1 stycznia 2014

Rywale - rozdział 37

Następnego dnia Itachi niestety nie miał czasu, żeby przyjechać na uczelnię, ale zadzwonił do Naruto i wstępnie zgodził się na przechowanie małego psa, jak wywnioskował z słów jakiegoś innego chłopaka, co rusz wtrącającego się w rozmowę. Kiba, mimo iż obiecał, że będzie tylko stał z boku i słuchał, nie mógł się powstrzymać przed dorzuceniem swoich trzech groszy. W końcu ważyły się losy jego pupila i sądził, że nikt poza nim nie będzie potrafił wyjaśnić bratu Sasuke, jak wspaniałym psem jest Akamaru. Koniec końców, umówili się, że Naruto i Kiba przyprowadzą szczeniaka pod wieczór.
Itachi już po południu wyciągnął z garażu karton z rzeczami Pakuna. Mimo że nie planował kolejnego psa, to nigdy ich nie wyrzucił. Był beznadziejnie sentymentalny, jak twierdził Sasuke. Jednak, co by nie mówił, teraz  psie zabawki okazały się być przydatne. Kilka piłek, piszczący gumowy jeż i pomidor, kilka psich sznurków. Takich do gryzienia. O, i było jeszcze frizbi. Uśmiechnął się. Pakkun nie lubił się tym bawić, zawsze, kiedy rzucał mu kółko, odwracał się tyłem, jakby taka rozrywka była poniżej jego poziomu.

 Itachi pojechał jeszcze tylko do pobliskiego sklepu zoologicznego i kupił podwójną miseczkę na wodę i jedzenie. Miseczka był niebieska, błyszcząca i choć dość droga, to sprzedawczyni bardzo ją polecała, a on nie miał serca odmówić.  Na końcu przygotował nowemu lokatorowi legowisko i tak przygotowany, czekał na gości. Trochę obawiał się, że przez padający deszcz nie przyjdą, ale jego obawy okazały się niepotrzebne.
Kibę, Naruto i Akamaru wpuścił do rezydencji Sasuke i to jego uśmieszek Itachi zobaczył, kiedy tylko wyszedł z kuchni do przedpokoju, wycierając dopiero co umytą niebieską miseczkę. Chwilę później spojrzał na Akamaru i zrozumiał. Mimo że to dopiero szczeniak, już był większy od Pakuna.
– Szybko rośnie – stwierdził ironicznie Sasuke, widząc zaskoczenie brata.
Akamaru, jakby nic sobie nie robiąc z dezorientacji gospodarza nowego domu, podszedł do Itachiego i zaczął łasić się o jego nogę, pozostawiając na ciemnych dżinsach białą sierść.
– Mówiliście, że to mały pies. – Itachi spojrzał bezradnie na nową niebieską miseczkę. – To się chyba nie przyda na długo – mruknął, bardziej zawiedziony nieprzemyślanym zakupem niż szczeniakiem. Bo co by nie mówić, pies był śliczny. Biały, puchaty, a jego wielkie łapy zostawiały zabawne ślady błota, gdziekolwiek się nie ruszył.
– Jest mały… Przynajmniej na tę chwilę. – Naruto na widok miny Itachiego miał ochotę się roześmiać. Doskonale wiedział, że Akamaru jeszcze urośnie i to dużo – to był chyba owczarek górski. Męczony pytaniami Kiba w końcu zdradził, skąd go ma.
Kilka tygodni temu pojechał na weekend do domu. Jego pokój zawsze na niego czekał, mimo że w domu nie było zbyt dużo miejsca, większość pomieszczeń na parterze została przebudowana na lecznicę dla zwierząt. Kiedyś praktykował w niej ojciec, teraz prym przejęła starsza siostra – Hana. I to właśnie tam Kiba zobaczył Akamaru. Mały, niknący w oczach szczeniaczek. Hana mówiła, że nie wiadomo, czy w ogóle przeżyje, urodził się ostatni, nie dawał sobie rady. Kiba nawet po powrocie na uczelnię nie mógł o nim zapomnieć. Dzwonił do domu codziennie, pytał o niego, chociaż wiedział, że Hana nigdy, przenigdy, nie pozwoli mu go zabrać. Dobrze pamiętała, jak więził w słoiku ślimaki, zamęczał przytulaniem świnkę morską czy próbował wykąpać kota, który do dziś omija go szerokim łukiem.  I to nie tak, że Kiba nie kochał zwierząt. On kochał je aż za bardzo, dlatego często, zupełnym przypadkiem, robił im krzywdę. Kiba jednak nie dawał za wygraną. Karmiony butelką Akamaru nabrał sił, a Hana widząc, jak bratu na nim zależy, zaproponowała, aby to on znalazł mu nowy dom. No i Kiba znalazł. Własny akademik. A Hanę zostawił w przekonaniu, że Temari, którą w tajemnicy przed Shikamaru uprosił na kolanach o przysługę, jest nową właścicielką szczeniaka. Tylko jak zwykle Kiba dobrze tego nie przemyślał…
– Zresztą, nieważne. – Itachi odstawił miskę i wziął psa na ręce. Mimo że Akamaru ważył już sporo i pobrudził mu błotem nową ciemnoczerwoną koszulę, nie przejmował się tym. Szczeniak, zadowolony taką atencją, polizał go po policzku, najwyraźniej z miejsca akceptując nowego tymczasowego właściciela.
– Brutus – jęknął Kiba. On, nieważne jak bardzo się starał, nigdy nie dostał takich dowodów sympatii od Akamaru. Uchiha najwyraźniej mieli w sobie to coś, co przyciągało jak magnes psy. I Naruto – pomyślał, ale nie wypowiedział tego na głos w obawie, że nieźle dostanie mu się za tego typu porównania.
– Czyli, co… Akamaru zostaje? – spytał Naruto, któremu trochę ulżyło, że Itachi się nie wycofał. Pewny siebie ściągnął kurtkę, z której kapiąca woda zdążyła zrobić już niewielką kałużę i odwiesił na wieszak. Kiba, nadal niepewny co do tego, co ma zrobić, stał w miejscu.
– A właśnie, zostawcie te kurtki i wejdźcie do środka – zreflektował się Itachi. – Zimno jak cholera, zrobię jakąś kawę – stwierdził, odstawiając Akamaru na podłogę i idąc do kuchni. Szczeniak, nie zwracając na swojego poprzedniego właściciela najmniejszej uwagi, poszedł za nim.
Naruto, mimo że rozmowa z Itachim i Kibą na temat Akamaru była dość zabawna, nie mógł odpędzić od siebie natrętnych myśli, porównywania obecnego dnia do tego sprzed kilku miesięcy. Wtedy też padało, też przyszedł do Sasuke, tylko cel wizyty był zupełnie inny. Czasem zastanawiał się, czy gdyby wtedy tak otwarcie nie dał do zrozumienia, co czuje, to teraz byliby razem. W końcu Sasuke nie był osobą, która cokolwiek ułatwiała. Wręcz przeciwnie… Spojrzał na niego – pił powoli kawę ze swojego nudnego granatowego kubka. Na pierwszy rzut oka wydawał się strasznie schematyczny, poukładany. Tylko Naruto wiedział, że kiedy chce, potrafi być inny. I w tym momencie zamierzał z tego skorzystać.
– Miałeś dać mi notatki z logiki – wymyślił na poczekaniu, mając nadzieję, że Sasuke zrozumie sugestię i nie zada głupich pytań.
Sasuke najwyraźniej zrozumiał. Odstawił kubek i podniósł się, niby leniwie, niedbale, jakby sugerując uświadomionemu Kibie i zbyt wścibskiemu Itachiemu, że faktycznie chodzi tylko o jakiś zeszyt. Jednak żaden z nich nie zwrócił na niego uwagi, byli zbyt zajęci psimi sprawami.
Naruto, mamrocząc pod nosem coś w stylu „zaraz wracam”, poszedł za Sasuke na górę, jednak kiedy tylko drzwi do pokoju się zamknęły, pocałował go. Dość długo tego nie robił, ostatnio ciągle coś stało na przeszkodzie.
– Notatki z logiki? – Sasuke, który na chwilę oderwał się od niego, nie mógł sobie odpuścić złośliwości. – Wszyscy wiedzą, że pożyczasz je od Shikamaru.
– Kiba i tak nie zauważył. – Naruto wzruszył ramionami. – Musimy teraz o tym gadać? – zapytał, odrobinę zniecierpliwiony. Zsunął z ramion Sasuke czarną bluzę, nie do końca mogąc sobie jednak poradzić z suwakiem. – Zaciął się – wymamrotał.
Sasuke tylko się uśmiechnął. Wprawnym ruchem rozpiął bluzę do końca i zrzucił ją na podłogę. Chwycił Naruto w pasie i popchnął go na drzwi, całując go mocno. Uzależnił się już od tego. Na uczelni musieli uważać, żeby się nie wydało, ale czasami nie mógł się powstrzymać i zaciągał go do łazienki. Naruto co prawda nie pozwalał mu tam do tej pory na nic więcej niż pocałunki, ale pracował nad tym. Jeszcze trochę i zmieni zdanie, już on się o to postara. W końcu kabiny były zamykane od wewnątrz, a adrenalina związana z tym, że ktoś mimo wszystko może ich przyłapać, była nie do opisania. Jeszcze Naruto będzie powstrzymywał jęki, dochodząc w akademickiej toalecie prosto w jego usta.
– Ale ty mnie kręcisz… – Rozochocony swoimi własnymi wizjami Sasuke, chwycił go jedną ręką za włosy, a drugą przesunął na jego tyłek. Naruto miał świetną sylwetkę, lata treningu zrobiły swoje. Lubił na niego patrzeć na basenie, pod prysznicem, w łóżku. W łóżku… Sasuke zerknął na swój tapczan, a już chwilę później popchnął na niego Naruto i znów zaczął go całować. Brutalnie, agresywnie, gryząc wargi, język… Po chwili jego ręce, jakby zupełnie bezwiednie, zsunęły się w okolice paska od spodni. Był na niego tak napalony…. I w tym momencie miał w nosie, że nie są w domu sami.
Naruto roześmiał mu się w usta. Podobał mu się taki Sasuke. Lubił tę jego zaborczość, pewność siebie, to, że zawsze wiedział, czego chce. Najchętniej sam dobrałby się teraz do jego rozporka, ale fakt, że w kuchni siedzą Itachi i Kiba, skutecznie go od tego pomysłu odwodził. Oprzytomniał, gdy poczuł, że Sasuke zaczyna rozpinać mu spodnie. Nie mogli… Nie teraz…
– Nie, czekaj! – odepchnął go lekko.
– No co ty? – spytał zdezorientowany Sasuke. Patrzył rozgorączkowanym wzrokiem i miał już spory problem w spodniach. ­
Naruto tylko pokręcił głową, oddychając ciężko. Cholera, musiał się uspokoić. Trochę ich poniosło. Choć trochę, to mało powiedziane.
– Przecież nie możemy teraz, gdy na dole jest Kiba…
– To po co mnie tu zaciągnąłeś? I zacząłeś całować? – Sasuke naprawdę nie rozumiał jego toku myślenia.
– Oj, bo chciałem cię tylko trochę sprowokować, żeby łatwiej było cię przekonać – mruknął Naruto, patrząc gdzieś w kąt. No dobra, głupio wyszło, ale przecież tego nie planował. Nie aż tak. Po prostu Sasuke tak na niego działał, że nie był w stanie mu się oprzeć.
– Przekonać do czego? – Sasuke zmarszczył brwi, a jego mina nie wróżyła nic dobrego.

– Chciałem, żebyś pożyczył mi samochód? – wymamrotał Naruto. – Na ten weekend, kiedy wyjedziesz – dodał szybko
– Po co ci mój samochód? – zapytał Sasuke. Był zły. Czy Naruto naprawdę wyobrażał sobie, że w taki sposób go do tego przekona? On był jednak idiotą do kwadratu.
– Na cement… – Naruto wzruszył ramionami. Podniecenie już z niego powoli opadało.
– Cement? Po cholerę ci cement? – Sasuke zupełnie nie rozumiał o co chodzi. Gdyby nie to, że Naruto z niepewnym wyrazem twarzy opadł na jego krzesło, dałby sobie rękę uciąć, że w coś go wkręca.
– Na… – nie dokończył, bo z dołu dobiegł ich głos Itachiego:
– Sasuke, Naruto, długo będziecie jeszcze szukać tych notatek?

Kiedy w końcu obaj zeszli na do kuchni, Sasuke nadal był w samej koszulce, co nie umknęło uwadze jego brata.
– Widzę, że zrobiło ci się gorąco – stwierdził wesoło. – I jesteście jacyś tacy rozczochrani…
Naruto od razu wsunął palce we włosy, starając się je ułożyć, dopiero po chwili orientując się, że Itachi powiedział to specjalnie. Spojrzał na Kibę, ale ten chyba w ogóle nie załapał żartu.
– Możesz mi do cholery powiedzieć, o co chodzi z tym cementem? – Sasuke zignorował zarówno aluzje Itachiego, jak i to, że nie są już z Naruto sami. Nadal się na niego wściekał. Jak można kogoś doprowadzić do takiego stanu tylko po to, żeby o coś poprosić? To był sadyzm. Okej, jeszcze jakby dokończyli, to może inaczej by na to spojrzał, a tak…
– Na aleję – wyjaśnił Naruto lakonicznie.
– Robicie dalej aleję studentów? – zainteresował się Itachi. Dobrze wiedział, o co chodzi.
Dawno temu wymyślono pewien zwyczaj. Każdy, kto studiuje lub studiował w Akademii Wychowania Fizycznego powinien zostawić odcisk swojej dłoni w betonie tuż przed budynkiem zarządu uczelni. Był tam chodniczek z czerwonego polbruku, który idealnie się do tego nadawał. Oczywiście nie było mowy o pospisywaniu się imieniem czy nazwiskiem, nikt nie był na tyle głupi, żeby podawać się na tacy władzom uczelni, które surowo tego zabraniały. Ponoć chodniczek był elementem infrastruktury, dopasowanym kolorystycznie do otoczenia. Jednak studenci mieli gdzieś infrastrukturę i do tej pory znalazło się tam około stu pięćdziesięciu odcisków dłoni, z czego jeden należał właśnie do Itachiego (który, mimo że tam nie studiował, był zachwycony inicjatywą). Niestety, w ostatnim czasie zbyt często kręcili się w tamtych okolicach ochroniarze obiektu. Kto chciał kontynuować tradycję, sporo ryzykował…
– Chcemy, ale musimy przywieźć cement, przydałoby się auto… – Naruto spojrzał na Sasuke, ale ten tylko pokręcił głową.
– Mój samochód to nie betoniarka – stwierdził.
– Ale ty jesteś sztywny, Sasuke – dogryzł mu Itachi. – Chcesz zostać mistrzem olimpijskim, a boisz się zostawić po sobie ślad? Mięczak!
– Kto powiedział, że się boję? – odpowiedział Sasuke. Zmrużył oczy, a jego mina wskazywała na to, że jednak podejmuje wyzwanie.
Itachi tylko się uśmiechnął. To naprawdę nie było już tylko złudzenie. Jego brat naprawdę wychodził ze swojej skorupy.

4 komentarze:

  1. Bardzo dobry rozdział, już nie mogę się doczekać na następny. Po prostu uwielbiam to opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, witam,
    bardzo się cieszę, ze powróciłaś tutaj z opowiadaniami... wczorajszy dzień poświęciłam sobie na przypomnienie tego opowiadania.... jest fantastyczne, wspaniale rozwija się to wszystko co jest między Sasuke,a Naruto.... co Itachi chce Akamaru to taki mały szczeniaczek.... ciekawe czy Ssuke pożyczy ten samochód Naruto....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. czesć... bardzo podoba mi sie jak piszesz zazdroszcze talentu i oczywiscie czekam na kontynuacje opowiadania tj nastepny rozdział:D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. WCIĄGAJĄCA HISTORIA!
    Czekam z niecierpliwością na dalsze części, pomimo faktu, iż nie ukazywały się od 2 lat.
    Żałuję, że wcześniej nie znalazłam Twojego bloga, ale jednocześnie ciesze się, że teraz mogę nadrobić Twoje powieści nie śpiąc po nocach :D
    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń