31 maja 2009

Rywale - rozdział 11


Zapukał. Cisza. Stwierdzając, że pewnie Naruto jeszcze śpi, chwycił za klamkę i wszedł najciszej, jak się dało. Wczoraj zostawił drzwi otwarte, co było trochę ryzykowne, ale przecież nie mógł go tu zamknąć i zabrać kluczy. Tak jak się spodziewał, jego rywal leżał wtulony w poduszkę, jednak po chwili mruknął coś nerwowo, przekręcając się na drugi bok. Widać było, że nie jest to spokojny, przyjemny sen. Sasuke dotknął ręką jego czoła. Nie było takie rozpalone jak wczoraj, ale zdecydowanie wskazywało na stan podgorączkowy. Westchnął i poszedł do kuchni, wstawiając wodę. Po kilku minutach z parującym kubkiem w ręku usiadł na brzegu łóżka, delikatnie potrząsając śpiącym chłopakiem.
– Naruto… Naruto…
– Mm?–  Chłopak odwrócił głowę, otwierając oczy, po chwili jednak powieki opadły ciężko z powrotem. – Razi – cichy, lekko zachrypnięty głos wyraził niezadowolenie.
Sasuke wstał i opuścił rolety w oknach tak, że teraz w mieszkaniu panował lekki półmrok.
– Lepiej?
Powieki uniosły się po raz kolejny, ukazując niesamowicie błękitne tęczówki.
– Sasuke? – Wyraz zdziwienia, pomieszany ze zmęczeniem.
– A spodziewałeś się kogoś innego?
Delikatny ruch głowy stanowił zaprzeczenie. Po chwili Naruto jakby sobie coś przypomniał.
– Ty… byłeś tu wczoraj… czy mi się śniło? – spytał niepewnie.
– A co, tak często miewasz o mnie sny, że mylisz je z rzeczywistością? – Ledwo dostrzegalny uśmiech pojawił się na twarzy Sasuke.
– Dra…niu – Naruto zmarszczył czoło, co jednak poskutkowało bólem w okolicach zatok. Skrzywił się.
– Byłem. – Sasuke podał mu kubek i kolejną tabletkę. – Połknij to.
Chłopak powoli podniósł się do pozycji siedzącej i wziął z jego rąk lekarstwo. Gorący napój parzył go w usta, które wydawały się być coraz bardziej czerwone i spuchnięte. Sasuke obserwował je kątem oka i próbował z całej siły nie myśleć o tym, że znowu ma ochotę go pocałować. To zdecydowanie nie był czas na tego typu rzeczy. Chyba… Zabrał pusty kubek, muskając przy tym dłoń Naruto. Nie mógł się powstrzymać. Odstawił naczynie na nocną szafkę i spojrzał prosto w błękitne oczy. Policzki chłopaka były lekko zaczerwienione, ale nie wiedział, czy to przez dotyk, czy po prostu na skutek podwyższonej temperatury.
– Naruto… – szepnął tak jakoś ciepło, zupełnie bezwiednie dotykając blond kosmyków, będących aktualnie w wielkim nieładzie.
– Mm? – Chłopak drgnął. To było naprawdę przyjemne uczucie. Powiedziałby nawet, że nie miałby nic przeciwko, żeby to trwało choć odrobinę dłużej.
– Muszę iść na zajęcia. Potrzebujesz czegoś?
Zastanowił się chwilę i pokręcił przecząco głową.
– Nie, i tak dużo dla mnie zrobiłeś. – Opadł na poduszki. – Jak coś poproszę Kibę albo Shikamaru. – Zamknął oczy.  Nie dostrzegł jak wyraz twarzy Sasuke się zmienia.
– Kibę albo Shikamaru? – głos momentalnie znów stał się zimny i jakby kpiący. – Jak wolisz. – Wstał i ruszył w stronę przedpokoju. – Muszę iść.
– Sasuke? – Naruto podniósł się, zdziwiony tą nagłą zmianą tonu, ale ten był już przy drzwiach.
– Cześć – rzucił na odchodne i nie odwracając się w stronę właściciela mieszkania, po prostu wyszedł.
– Sasuke… –  Naruto wpatrywał się w drzwi, jakby one miały mu wszystko wyjaśnić. Czy powiedział coś nie tak?  Znów poczuł pulsujący ból głowy. Zacisnął powieki, zdecydowanie nie myślał w tym momencie jasno i klarownie. Przycisnął policzek do poduszki, stwierdzając, że później wszystko przemyśli, teraz musi się jeszcze przespać.

Sasuke dotarł na uczelnie w zdecydowanie złym humorze. Ten młotek musiał wszystko popsuć. Kiba i Shikamaru… Aż prychnął ze złości.
– A tobie co? – zagadał Neji, lokując się na miejscu obok. Sam nie wyglądał najlepiej, niedawno Tenten urządziła mu awanturę za to, że na imprezie zostawił ją samą.
– Nic – warknął Sasuke, dając do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać. W myślach wciąż, nie wiadomo dlaczego, wygrażał Narze i Inuzuce.
– Tobie też impreza nie wyszła na dobre? – Neji westchnął i oparł głowę na blacie stolika. Tak strasznie chciało mu się spać.
Sasuke wzruszył tylko ramionami. Akurat co do sobotniej nocy nie miał zastrzeżeń, w końcu osiągnął swój cel. Tylko dlaczego ten Naruto nic nie rozumie? W jaki jeszcze sposób ma mu to wszystko wytłumaczyć? Czy pocałowanie go nie było wystarczającym określeniem tego, czego chce? – Kiba i Shikamaru…syknął, prawie niedosłyszalnie.
– Co? – Neji odwrócił głowę, najwyraźniej myśląc, że to do niego.
– Nic.
– To co tak syczysz? – spytał szeptem, bo właśnie wykładowca zaczynał zajęcia.
Sasuke tylko pokręcił głową. Nie, do cholery, nie zamierzał pozwolić, aby ten idiota zapomniał o pocałunku lub – co gorsza – uznał go za przypadek. Zdecydowanie na to nie pozwoli. Uzumaki, będziesz mój, czy ci się to podoba, czy nie. – pomyślał. – I ja ci dam Kibę i Shikamaru… – prychnął pod nosem.

Naruto obudził się około trzeciej po południu. Czuł się już trochę lepiej, choć nadal  bolała go głowa. Przynajmniej światło dzienne nie oślepiało, bo Sasuke zostawił zasłonięte okna. Właśnie, Sasuke… Był tu wczoraj, był dzisiaj rano…  Naruto nagle przyszło do głowy, że chciałby, aby jego rywal siedział tu także teraz.  Przy nim czuł się tak jakoś… Zastanowił się chwilę. Nie wiedział jak opisać to uczucie, ale na pewno było to coś miłego i przyjemnego.
– Jasne – mruknął sam do siebie. –  Na pewno nie ma nic lepszego do roboty, niż zajmować się mną – westchnął.  I w ogóle dlaczego miałby to robić, nie miał żadnego konkretnego powodu. Chyba…
Zwlekł się z łóżka i ignorując lekki zawrót głowy, spowodowany zmianą pozycji na stojącą, poszedł do łazienki. Stanął przed lustrem, oglądając krytycznie swoje odbicie. Zdecydowanie nie wyglądał w tym momencie zbyt pociągająco. Blady, niezdrowe cienie pod oczami, spierzchnięte usta. Oblizał wargi językiem, po chwili znów stały się wilgotne. Tak wilgotne jak wtedy… W jego głowie, wbrew woli, pojawiał się obraz pocałunku. Włosy Sasuke na jego policzku, jego cichy głos, słowa „tym razem skup się”… Znów ogarnęło go to uczucie w dolnych częściach brzucha. Motylki. Eh… Uchiha był tak cholernie przystojny. Dlaczego był tak przystojny? To niesprawiedliwe, że ktoś może samym wyglądem powodować u niego zaćmienie mózgu. Właśnie przed chwilą przyszło mu do głowy to określenie i uznał, że idealnie tu pasuje. Tak, zdecydowanie to jakieś zaćmienie mózgu, nie ma innego wyjaśnienia. Odkręcił kran i przemył twarz zimną wodą. Musi przestać o tym myśleć.
Dzwonek do drzwi, jak zawsze głośny i wyrywający z otępienia. Czy ludzie nie mogą po prostu zapukać? – pomyślał, zastanawiając się kto to. Miał cichą nadzieję, że może jednak Sasuke.
– Dzień dobry, Naruto. – W drzwiach stała sąsiadka z jakimiś papierami w rękach. – Listonosz u nas zostawił, gdy byłeś w szkole. – Dopiero teraz ogarnęła wzrokiem sylwetkę chłopaka, ubranego w coś podobnego do piżamy. – Spałeś? – spytała zaskoczona.
– Tak, nie najlepiej się czuję – odpowiedział, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że nie powinien był tego mówić.
– Co się stało? Jesteś chory? – Starsza pani wyraźnie się zaniepokoiła. – Wracaj do łóżka. – Popchnęła chłopaka w głąb jego własnego mieszkania, sama wchodząc do środka. – Gdybym wiedziała, że ty tutaj tak sam się męczysz… – Pokręciła głową, jakby na usprawiedliwienie.
– Nie byłem sam. – Naruto próbował rozpaczliwie wybrnąć z tej sytuacji, nie miał najmniejszej ochoty być niańczonym przez sąsiadkę. – Kolega mi pomaga. – To było pierwsze, co mu przyszło do głowy.
– Ach, kolega – wyraziła dezaprobatę. – Ugotuję ci rosołku, od razu lepiej się poczujesz. – Kobieta pokręciła się chwile po mieszkaniu, po czym uzyskując zapewnienie Naruto, że nie wyjdzie z łóżka, poszła po zakupy.
– Ale się wkopałem – jęknął. Naprawdę czuł się już lepiej, a znając sąsiadkę to nie da mu teraz spokoju. Zdecydowanie wolał, żeby był tu Sasuke.

Sasuke wyszedł spod prysznica, wycierając włosy ręcznikiem. Kakashi przedłużył dzisiejszy trening, co nie do końca mu pasowało, bo zdecydował, że jednak odwiedzi Naruto. Wcześniej długo się nad tym zastanawiał, bo mimo wszystko nie zamierzał pokazywać chłopakowi, że się o niego martwi. Wczoraj miał wymówkę – komórka. Tak szczerze mówiąc, to gdy tylko zauważył, że chłopakowi w taksówce wypadł telefon, zabrał go i schował do własnej kieszeni. Chciał mieć pretekst. A teraz? Naruto rano dał do zrozumienia, że sobie poradzi, a w razie czego poprosi przyjaciół. Znów prychnął, rzucając mokry ręcznik do torby. Drażniło go to. Od czasu pocałunku rościł sobie jakieś niewyjaśnione prawo do tego chłopaka i żadni jego kumple nie byli tu potrzebni. W ogóle nikt inny nie był im do niczego potrzebny!
– Jedziesz do domu? – pytanie Neji’ego wyrwało go z zadumy.
– Nie, muszę coś załatwić – odpowiedział, zakładając bluzę.
– No to, do jutra.
– Do jutra. – Wyszedł z szatni, kierując się na parking.

Zapukał i otworzył drzwi, spodziewając się, że Naruto śpi, jednak to co zobaczył, omal nie zwaliło go z nóg. Chłopak nie spał, a na krześle obok łóżka siedziała starsza kobieta z talerzem jakiejś zupy i próbowała go karmić. Na nic zdawały się zapewnienia, że może wstać i jeść sam, bo uznała, że chory, w dodatku z ręką w gipsie, sobie nie poradzi. Sasuke odkaszlnął lekko, zwracając uwagę na swoją obecność i jednocześnie ukrywając rozbawienie całą sytuacją.
– Co? O nie… – Naruto jęknął. Jeszcze tego brakowało mu do szczęścia, żeby rywal oglądał go w tej, i tak już wystarczająco krępującej, sytuacji. Jego twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora, a oczy zdradzały zażenowanie.
– Naruto, musisz jeść! – Sąsiadka nic sobie nie robiła z obecności jeszcze jednej osoby w pokoju. Jej obowiązkiem było pomóc temu biednemu, choremu chłopcu, który zawsze był dla niej taki miły i którego najchętniej widziałaby na ślubnym kobiercu ze swoją jedyną wnuczką.
– Zjem, ale naprawdę mogę to zrobić sam. – Na Naruto obecność Sasuke podziałała jak płachta na byka, wziął z rak kobiety naczynie i odstawił na nocną szafkę. – Przepraszam, ale kolega przyniósł mi notatki – wymyślił na poczekaniu.
Starsza pani pokiwała tylko głową i wstała.
– Zajmij się nim – poprosiła, mijając tego wysokiego, przystojnego bruneta, jak go określiła w myślach..
– Zajmę się, zajmę – mruknął z uśmieszkiem zadowolenia na ustach. O tak, on się zaraz nim zajmie…
Naruto naciągnął kołdrę na głowę. Przez pół dnia myślał o Sasuke, a teraz nie wiedział, co ma zrobić, w dodatku ten zobaczył go w tak kompromitującej sytuacji. Mógł tylko dziękować szczęściu, że nie było go tu pół godziny temu, gdy sąsiadka chciała pomóc mu się przebrać, widząc, że przez gips ma problem z założeniem swetra.
– No, no, Uzumaki. – Sasuke szybkim ruchem pozbawił chłopaka tego „schronienia”. Teraz patrzył na rozczochraną blond czuprynę i zaczerwienioną twarz.  – Nie za dobrze ci?
Naruto tylko wzruszył ramionami, odwracając głowę w stronę okna.
– Czemu nie jesz? –  Sasuke zerknął na talerz z rosołem. Nawet nie był do połowy opróżniony.
– Nie jestem głodny.
– A może myślisz, że ja cię będę karmił? – zakpił.
– Bardzo śmieszne! – Naruto próbował udawać oburzonego, ale zdradzały go rumieńce wstydu. Dlaczego? Dlaczego musiał go zobaczyć w takiej sytuacji? No dlaczego?
– Kto to był? – Sasuke zmienił ton, siadając na krześle.
– Sąsiadka. Jest trochę męcząca, ale chyba zależy jej na mnie, to miłe. – Naruto odruchowo spojrzał na zdjęcia stojące na komodzie. Sasuke poszedł za jego wzrokiem.
– To twoja rodzina? – spytał, podchodząc do szafki i biorąc do ręki fotografię.
– Tak. – potwierdził. – Rodzice zginęli w wypadku, a dziadek zmarł, kiedy miałem osiemnaście lat – dodał w odpowiedzi na nieme pytanie.
– Masz jeszcze kogoś? – Sasuke spojrzał uważnie w niebieskie tęczówki.
Chłopak pokręcił głową.
– Zostałem sam – uśmiechnął się smutno. – Ale co zrobić, takie rzeczy się zdarzają – stwierdził już trochę innym tonem. – Nie można się poddawać.
Sasuke drgnął.  Samotność… Naruto nie miał nikogo, a mimo wszystko jego optymizm zarażał innych. Dlaczego taki był? Przecież samotność raczej zabiera całą radość życia. Znał to uczucie. Miał kompletną rodzinę, jednak tylko w teorii, tak naprawdę to wychowywał się sam, rodziców odkąd pamiętał nigdy nie było w domu. Wiecznie w rozjazdach – pieniądze, firma, pieniądze, spotkania, pieniądze… Tylko to się liczyło. Sasuke miał wszystko czego zapragnął w sensie materialnym, ale nie miał pojęcia co to znaczy ciepło bliskich osób. Swego czasu brat próbował zastępować mu mamę i tatę, ale jego wysiłki nie dawały rezultatów. Zresztą, co on mógł o tym wiedzieć, jego dzieciństwo wyglądało zupełnie inaczej, był długo oczekiwanym synem i poświęcano mu o wiele więcej uwagi. Wtedy firma nie była jeszcze tak duża i rodzina spędzała więcej czasu razem. To pewnie dlatego tak bardzo różnili się od siebie. Itachi był osoba sympatyczną, ciepłą, z niesamowitym poczuciem humoru, Sasuke stanowił jego odwrotność – zimny, ironiczny, odpychający od siebie ludzi. Wydawało mu się, że każdy na jego miejscu byłby taki. A jednak nie… Ten blond młotek był inny, mimo że miał w życiu zdecydowanie gorzej.
– Sasuke… – cichy głos wyrwał go z zamyślenia.
– Mm? – mruknął, odkładając zdjęcie na miejsce.
– Dlaczego mi pomagasz? – spytał Naruto, nie patrząc na niego, tylko na swoje ręce.
Sasuke podszedł i chwycił go stanowczo za jeden z nadgarstków. Niebieskie oczy spojrzały na niego zaskoczone, lekki rumieniec wypłynął na policzki.
– Mógłbym powiedzieć, że to chwilowa niepoczytalność z mojej strony… – zawahał się przez moment.
Naruto poczuł, jakby coś szarpnęło się w jego klatce piersiowej. Co to było? Rozczarowanie? Podświadomie nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
– …ale tego nie zrobię – dokończył spokojnie pewnym siebie tonem.
– Nie rozumiem.
Sasuke zastanowił się chwilę. Mógł mu co prawda wytłumaczyć wszystko w tej właśnie chwili, ale to chyba nie byłoby najlepsze rozwiązanie. Przede wszystkim do Naruto musiało dotrzeć to, czego on sam chciał. Nie mógł mu w tak oczywisty sposób sugerować odpowiedzi.
– Poczekam, aż zrozumiesz – stwierdził w końcu. – A teraz nie udawaj już chorego i zjedz zupę. – Pociągnął go do góry.
– Draniu, ja niczego nie udaję! – Naruto skoczył na równe nogi, przez co znów zakręciło mu się w głowie, więc ostatecznie usiadł zrezygnowany i wziął talerz.
– Jasne, że udajesz, żeby wzbudzić współczucie biednych sąsiadek.
– Sasuke!