Odkąd
wrócili do pokoju, Naruto prawie się nie odzywał. Czuł, że rozmowa z Uchihą
była niedokończona i nie może tak tego zostawić. Kiwał się więc tylko na
tylnych nogach krzesła, co jakiś czas zerkając kątem oka na niego. Nie słuchał
pijackiego bełkotu Kiby ani filozoficznych wywodów Neji’ego, który jakoś, po
swojemu, integrował się z resztą towarzystwa. Zastanawiał się nad tym dziwnym uczuciem,
które ogarnęło go zanim pojawił się policjant. To było ciepło, bardzo przyjemne,
a zarazem ekscytujące. Cała rozmowa na ławce była warta przemyślenia. Dlaczego
Sasuke robił takie dwuznaczne aluzje? Kpi sobie z niego? O co mu chodzi? I
dlaczego jest tak cholernie przystojny? Przecież to do cholery facet i myślenie
o nim w ten sposób jest nienormalne. Jednak… W pewnym momencie przyciągnął go i
omal nie pocałował. Naruto ogarnęło przyjemne uczucie w dole brzucha. Zaraz!
Czy on miał właśnie tak zwane motylki, na wspomnienie tamtej chwili?! Z
rozmyślań wyrwał go trzask zamykanych drzwi. Towarzystwo przeniosło się na korytarz,
chyba ktoś bawił się gaśnicą, bo z zewnątrz dobiegały zachwycone okrzyki
studentów. W pokoju został tylko on i siedzący na łóżku obok Sasuke. Naruto nerwowo
odchylił się na krześle, tym razem jednak odrobinę za mocno, bo stracił równowagę.
–
Przewrócisz się, młotku. – Silne ramię złapało oparcie mebla, przywracając go do
pionu.
–
E, tam – roześmiał się. Był zdenerwowany, bardzo zdenerwowany, więc wolał
zamaskować to śmiechem. Potarł dłonią włosy na karku.
Sasuke
drgnął. Ten gest... Naruto zawsze tak
robił, kiedy się z czegoś cieszył lub był zakłopotany, zauważył to już dawno.
Nie wiedział dlaczego, ale taki widok działał na niego, nawet bardzo… Za
bardzo!
–
Nie, „e, tam”, bo jak znowu sobie coś
połamiesz w mojej obecności, to uznają, że to moja wina. – Niechętnie puścił oparcie,
zachowując kamienny wyraz twarzy. Miał to opanowane do perfekcji, co nie znaczy
jednak, że nie było w nim żadnych emocji. Wręcz przeciwnie, w tym momencie było
ich aż nadto. Znów byli sami, świetna okazja, aby dokończyć to, co im wcześniej
przerwano.
–
Znowu sobie coś złamię? Sugerujesz, że rękę sam sobie złamałem? – Niebieskie
oczy spojrzały oburzone. Błyszczały tak jak kiedyś, dokładnie tak samo.
–
Gdybyś nie był taką niezdarą i potrafił się bić… – Sasuke prowokował, nie mogąc
oderwać wzroku od błękitnych tęczówek.
–
Ty też oberwałeś, a poza tym nie ja zacząłem.
–
Nie ty? – Chłopak zmrużył oczy. – A kto całował mnie przed wykładem? – Z
zadowoleniem obserwował zmiany na twarzy rywala. Słowa tak naprawdę nie były
ważne, miały na celu tylko prowokację.
–
Gdybyś powiedział mi prawdę, nie doszłoby do tego. W ogóle nie musiałbym się
mścić i nie byłoby tego całego przedstawienia.
–
Więc to była zemsta? A ja myślałem, że na mnie lecisz – westchnął z udawanym
zrezygnowaniem.
–
No co ty, draniu… – Naruto zaczerwienił się, jak zawsze, gdy słyszał z jego ust
podobną uwagę. Dlaczego on to robi? Czy zdaje sobie sprawę, że nie pozostaje
obojętny?
–
Ale chyba ci się podobało, co? – Sasuke podniósł rękę, tym razem chwytając
blond kosmyk i przeciągając go miedzy palcami.
–
Co niby mi się miało podobać? – wymamrotał niepewnie Naruto. Dotyk był tak przyjemny,
znów to niesamowite uczucie. Dlaczego ten drań tak na mnie działa? – myślał
gorączkowo.
–
Byłeś bardzo namiętny, musiało ci się podobać. – Sasuke sam już nie wiedział,
czy to działanie alkoholu, czy też po prostu skrywana fascynacja nie chce być
już dłużej tłumiona. Jednego był pewien. Nie zmarnuje drugiej okazji!
–
Nie skupiałem się na tym, myślałem raczej…
–
Nie? Jaka szkoda – przerwał, kładąc mu palec na ustach. Niby nic nie znaczący gest, ale jednak... –
Wiesz co, Uzumaki? – szepnął nachylając się w jego stronę. Był tak blisko, że
oddechem wręcz parzył szyję…
–
Mm? – Naruto czuł to przyjemne ciepło, wydawał się jednocześnie przerażony i podekscytowany bliskością. Nie
wiedział, co się z nim dzieje, nie potrafił tego ogarnąć. To było…
–
Tym razem skup się…
Głos
Sasuke tuż przy uchu. Czarne włosy muskające policzek. W końcu gorące wargi na
jego rozchylonych ze zdziwienia ustach. To było porażające doznanie, porażające
w każdym sensie tego słowa. Naruto nie był w stanie się ruszyć. Logika jego
myśli gdzieś uleciała, w okolicach brzucha znów coś przyjemnie łaskotało, a całe
ciało przechodziły dreszcze. Nie miał siły zaprotestować, a nawet, gdyby miał,
to nie chciał. Sasuke tak na niego działał… Oddał pocałunek, czując, że
wreszcie niedokończona rozmowa ma swój finał.
Dzień
swoich urodzin spędzał zawinięty w koc na łóżku przed telewizorem. Wczorajsze
ilości alkoholu sprawiły, że ból głowy był nie do zniesienia, a każdy
głośniejszy dźwięk powodował nieprzyjemne dreszcze. Nie pomagały żadne środki
przeciwbólowe ani innego rodzaju specyfiki, jedynie zimny prysznic co jakiś
czas przynosił chwilową ulgę. Ulgę fizyczną, rzecz jasna, bo jeżeli chodzi o
kaca moralnego, to nie było rady. Naruto wpatrywał się tępo w ekran telewizora,
reporter zdawał relację z jakiegoś ważnego wydarzenia politycznego, pojawiały
się ujęcia coraz to nowych osób. Nie słuchał, nie potrafił się skupić, w jego
głowie ciągle przewijały się obrazy z poprzedniego dnia. Wspomnienia, miłe
łaskotanie w brzuchu, które przechodziło jednak w jakiś taki dziwny lęk. Choć wiedział,
co jest przyczyną takiego samopoczucia, niczego nie był do końca pewien. Próbował
zrekonstruować w pamięci całą imprezę, tak wiele się wczoraj wydarzyło… Tylko,
czy to wszystko działo się naprawdę? Jeżeli tak, to jego rywal i do niedawna
wróg numer jeden, pocałował go, a to znaczy… Nie, to nic nie znaczy. Byli
pijani, on na pewno chciał go sprowokować i teraz wyśmieje przy byle okazji. Na
pewno da się wszystko jakoś logicznie wyjaśnić. To wina alkoholu, gdyby nie on,
nic by się nie stało, więc najlepiej udawać, że tego nie było. Tak! Tylko
dlaczego Sasuke jest tak cholernie przystojny, a jego pocałunki sprawiały taką
przyjemność? Obaj są facetami, do cholery, to się nie działo naprawdę! Musiało mu
się śnić, to są wymysły chorej wyobraźni! Naruto zacisnął powieki, przeklinając
w duchu. Był świadom, że takie wmawianie sobie nic nie pomoże, doskonale
wiedział, że to miało miejsce na jawie. Pamiętał wszystko, łącznie z tym, że
Sasuke odwiózł go do domu taksówką. Twierdził, że ma po drodze…
Dzwonek.
Naruto skrzywił się niemiłosiernie na ten dźwięk. Już dawno powinien go
zmienić, ale jakoś nigdy nie miał czasu. Powlókł się do drzwi, przytrzymując
koc na ramionach. Zerknął przez wizjer, na korytarzu stali jego przyjaciele. Otworzył.
–
Cześć, solenizancie. – Kiba wparował do mieszkania, omal nie przewracając
wieszaka na kurtki. Za nim, z miną wyrażającą ubolewanie, wszedł Shikamaru. Naruto
zatrzasnął drzwi i powlókł się do kuchni, proponując gościom kawę.
–
Daj sobie spokój z kawą, już dzisiaj trzy wypiłem – stwierdził flegmatycznie Shikamaru.
– Wpadliśmy zobaczyć czy żyjesz.
–
Ledwo – grymas na twarzy Naruto stanowił wystarczający dowód na jego
samopoczucie.
–
Mamy coś dla ciebie, stary koniu Kiba wyjął z plecaka butelkę alkoholu z tak
zwanej wyższej półki. – Standardowo, za
następne dwadzieścia lat. Sto lat, sto lat – zaintonował, wręczając prezent.
–
Dzięki, ale to poczeka. Mam dość na jakiś czas. – Naruto przykrył się
szczelniej kocem. Zaczynał mieć jakieś nieprzyjemne dreszcze.
–
Przestań, dobry klin, nie jest zły. Po jednym – stwierdził filozoficznie Kiba,
na co Naruto tylko westchnął i otworzył butelkę, sięgając też po sok z lodówki
i szklanki. W sumie, może trochę go to otumani i nie będzie ciągle myślał o
tym, co się wczoraj stało?
–
No to, za Naruto – Kiba wzniósł toast. – A tak w ogóle, to gdzie cię wcięło po
imprezie? Miałeś u nas spać – przypomniał, patrząc jednocześnie na butelkę.
Naruto roześmiał się i polał jeszcze po jednym. Tak, otumanienie to było dobre
wyjście z sytuacji.
–
Ktoś mnie podwiózł do domu – wyjaśnił, chwytając swoją szklankę.
–
O! Kto? – zainteresował się Kiba, a i Shikamaru spojrzał z zainteresowaniem.
–
Ehh, nieważne. To pijecie, czy nie?
–
Ty coś kręcisz. Przyznaj się, wyrwałeś jakaś lalę? – Kiba szturchnął go
łokciem, mrugając porozumiewawczo.
–
Coś w tym guście – zgodził się dla świętego spokoju Naruto, a kąciki ust mu
zadrżały. Omal nie wybuchnął śmiechem, bo wyobraził sobie minę Sasuke, jaką ten
by zrobił, słysząc, że został nieświadomie nazwany „lalą”.
Otworzył
oczy, w mieszkaniu panował mrok. Po wyjściu przyjaciół położył się na chwilę i
chyba musiał zasnąć. Zerknął na budzik – dochodziła dziewiętnasta. Próbował
wstać, ale zakręciło mu się w głowie, czoło i policzki były rozpalone. Cholera – zaklął w myślach. Kac kacem,
ale to raczej przypominało gorączkę, musiał się załatwić tymi zimnymi
prysznicami. Ściągnął koc i zaraz tego pożałował, bo jego ciałem wstrząsnęły
nieprzyjemne dreszcze. Czuł się znacznie gorzej niż rano, nawet dojście do kuchni
i zrobienie ciepłej herbaty kosztowało go sporo wysiłku, miał wrażenie, że
zaraz się przewróci. Wrócił do łóżka, szukając po drodze swojego telefonu, ale
nigdzie nie znalazł. Jak się dobrze zastanowić, to ostatnio widział go wczoraj
na imprezie. Może został w akademiku? Jutro zapyta kogoś, o ile będzie w stanie
ruszyć się z domu. Padł na łóżko, zawijając się w kołdrę i dwa dodatkowe koce. Dreszcze
nie ustępowały, co chwilę zapadał w niespokojną drzemkę, dręczony jakimiś
dziwnymi omamami. Wydawało mu się, że po pokoju coś chodzi i stuka. Próbował
znaleźć źródło hałasu, ale to oddalało się od niego, kiedy tylko chciał się
zbliżyć. Męczył się, przekręcając z boku na bok, kiedy ponownie usłyszał
stukanie, tym razem wyraźniejsze. Mruknął coś niespokojnie, ale nie ustawało.
Po chwili rozległ się też dzwonek do drzwi, wyrywając go z półsnu. Sygnał
powtórzył się jeszcze kilka razy. Zwlekł się z łóżka i poszedł do drzwi. Miał
nadzieję, że to Kiba i Shikamaru wrócili, może oni znają jakieś sposoby na gorączkę.
Odruchowo przekręcił klucz, otwierając drzwi. Znowu zakręciło mu się w głowie,
wiec oparł się półprzytomny o futrynę, w pierwszej chwili nawet nie zauważając,
kto stoi na korytarzu.
–
Co z tobą, młotku? – Ironiczny ton, czarne włosy opadające na twarz…
–
Uchiha – wychrypiał, nie poznając własnego głosu.
Zrobił
nieokreślony gest i cofnął się w głąb mieszkania. Musiał usiąść, bo robiło mu
się słabo, kiedy stał. Sasuke wszedł za nim, zajmując drugie krzesło przy
kuchennym blacie.
–
Zostawiłeś wczoraj w taksówce telefon – skłamał, wyciągając na stół komórkę.
Tak naprawdę sam mu ją zabrał, żeby mieć pretekst do spotkania. Teraz
przyglądał się chłopakowi podejrzliwie. Nie wyglądał za dobrze, blady, jakiś
taki mizerny.
Naruto
kiwnął głową w podziękowaniu. W tej chwili nie był w stanie zrobić nic więcej.
Nawet fakt, że po tym, co się stało, Sasuke siedzi w jego kuchni, nie przerażał
go. W obliczu gorączki te myśli zostały zepchnięte gdzieś na dalszy plan. W tej
chwili marzył tylko o tym, żeby wrócić do łóżka.
–
Młotku, co z tobą. Chory jesteś? – W czarnych oczach na moment pojawił się nieokreślony
wyraz, a po chwili Sasuke podniósł się i
przyłożył rękę do czoła Naruto. – No to ładnie się załatwiłeś – westchnął. –
Mieszkasz tu sam? – spytał, rozglądając się po pokoju. Wszystko na to
wskazywało. Naruto tylko kiwnął twierdząco.
–
Wracaj do łóżka – stwierdził Sasuke tonem niemalże rozkazującym.
Nie
protestował, marzył, by przyłożyć głowę do poduszki, poza tym aż trząsł się z
zimna. Sasuke wyszedł z mieszkania i ruszył w stronę samochodu. Nie mógł go tak
zostawić, nie teraz, kiedy… Nie! Odrzucił tę niedokończoną myśl. Na
jakiekolwiek spekulacje było za wcześnie.
Ale tak czy inaczej Naruto był sam i zwykłe człowieczeństwo nakazywało
pomóc. Tak przynajmniej to sobie tłumaczył, jadąc do apteki.
Kiedy
Naruto po raz kolejny się obudził, w kuchni widać było nikłe światło. Nie
raziło, wyglądało tak, jakby przykryto lampę dodatkowym abażurem. Naruto
wydawało się, że w mieszkaniu ktoś jest, choć nie był pewien, czy to nie znowu
jakieś omamy. Po chwili jednak do łóżka
podeszła postać w czarnej koszuli, trzymająca w rękach jakiś kubek. Podniósł
się lekko, zapalając lampkę przy łóżku.
–
Sasuke..? – zachrypnięty, a zarazem zszokowany głos zaskoczył nawet jego samego.
–
Połknij to. – Chłopak podał mu jakaś tabletkę i parujący napój. – Nie, to nie
trucizna, raczej coś na zbicie gorączki – westchnął, widząc zdziwione
spojrzenie.
Na
twarzy Naruto pojawił się słaby uśmiech. Wziął podane lekarstwa i opadł z
powrotem na poduszki. Leżał tak dobrą chwilę, przyglądając się rywalowi,
krążącemu miedzy pomieszczeniami.
–
Dlaczego…ty… to robisz? – spytał w końcu, jego głos był prawie że niesłyszalny.
–
Powiedzmy, że mam taki kaprys. – Sasuke starał się, żeby zabrzmiało to beznamiętnie,
ale nie do końca tak wyszło.
Kolejny
słaby uśmiech i ciężko opadające powieki. Ktoś się o niego troszczy, to takie
miłe uczucie. Bardzo miłe. Powieki uniosły się jeszcze na chwilę, na moment…
–
Sasuke… dziękuje. – Ciche słowa, po których po prostu zasnął.
Sasuke
jeszcze przez jakiś czas siedział, patrząc na śpiącego chłopaka. Mógł go
spokojnie zostawić, bo środek zawarty w leku gwarantował długi sen, ale jakoś
nie miał ochoty stąd wychodzić. Przypomniał sobie sytuację sprzed kilkunastu
godzin. Niepewne spojrzenia tych cholernie niebieskich oczu, pocieranie dłonią
włosów na karku, drżące wargi, smak pocałunku… To wszystko znów stanęło mu
przed oczami. Obaj byli pod wpływem alkoholu, to dodało odwagi, ale niczego nie
zmieniało, przynajmniej dla Sasuke. Tak naprawdę od dawna tego chciał i w końcu
dostał. Naruto w pewnym momencie oddał pocałunek. Czy był świadomy tego, co
robił? Nie miał pewności. I co dalej? Czy już bez procentów we krwi, będzie
miał odwagę, by to kiedyś powtórzyć? A jeżeli Naruto uzna to za chwilową
niepoczytalność i będzie go unikał? Tyle pytań… Sasuke westchnął i gasząc
lampki, wyszedł z mieszkania.