Zapukał.
Cisza. Stwierdzając, że pewnie Naruto jeszcze śpi, chwycił za klamkę i wszedł
najciszej, jak się dało. Wczoraj zostawił drzwi otwarte, co było trochę ryzykowne,
ale przecież nie mógł go tu zamknąć i zabrać kluczy. Tak jak się spodziewał,
jego rywal leżał wtulony w poduszkę, jednak po chwili mruknął coś nerwowo,
przekręcając się na drugi bok. Widać było, że nie jest to spokojny, przyjemny
sen. Sasuke dotknął ręką jego czoła. Nie było takie rozpalone jak wczoraj, ale
zdecydowanie wskazywało na stan podgorączkowy. Westchnął i poszedł do kuchni, wstawiając
wodę. Po kilku minutach z parującym kubkiem w ręku usiadł na brzegu łóżka, delikatnie
potrząsając śpiącym chłopakiem.
–
Naruto… Naruto…
–
Mm?– Chłopak odwrócił głowę, otwierając
oczy, po chwili jednak powieki opadły ciężko z powrotem. – Razi – cichy, lekko
zachrypnięty głos wyraził niezadowolenie.
Sasuke
wstał i opuścił rolety w oknach tak, że teraz w mieszkaniu panował lekki
półmrok.
–
Lepiej?
Powieki
uniosły się po raz kolejny, ukazując niesamowicie błękitne tęczówki.
–
Sasuke? – Wyraz zdziwienia, pomieszany ze zmęczeniem.
–
A spodziewałeś się kogoś innego?
Delikatny
ruch głowy stanowił zaprzeczenie. Po chwili Naruto jakby sobie coś przypomniał.
–
Ty… byłeś tu wczoraj… czy mi się śniło? – spytał niepewnie.
–
A co, tak często miewasz o mnie sny, że mylisz je z rzeczywistością? – Ledwo
dostrzegalny uśmiech pojawił się na twarzy Sasuke.
–
Dra…niu – Naruto zmarszczył czoło, co jednak poskutkowało bólem w okolicach
zatok. Skrzywił się.
–
Byłem. – Sasuke podał mu kubek i kolejną tabletkę. – Połknij to.
Chłopak
powoli podniósł się do pozycji siedzącej i wziął z jego rąk lekarstwo. Gorący
napój parzył go w usta, które wydawały się być coraz bardziej czerwone i
spuchnięte. Sasuke obserwował je kątem oka i próbował z całej siły nie myśleć o
tym, że znowu ma ochotę go pocałować. To zdecydowanie nie był czas na tego typu
rzeczy. Chyba… Zabrał pusty kubek, muskając przy tym dłoń Naruto. Nie mógł się
powstrzymać. Odstawił naczynie na nocną szafkę i spojrzał prosto w błękitne
oczy. Policzki chłopaka były lekko zaczerwienione, ale nie wiedział, czy to
przez dotyk, czy po prostu na skutek podwyższonej temperatury.
–
Naruto… – szepnął tak jakoś ciepło, zupełnie bezwiednie dotykając blond
kosmyków, będących aktualnie w wielkim nieładzie.
–
Mm? – Chłopak drgnął. To było naprawdę przyjemne uczucie. Powiedziałby nawet,
że nie miałby nic przeciwko, żeby to trwało choć odrobinę dłużej.
–
Muszę iść na zajęcia. Potrzebujesz czegoś?
Zastanowił
się chwilę i pokręcił przecząco głową.
–
Nie, i tak dużo dla mnie zrobiłeś. – Opadł na poduszki. – Jak coś poproszę Kibę
albo Shikamaru. – Zamknął oczy. Nie
dostrzegł jak wyraz twarzy Sasuke się zmienia.
–
Kibę albo Shikamaru? – głos momentalnie znów stał się zimny i jakby kpiący. –
Jak wolisz. – Wstał i ruszył w stronę przedpokoju. – Muszę iść.
–
Sasuke? – Naruto podniósł się, zdziwiony tą nagłą zmianą tonu, ale ten był już
przy drzwiach.
–
Cześć – rzucił na odchodne i nie odwracając się w stronę właściciela
mieszkania, po prostu wyszedł.
–
Sasuke… – Naruto wpatrywał się w drzwi,
jakby one miały mu wszystko wyjaśnić. Czy powiedział coś nie tak? Znów poczuł pulsujący ból głowy. Zacisnął powieki,
zdecydowanie nie myślał w tym momencie jasno i klarownie. Przycisnął policzek
do poduszki, stwierdzając, że później wszystko przemyśli, teraz musi się
jeszcze przespać.
Sasuke
dotarł na uczelnie w zdecydowanie złym humorze. Ten młotek musiał wszystko
popsuć. Kiba i Shikamaru… Aż prychnął ze złości.
–
A tobie co? – zagadał Neji, lokując się na miejscu obok. Sam nie wyglądał
najlepiej, niedawno Tenten urządziła mu awanturę za to, że na imprezie zostawił
ją samą.
–
Nic – warknął Sasuke, dając do zrozumienia, że nie chce o tym rozmawiać. W
myślach wciąż, nie wiadomo dlaczego, wygrażał Narze i Inuzuce.
–
Tobie też impreza nie wyszła na dobre? – Neji westchnął i oparł głowę na blacie
stolika. Tak strasznie chciało mu się spać.
Sasuke
wzruszył tylko ramionami. Akurat co do sobotniej nocy nie miał zastrzeżeń, w
końcu osiągnął swój cel. Tylko dlaczego ten Naruto nic nie rozumie? W jaki
jeszcze sposób ma mu to wszystko wytłumaczyć? Czy pocałowanie go nie było
wystarczającym określeniem tego, czego chce? – Kiba i Shikamaru… – syknął, prawie niedosłyszalnie.
–
Co? – Neji odwrócił głowę, najwyraźniej myśląc, że to do niego.
–
Nic.
–
To co tak syczysz? – spytał szeptem, bo właśnie wykładowca zaczynał zajęcia.
Sasuke
tylko pokręcił głową. Nie, do cholery, nie zamierzał pozwolić, aby ten idiota
zapomniał o pocałunku lub – co gorsza – uznał go za przypadek. Zdecydowanie na
to nie pozwoli. Uzumaki, będziesz mój, czy ci się to podoba, czy nie. –
pomyślał. – I ja ci dam Kibę i Shikamaru… – prychnął pod nosem.
Naruto
obudził się około trzeciej po południu. Czuł się już trochę lepiej, choć nadal bolała go głowa. Przynajmniej światło dzienne
nie oślepiało, bo Sasuke zostawił zasłonięte okna. Właśnie, Sasuke… Był tu
wczoraj, był dzisiaj rano… Naruto nagle
przyszło do głowy, że chciałby, aby jego rywal siedział tu także teraz. Przy nim czuł się tak jakoś… Zastanowił się
chwilę. Nie wiedział jak opisać to uczucie, ale na pewno było to coś miłego i
przyjemnego.
–
Jasne – mruknął sam do siebie. – Na
pewno nie ma nic lepszego do roboty, niż zajmować się mną – westchnął. I w ogóle dlaczego miałby to robić, nie miał
żadnego konkretnego powodu. Chyba…
Zwlekł
się z łóżka i ignorując lekki zawrót głowy, spowodowany zmianą pozycji na
stojącą, poszedł do łazienki. Stanął przed lustrem, oglądając krytycznie swoje
odbicie. Zdecydowanie nie wyglądał w tym momencie zbyt pociągająco. Blady,
niezdrowe cienie pod oczami, spierzchnięte usta. Oblizał wargi językiem, po
chwili znów stały się wilgotne. Tak wilgotne jak wtedy… W jego głowie, wbrew
woli, pojawiał się obraz pocałunku. Włosy Sasuke na jego policzku, jego cichy
głos, słowa „tym razem skup się”… Znów ogarnęło go to uczucie w dolnych
częściach brzucha. Motylki. Eh… Uchiha był tak cholernie przystojny. Dlaczego
był tak przystojny? To niesprawiedliwe, że ktoś może samym wyglądem powodować u
niego zaćmienie mózgu. Właśnie przed chwilą przyszło mu do głowy to określenie
i uznał, że idealnie tu pasuje. Tak, zdecydowanie to jakieś zaćmienie mózgu,
nie ma innego wyjaśnienia. Odkręcił kran i przemył twarz zimną wodą. Musi
przestać o tym myśleć.
Dzwonek
do drzwi, jak zawsze głośny i wyrywający z otępienia. Czy ludzie nie mogą po
prostu zapukać? – pomyślał, zastanawiając się kto to. Miał cichą nadzieję, że
może jednak Sasuke.
–
Dzień dobry, Naruto. – W drzwiach stała sąsiadka z jakimiś papierami w rękach. –
Listonosz u nas zostawił, gdy byłeś w szkole. – Dopiero teraz ogarnęła wzrokiem
sylwetkę chłopaka, ubranego w coś podobnego do piżamy. – Spałeś? – spytała
zaskoczona.
–
Tak, nie najlepiej się czuję – odpowiedział, dopiero po chwili zdając sobie
sprawę, że nie powinien był tego mówić.
–
Co się stało? Jesteś chory? – Starsza pani wyraźnie się zaniepokoiła. – Wracaj
do łóżka. – Popchnęła chłopaka w głąb jego własnego mieszkania, sama wchodząc
do środka. – Gdybym wiedziała, że ty tutaj tak sam się męczysz… – Pokręciła głową,
jakby na usprawiedliwienie.
–
Nie byłem sam. – Naruto próbował rozpaczliwie wybrnąć z tej sytuacji, nie miał
najmniejszej ochoty być niańczonym przez sąsiadkę. – Kolega mi pomaga. – To
było pierwsze, co mu przyszło do głowy.
–
Ach, kolega – wyraziła dezaprobatę. – Ugotuję ci rosołku, od razu lepiej się
poczujesz. – Kobieta pokręciła się chwile po mieszkaniu, po czym uzyskując
zapewnienie Naruto, że nie wyjdzie z łóżka, poszła po zakupy.
–
Ale się wkopałem – jęknął. Naprawdę czuł się już lepiej, a znając sąsiadkę to nie
da mu teraz spokoju. Zdecydowanie wolał, żeby był tu Sasuke.
Sasuke
wyszedł spod prysznica, wycierając włosy ręcznikiem. Kakashi przedłużył dzisiejszy
trening, co nie do końca mu pasowało, bo zdecydował, że jednak odwiedzi Naruto.
Wcześniej długo się nad tym zastanawiał, bo mimo wszystko nie zamierzał
pokazywać chłopakowi, że się o niego martwi. Wczoraj miał wymówkę – komórka.
Tak szczerze mówiąc, to gdy tylko zauważył, że chłopakowi w taksówce wypadł
telefon, zabrał go i schował do własnej kieszeni. Chciał mieć pretekst. A
teraz? Naruto rano dał do zrozumienia, że sobie poradzi, a w razie czego
poprosi przyjaciół. Znów prychnął, rzucając mokry ręcznik do torby. Drażniło go
to. Od czasu pocałunku rościł sobie jakieś niewyjaśnione prawo do tego chłopaka
i żadni jego kumple nie byli tu potrzebni. W ogóle nikt inny nie był im do
niczego potrzebny!
–
Jedziesz do domu? – pytanie Neji’ego wyrwało go z zadumy.
–
Nie, muszę coś załatwić – odpowiedział, zakładając bluzę.
–
No to, do jutra.
–
Do jutra. – Wyszedł z szatni, kierując się na parking.
Zapukał
i otworzył drzwi, spodziewając się, że Naruto śpi, jednak to co zobaczył, omal
nie zwaliło go z nóg. Chłopak nie spał, a na krześle obok łóżka siedziała
starsza kobieta z talerzem jakiejś zupy i próbowała go karmić. Na nic zdawały
się zapewnienia, że może wstać i jeść sam, bo uznała, że chory, w dodatku z
ręką w gipsie, sobie nie poradzi. Sasuke odkaszlnął lekko, zwracając uwagę na
swoją obecność i jednocześnie ukrywając rozbawienie całą sytuacją.
–
Co? O nie… – Naruto jęknął. Jeszcze tego brakowało mu do szczęścia, żeby rywal
oglądał go w tej, i tak już wystarczająco krępującej, sytuacji. Jego twarz
przybrała barwę dojrzałego pomidora, a oczy zdradzały zażenowanie.
–
Naruto, musisz jeść! – Sąsiadka nic sobie nie robiła z obecności jeszcze jednej
osoby w pokoju. Jej obowiązkiem było pomóc temu biednemu, choremu chłopcu,
który zawsze był dla niej taki miły i którego najchętniej widziałaby na ślubnym
kobiercu ze swoją jedyną wnuczką.
–
Zjem, ale naprawdę mogę to zrobić sam. – Na Naruto obecność Sasuke podziałała
jak płachta na byka, wziął z rak kobiety naczynie i odstawił na nocną szafkę. –
Przepraszam, ale kolega przyniósł mi notatki – wymyślił na poczekaniu.
Starsza
pani pokiwała tylko głową i wstała.
–
Zajmij się nim – poprosiła, mijając tego wysokiego, przystojnego bruneta, jak
go określiła w myślach..
–
Zajmę się, zajmę – mruknął z uśmieszkiem zadowolenia na ustach. O tak, on się
zaraz nim zajmie…
Naruto
naciągnął kołdrę na głowę. Przez pół dnia myślał o Sasuke, a teraz nie wiedział,
co ma zrobić, w dodatku ten zobaczył go w tak kompromitującej sytuacji. Mógł
tylko dziękować szczęściu, że nie było go tu pół godziny temu, gdy sąsiadka
chciała pomóc mu się przebrać, widząc, że przez gips ma problem z założeniem
swetra.
–
No, no, Uzumaki. – Sasuke szybkim ruchem pozbawił chłopaka tego „schronienia”.
Teraz patrzył na rozczochraną blond czuprynę i zaczerwienioną twarz. – Nie za dobrze ci?
Naruto
tylko wzruszył ramionami, odwracając głowę w stronę okna.
–
Czemu nie jesz? – Sasuke zerknął na
talerz z rosołem. Nawet nie był do połowy opróżniony.
–
Nie jestem głodny.
–
A może myślisz, że ja cię będę karmił? – zakpił.
–
Bardzo śmieszne! – Naruto próbował udawać oburzonego, ale zdradzały go rumieńce
wstydu. Dlaczego? Dlaczego musiał go zobaczyć w takiej sytuacji? No dlaczego?
–
Kto to był? – Sasuke zmienił ton, siadając na krześle.
–
Sąsiadka. Jest trochę męcząca, ale chyba zależy jej na mnie, to miłe. – Naruto
odruchowo spojrzał na zdjęcia stojące na komodzie. Sasuke poszedł za jego
wzrokiem.
–
To twoja rodzina? – spytał, podchodząc do szafki i biorąc do ręki fotografię.
–
Tak. – potwierdził. – Rodzice zginęli w wypadku, a dziadek zmarł, kiedy miałem osiemnaście
lat – dodał w odpowiedzi na nieme pytanie.
–
Masz jeszcze kogoś? – Sasuke spojrzał uważnie w niebieskie tęczówki.
Chłopak
pokręcił głową.
–
Zostałem sam – uśmiechnął się smutno. – Ale co zrobić, takie rzeczy się
zdarzają – stwierdził już trochę innym tonem. – Nie można się poddawać.
Sasuke
drgnął. Samotność… Naruto nie miał nikogo,
a mimo wszystko jego optymizm zarażał innych. Dlaczego taki był? Przecież
samotność raczej zabiera całą radość życia. Znał to uczucie. Miał kompletną
rodzinę, jednak tylko w teorii, tak naprawdę to wychowywał się sam, rodziców
odkąd pamiętał nigdy nie było w domu. Wiecznie w rozjazdach – pieniądze, firma,
pieniądze, spotkania, pieniądze… Tylko to się liczyło. Sasuke miał wszystko
czego zapragnął w sensie materialnym, ale nie miał pojęcia co to znaczy ciepło
bliskich osób. Swego czasu brat próbował zastępować mu mamę i tatę, ale jego
wysiłki nie dawały rezultatów. Zresztą, co on mógł o tym wiedzieć, jego
dzieciństwo wyglądało zupełnie inaczej, był długo oczekiwanym synem i
poświęcano mu o wiele więcej uwagi. Wtedy firma nie była jeszcze tak duża i
rodzina spędzała więcej czasu razem. To pewnie dlatego tak bardzo różnili się
od siebie. Itachi był osoba sympatyczną, ciepłą, z niesamowitym poczuciem
humoru, Sasuke stanowił jego odwrotność – zimny, ironiczny, odpychający od
siebie ludzi. Wydawało mu się, że każdy na jego miejscu byłby taki. A jednak
nie… Ten blond młotek był inny, mimo że miał w życiu zdecydowanie gorzej.
–
Sasuke… – cichy głos wyrwał go z zamyślenia.
–
Mm? – mruknął, odkładając zdjęcie na miejsce.
–
Dlaczego mi pomagasz? – spytał Naruto, nie patrząc na niego, tylko na swoje
ręce.
Sasuke
podszedł i chwycił go stanowczo za jeden z nadgarstków. Niebieskie oczy
spojrzały na niego zaskoczone, lekki rumieniec wypłynął na policzki.
–
Mógłbym powiedzieć, że to chwilowa niepoczytalność z mojej strony… – zawahał
się przez moment.
Naruto
poczuł, jakby coś szarpnęło się w jego klatce piersiowej. Co to było?
Rozczarowanie? Podświadomie nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
–
…ale tego nie zrobię – dokończył spokojnie pewnym siebie tonem.
–
Nie rozumiem.
Sasuke
zastanowił się chwilę. Mógł mu co prawda wytłumaczyć wszystko w tej właśnie
chwili, ale to chyba nie byłoby najlepsze rozwiązanie. Przede wszystkim do
Naruto musiało dotrzeć to, czego on sam chciał. Nie mógł mu w tak oczywisty
sposób sugerować odpowiedzi.
–
Poczekam, aż zrozumiesz – stwierdził w końcu. – A teraz nie udawaj już chorego
i zjedz zupę. – Pociągnął go do góry.
–
Draniu, ja niczego nie udaję! – Naruto skoczył na równe nogi, przez co znów
zakręciło mu się w głowie, więc ostatecznie usiadł zrezygnowany i wziął talerz.
–
Jasne, że udajesz, żeby wzbudzić współczucie biednych sąsiadek.
–
Sasuke!