencji Sasuke i to jego uśmieszek Itachi
zobaczył, kiedy tylko wyszedł z kuchni do przedpokoju, wycierając dopiero co
umytą niebieską miseczkę. Chwilę później spojrzał na Akamaru i zrozumiał. Mimo
że to dopiero szczeniak, już był większy od Pakuna.
–
Szybko rośnie – stwierdził ironicznie Sasuke, widząc zaskoczenie brata.
Akamaru,
jakby nic sobie nie robiąc z dezorientacji gospodarza nowego domu, podszedł do
Itachiego i zaczął łasić się o jego nogę, pozostawiając na ciemnych dżinsach
białą sierść.
–
Mówiliście, że to mały pies. – Itachi spojrzał bezradnie na nową niebieską
miseczkę. – To się chyba nie przyda na długo – mruknął, bardziej zawiedziony
nieprzemyślanym zakupem niż szczeniakiem. Bo co by nie mówić, pies był śliczny.
Biały, puchaty, a jego wielkie łapy zostawiały zabawne ślady błota, gdziekolwiek
się nie ruszył.
–
Jest mały… Przynajmniej na tę chwilę. – Naruto na widok miny Itachiego miał
ochotę się roześmiać. Doskonale wiedział, że Akamaru jeszcze urośnie i to dużo
– to był chyba owczarek górski. Męczony pytaniami Kiba w końcu zdradził, skąd
go ma.
Kilka
tygodni temu pojechał na weekend do domu. Jego pokój zawsze na niego czekał,
mimo że w domu nie było zbyt dużo miejsca, większość pomieszczeń na parterze
została przebudowana na lecznicę dla zwierząt. Kiedyś praktykował w niej
ojciec, teraz prym przejęła starsza siostra – Hana. I to właśnie tam Kiba
zobaczył Akamaru. Mały, niknący w oczach szczeniaczek. Hana mówiła, że nie
wiadomo, czy w ogóle przeżyje, urodził się ostatni, nie dawał sobie rady. Kiba
nawet po powrocie na uczelnię nie mógł o nim zapomnieć. Dzwonił do domu
codziennie, pytał o niego, chociaż wiedział, że Hana nigdy, przenigdy, nie
pozwoli mu go zabrać. Dobrze pamiętała, jak więził w słoiku ślimaki, zamęczał
przytulaniem świnkę morską czy próbował wykąpać kota, który do dziś omija go
szerokim łukiem. I to nie tak, że Kiba
nie kochał zwierząt. On kochał je aż za bardzo, dlatego często, zupełnym
przypadkiem, robił im krzywdę. Kiba jednak nie dawał za wygraną. Karmiony
butelką Akamaru nabrał sił, a Hana widząc, jak bratu na nim zależy,
zaproponowała, aby to on znalazł mu nowy dom. No i Kiba znalazł. Własny
akademik. A Hanę zostawił w przekonaniu, że Temari, którą w tajemnicy przed
Shikamaru uprosił na kolanach o przysługę, jest nową właścicielką szczeniaka.
Tylko jak zwykle Kiba dobrze tego nie przemyślał…
–
Zresztą, nieważne. – Itachi odstawił miskę i wziął psa na ręce. Mimo że Akamaru
ważył już sporo i pobrudził mu błotem nową ciemnoczerwoną koszulę, nie
przejmował się tym. Szczeniak, zadowolony taką atencją, polizał go po policzku,
najwyraźniej z miejsca akceptując nowego tymczasowego właściciela.
–
Brutus – jęknął Kiba. On, nieważne jak bardzo się starał, nigdy nie dostał
takich dowodów sympatii od Akamaru. Uchiha najwyraźniej mieli w sobie to coś,
co przyciągało jak magnes psy. I Naruto – pomyślał, ale nie wypowiedział tego
na głos w obawie, że nieźle dostanie mu się za tego typu porównania.
–
Czyli, co… Akamaru zostaje? – spytał Naruto, któremu trochę ulżyło, że Itachi
się nie wycofał. Pewny siebie ściągnął kurtkę, z której kapiąca woda zdążyła zrobić
już niewielką kałużę i odwiesił na wieszak. Kiba, nadal niepewny co do tego, co
ma zrobić, stał w miejscu.
–
A właśnie, zostawcie te kurtki i wejdźcie do środka – zreflektował się Itachi.
– Zimno jak cholera, zrobię jakąś kawę – stwierdził, odstawiając Akamaru na
podłogę i idąc do kuchni. Szczeniak, nie zwracając na swojego poprzedniego
właściciela najmniejszej uwagi, poszedł za nim.
Naruto,
mimo że rozmowa z Itachim i Kibą na temat Akamaru była dość zabawna, nie mógł
odpędzić od siebie natrętnych myśli, porównywania obecnego dnia do tego sprzed
kilku miesięcy. Wtedy też padało, też przyszedł do Sasuke, tylko cel wizyty był
zupełnie inny. Czasem zastanawiał się, czy gdyby wtedy tak otwarcie nie dał do
zrozumienia, co czuje, to teraz byliby razem. W końcu Sasuke nie był osobą,
która cokolwiek ułatwiała. Wręcz przeciwnie… Spojrzał na niego – pił powoli
kawę ze swojego nudnego granatowego kubka. Na pierwszy rzut oka wydawał się
strasznie schematyczny, poukładany. Tylko Naruto wiedział, że kiedy chce, potrafi
być inny. I w tym momencie zamierzał z tego skorzystać.
–
Miałeś dać mi notatki z logiki – wymyślił na poczekaniu, mając nadzieję, że
Sasuke zrozumie sugestię i nie zada głupich pytań.
Sasuke
najwyraźniej zrozumiał. Odstawił kubek i podniósł się, niby leniwie, niedbale,
jakby sugerując uświadomionemu Kibie i zbyt wścibskiemu Itachiemu, że
faktycznie chodzi tylko o jakiś zeszyt. Jednak żaden z nich nie zwrócił na
niego uwagi, byli zbyt zajęci psimi sprawami.
Naruto,
mamrocząc pod nosem coś w stylu „zaraz wracam”, poszedł za Sasuke na górę,
jednak kiedy tylko drzwi do pokoju się zamknęły, pocałował go. Dość długo tego
nie robił, ostatnio ciągle coś stało na przeszkodzie.
–
Notatki z logiki? – Sasuke, który na chwilę oderwał się od niego, nie mógł
sobie odpuścić złośliwości. – Wszyscy wiedzą, że pożyczasz je od Shikamaru.
–
Kiba i tak nie zauważył. – Naruto wzruszył ramionami. – Musimy teraz o tym
gadać? – zapytał, odrobinę zniecierpliwiony. Zsunął z ramion Sasuke czarną
bluzę, nie do końca mogąc sobie jednak poradzić z suwakiem. – Zaciął się –
wymamrotał.
Sasuke
tylko się uśmiechnął. Wprawnym ruchem rozpiął bluzę do końca i zrzucił ją na
podłogę. Chwycił Naruto w pasie i popchnął go na drzwi, całując go mocno.
Uzależnił się już od tego. Na uczelni musieli uważać, żeby się nie wydało, ale
czasami nie mógł się powstrzymać i zaciągał go do łazienki. Naruto co prawda
nie pozwalał mu tam do tej pory na nic więcej niż pocałunki, ale pracował nad
tym. Jeszcze trochę i zmieni zdanie, już on się o to postara. W końcu kabiny
były zamykane od wewnątrz, a adrenalina związana z tym, że ktoś mimo wszystko
może ich przyłapać, była nie do opisania. Jeszcze Naruto będzie powstrzymywał
jęki, dochodząc w akademickiej toalecie prosto w jego usta.
–
Ale ty mnie kręcisz… – Rozochocony swoimi własnymi wizjami Sasuke, chwycił go
jedną ręką za włosy, a drugą przesunął na jego tyłek. Naruto miał świetną
sylwetkę, lata treningu zrobiły swoje. Lubił na niego patrzeć na basenie, pod
prysznicem, w łóżku. W łóżku… Sasuke zerknął na swój tapczan, a już chwilę
później popchnął na niego Naruto i znów zaczął go całować. Brutalnie,
agresywnie, gryząc wargi, język… Po chwili jego ręce, jakby zupełnie
bezwiednie, zsunęły się w okolice paska od spodni. Był na niego tak napalony….
I w tym momencie miał w nosie, że nie są w domu sami.
Naruto
roześmiał mu się w usta. Podobał mu się taki Sasuke. Lubił tę jego zaborczość,
pewność siebie, to, że zawsze wiedział, czego chce. Najchętniej sam dobrałby
się teraz do jego rozporka, ale fakt, że w kuchni siedzą Itachi i Kiba, skutecznie
go od tego pomysłu odwodził. Oprzytomniał, gdy poczuł, że Sasuke zaczyna
rozpinać mu spodnie. Nie mogli… Nie teraz…
–
Nie, czekaj! – odepchnął go lekko.
–
No co ty? – spytał zdezorientowany Sasuke. Patrzył rozgorączkowanym wzrokiem i miał
już spory problem w spodniach.
Naruto
tylko pokręcił głową, oddychając ciężko. Cholera, musiał się uspokoić. Trochę
ich poniosło. Choć trochę, to mało powiedziane.
–
Przecież nie możemy teraz, gdy na dole jest Kiba…
–
To po co mnie tu zaciągnąłeś? I zacząłeś całować? – Sasuke naprawdę nie
rozumiał jego toku myślenia.
–
Oj, bo chciałem cię tylko trochę sprowokować, żeby łatwiej było cię przekonać –
mruknął Naruto, patrząc gdzieś w kąt. No dobra, głupio wyszło, ale przecież
tego nie planował. Nie aż tak. Po prostu Sasuke tak na niego działał, że nie
był w stanie mu się oprzeć.
–
Przekonać do czego? – Sasuke zmarszczył brwi, a jego mina nie wróżyła nic
dobrego.
–
Chciałem, żebyś pożyczył mi samochód? – wymamrotał Naruto. – Na ten weekend, kiedy
wyjedziesz – dodał szybko
–
Po co ci mój samochód? – zapytał Sasuke. Był zły. Czy Naruto naprawdę wyobrażał
sobie, że w taki sposób go do tego przekona? On był jednak idiotą do kwadratu.
–
Na cement… – Naruto wzruszył ramionami. Podniecenie już z niego powoli opadało.
–
Cement? Po cholerę ci cement? – Sasuke zupełnie nie rozumiał o co chodzi. Gdyby
nie to, że Naruto z niepewnym wyrazem twarzy opadł na jego krzesło, dałby sobie
rękę uciąć, że w coś go wkręca.
–
Na… – nie dokończył, bo z dołu dobiegł ich głos Itachiego:
–
Sasuke, Naruto, długo będziecie jeszcze szukać tych notatek?
Kiedy
w końcu obaj zeszli na do kuchni, Sasuke nadal był w samej koszulce, co nie
umknęło uwadze jego brata.
–
Widzę, że zrobiło ci się gorąco – stwierdził wesoło. – I jesteście jacyś tacy rozczochrani…
Naruto
od razu wsunął palce we włosy, starając się je ułożyć, dopiero po chwili
orientując się, że Itachi powiedział to specjalnie. Spojrzał na Kibę, ale ten
chyba w ogóle nie załapał żartu.
–
Możesz mi do cholery powiedzieć, o co chodzi z tym cementem? – Sasuke
zignorował zarówno aluzje Itachiego, jak i to, że nie są już z Naruto sami.
Nadal się na niego wściekał. Jak można kogoś doprowadzić do takiego stanu tylko
po to, żeby o coś poprosić? To był sadyzm. Okej, jeszcze jakby dokończyli, to
może inaczej by na to spojrzał, a tak…
–
Na aleję – wyjaśnił Naruto lakonicznie.
–
Robicie dalej aleję studentów? – zainteresował się Itachi. Dobrze wiedział, o
co chodzi.
Dawno
temu wymyślono pewien zwyczaj. Każdy, kto studiuje lub studiował w Akademii
Wychowania Fizycznego powinien zostawić odcisk swojej dłoni w betonie tuż przed
budynkiem zarządu uczelni. Był tam chodniczek z czerwonego polbruku, który
idealnie się do tego nadawał. Oczywiście nie było mowy o pospisywaniu się
imieniem czy nazwiskiem, nikt nie był na tyle głupi, żeby podawać się na tacy
władzom uczelni, które surowo tego zabraniały. Ponoć chodniczek był elementem
infrastruktury, dopasowanym kolorystycznie do otoczenia. Jednak studenci mieli
gdzieś infrastrukturę i do tej pory znalazło się tam około stu pięćdziesięciu
odcisków dłoni, z czego jeden należał właśnie do Itachiego (który, mimo że tam
nie studiował, był zachwycony inicjatywą). Niestety, w ostatnim czasie zbyt
często kręcili się w tamtych okolicach ochroniarze obiektu. Kto chciał
kontynuować tradycję, sporo ryzykował…
–
Chcemy, ale musimy przywieźć cement, przydałoby się auto… – Naruto spojrzał na
Sasuke, ale ten tylko pokręcił głową.
–
Mój samochód to nie betoniarka – stwierdził.
–
Ale ty jesteś sztywny, Sasuke – dogryzł mu Itachi. – Chcesz zostać mistrzem olimpijskim,
a boisz się zostawić po sobie ślad? Mięczak!
–
Kto powiedział, że się boję? – odpowiedział Sasuke. Zmrużył oczy, a jego mina
wskazywała na to, że jednak podejmuje wyzwanie.
Itachi
tylko się uśmiechnął. To naprawdę nie było już tylko złudzenie. Jego brat
naprawdę wychodził ze swojej skorupy.
Bardzo dobry rozdział, już nie mogę się doczekać na następny. Po prostu uwielbiam to opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńWitam, witam,
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, ze powróciłaś tutaj z opowiadaniami... wczorajszy dzień poświęciłam sobie na przypomnienie tego opowiadania.... jest fantastyczne, wspaniale rozwija się to wszystko co jest między Sasuke,a Naruto.... co Itachi chce Akamaru to taki mały szczeniaczek.... ciekawe czy Ssuke pożyczy ten samochód Naruto....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
czesć... bardzo podoba mi sie jak piszesz zazdroszcze talentu i oczywiscie czekam na kontynuacje opowiadania tj nastepny rozdział:D:D
OdpowiedzUsuńWCIĄGAJĄCA HISTORIA!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na dalsze części, pomimo faktu, iż nie ukazywały się od 2 lat.
Żałuję, że wcześniej nie znalazłam Twojego bloga, ale jednocześnie ciesze się, że teraz mogę nadrobić Twoje powieści nie śpiąc po nocach :D
Serdecznie pozdrawiam i życzę weny
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Itaś bardzo łatwo prowokuje Sasuke... akamaru jest takim małym kochanym szczeniaczkiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka