27 maja 2009

Rywale - rozdział 10

Odkąd wrócili do pokoju, Naruto prawie się nie odzywał. Czuł, że rozmowa z Uchihą była niedokończona i nie może tak tego zostawić. Kiwał się więc tylko na tylnych nogach krzesła, co jakiś czas zerkając kątem oka na niego. Nie słuchał pijackiego bełkotu Kiby ani filozoficznych wywodów Neji’ego, który jakoś, po swojemu, integrował się z resztą towarzystwa.  Zastanawiał się nad tym dziwnym uczuciem, które ogarnęło go zanim pojawił się policjant. To było ciepło, bardzo przyjemne, a zarazem ekscytujące. Cała rozmowa na ławce była warta przemyślenia. Dlaczego Sasuke robił takie dwuznaczne aluzje? Kpi sobie z niego? O co mu chodzi? I dlaczego jest tak cholernie przystojny? Przecież to do cholery facet i myślenie o nim w ten sposób jest nienormalne. Jednak… W pewnym momencie przyciągnął go i omal nie pocałował. Naruto ogarnęło przyjemne uczucie w dole brzucha. Zaraz! Czy on miał właśnie tak zwane motylki, na wspomnienie tamtej chwili?! Z rozmyślań wyrwał go trzask zamykanych drzwi. Towarzystwo przeniosło się na korytarz, chyba ktoś bawił się gaśnicą, bo z zewnątrz dobiegały zachwycone okrzyki studentów. W pokoju został tylko on i  siedzący na łóżku obok Sasuke. Naruto nerwowo odchylił się na krześle, tym razem jednak odrobinę za mocno, bo stracił równowagę.
– Przewrócisz się, młotku. – Silne ramię złapało oparcie mebla, przywracając go do pionu.
– E, tam – roześmiał się. Był zdenerwowany, bardzo zdenerwowany, więc wolał zamaskować to śmiechem. Potarł dłonią włosy na karku.
Sasuke drgnął. Ten gest...  Naruto zawsze tak robił, kiedy się z czegoś cieszył lub był zakłopotany, zauważył to już dawno. Nie wiedział dlaczego, ale taki widok działał na niego, nawet bardzo… Za bardzo!
– Nie, „e, tam”, bo jak  znowu sobie coś połamiesz w mojej obecności, to uznają, że to moja wina. – Niechętnie puścił oparcie, zachowując kamienny wyraz twarzy. Miał to opanowane do perfekcji, co nie znaczy jednak, że nie było w nim żadnych emocji. Wręcz przeciwnie, w tym momencie było ich aż nadto. Znów byli sami, świetna okazja, aby dokończyć to, co im wcześniej przerwano.
– Znowu sobie coś złamię? Sugerujesz, że rękę sam sobie złamałem? – Niebieskie oczy spojrzały oburzone. Błyszczały tak jak kiedyś, dokładnie tak samo.
– Gdybyś nie był taką niezdarą i potrafił się bić… – Sasuke prowokował, nie mogąc oderwać wzroku od błękitnych tęczówek.
– Ty też oberwałeś, a poza tym nie ja zacząłem.
– Nie ty? – Chłopak zmrużył oczy. – A kto całował mnie przed wykładem? – Z zadowoleniem obserwował zmiany na twarzy rywala. Słowa tak naprawdę nie były ważne, miały na celu tylko prowokację.
– Gdybyś powiedział mi prawdę, nie doszłoby do tego. W ogóle nie musiałbym się mścić i nie byłoby tego całego przedstawienia.
– Więc to była zemsta? A ja myślałem, że na mnie lecisz – westchnął z udawanym zrezygnowaniem.
– No co ty, draniu… – Naruto zaczerwienił się, jak zawsze, gdy słyszał z jego ust podobną uwagę. Dlaczego on to robi? Czy zdaje sobie sprawę, że nie pozostaje obojętny?
– Ale chyba ci się podobało, co? – Sasuke podniósł rękę, tym razem chwytając blond kosmyk i przeciągając go miedzy palcami.
– Co niby mi się miało podobać? – wymamrotał niepewnie Naruto. Dotyk był tak przyjemny, znów to niesamowite uczucie. Dlaczego ten drań tak na mnie działa? – myślał gorączkowo.
– Byłeś bardzo namiętny, musiało ci się podobać. – Sasuke sam już nie wiedział, czy to działanie alkoholu, czy też po prostu skrywana fascynacja nie chce być już dłużej tłumiona. Jednego był pewien. Nie zmarnuje drugiej okazji!
– Nie skupiałem się na tym, myślałem raczej…
– Nie? Jaka szkoda – przerwał, kładąc mu palec na ustach.  Niby nic nie znaczący gest, ale jednak... – Wiesz co, Uzumaki? – szepnął nachylając się w jego stronę. Był tak blisko, że oddechem wręcz parzył szyję…
– Mm? – Naruto czuł to przyjemne ciepło, wydawał się jednocześnie  przerażony i podekscytowany bliskością. Nie wiedział, co się z nim dzieje, nie potrafił tego ogarnąć. To było…
– Tym razem skup się…
Głos Sasuke tuż przy uchu. Czarne włosy muskające policzek. W końcu gorące wargi na jego rozchylonych ze zdziwienia ustach. To było porażające doznanie, porażające w każdym sensie tego słowa. Naruto nie był w stanie się ruszyć. Logika jego myśli gdzieś uleciała, w okolicach brzucha znów coś przyjemnie łaskotało, a całe ciało przechodziły dreszcze. Nie miał siły zaprotestować, a nawet, gdyby miał, to nie chciał. Sasuke tak na niego działał… Oddał pocałunek, czując, że wreszcie niedokończona rozmowa ma swój finał.

Dzień swoich urodzin spędzał zawinięty w koc na łóżku przed telewizorem. Wczorajsze ilości alkoholu sprawiły, że ból głowy był nie do zniesienia, a każdy głośniejszy dźwięk powodował nieprzyjemne dreszcze. Nie pomagały żadne środki przeciwbólowe ani innego rodzaju specyfiki, jedynie zimny prysznic co jakiś czas przynosił chwilową ulgę. Ulgę fizyczną, rzecz jasna, bo jeżeli chodzi o kaca moralnego, to nie było rady. Naruto wpatrywał się tępo w ekran telewizora, reporter zdawał relację z jakiegoś ważnego wydarzenia politycznego, pojawiały się ujęcia coraz to nowych osób. Nie słuchał, nie potrafił się skupić, w jego głowie ciągle przewijały się obrazy z poprzedniego dnia. Wspomnienia, miłe łaskotanie w brzuchu, które przechodziło jednak w jakiś taki dziwny lęk. Choć wiedział, co jest przyczyną takiego samopoczucia, niczego nie był do końca pewien. Próbował zrekonstruować w pamięci całą imprezę, tak wiele się wczoraj wydarzyło… Tylko, czy to wszystko działo się naprawdę? Jeżeli tak, to jego rywal i do niedawna wróg numer jeden, pocałował go, a to znaczy… Nie, to nic nie znaczy. Byli pijani, on na pewno chciał go sprowokować i teraz wyśmieje przy byle okazji. Na pewno da się wszystko jakoś logicznie wyjaśnić. To wina alkoholu, gdyby nie on, nic by się nie stało, więc najlepiej udawać, że tego nie było. Tak! Tylko dlaczego Sasuke jest tak cholernie przystojny, a jego pocałunki sprawiały taką przyjemność? Obaj są facetami, do cholery, to się nie działo naprawdę! Musiało mu się śnić, to są wymysły chorej wyobraźni! Naruto zacisnął powieki, przeklinając w duchu. Był świadom, że takie wmawianie sobie nic nie pomoże, doskonale wiedział, że to miało miejsce na jawie. Pamiętał wszystko, łącznie z tym, że Sasuke odwiózł go do domu taksówką. Twierdził, że ma po drodze…
Dzwonek. Naruto skrzywił się niemiłosiernie na ten dźwięk. Już dawno powinien go zmienić, ale jakoś nigdy nie miał czasu. Powlókł się do drzwi, przytrzymując koc na ramionach. Zerknął przez wizjer, na korytarzu stali jego przyjaciele. Otworzył.
– Cześć, solenizancie. – Kiba wparował do mieszkania, omal nie przewracając wieszaka na kurtki. Za nim, z miną wyrażającą ubolewanie, wszedł Shikamaru. Naruto zatrzasnął drzwi i powlókł się do kuchni, proponując gościom kawę.
– Daj sobie spokój z kawą, już dzisiaj trzy wypiłem – stwierdził flegmatycznie Shikamaru. – Wpadliśmy zobaczyć czy żyjesz.
– Ledwo – grymas na twarzy Naruto stanowił wystarczający dowód na jego samopoczucie.
– Mamy coś dla ciebie, stary koniu Kiba wyjął z plecaka butelkę alkoholu z tak zwanej wyższej półki. –  Standardowo, za następne dwadzieścia lat. Sto lat, sto lat – zaintonował, wręczając prezent.
– Dzięki, ale to poczeka. Mam dość na jakiś czas. – Naruto przykrył się szczelniej kocem. Zaczynał mieć jakieś nieprzyjemne dreszcze.
– Przestań, dobry klin, nie jest zły. Po jednym – stwierdził filozoficznie Kiba, na co Naruto tylko westchnął i otworzył butelkę, sięgając też po sok z lodówki i szklanki. W sumie, może trochę go to otumani i nie będzie ciągle myślał o tym, co się wczoraj stało?
– No to, za Naruto – Kiba wzniósł toast. – A tak w ogóle, to gdzie cię wcięło po imprezie? Miałeś u nas spać – przypomniał, patrząc jednocześnie na butelkę. Naruto roześmiał się i polał jeszcze po jednym. Tak, otumanienie to było dobre wyjście z sytuacji.
– Ktoś mnie podwiózł do domu – wyjaśnił, chwytając swoją szklankę.
– O! Kto? – zainteresował się Kiba, a i Shikamaru spojrzał z zainteresowaniem.
– Ehh, nieważne. To pijecie, czy nie?
– Ty coś kręcisz. Przyznaj się, wyrwałeś jakaś lalę? – Kiba szturchnął go łokciem, mrugając porozumiewawczo.
– Coś w tym guście – zgodził się dla świętego spokoju Naruto, a kąciki ust mu zadrżały. Omal nie wybuchnął śmiechem, bo wyobraził sobie minę Sasuke, jaką ten by zrobił, słysząc, że został nieświadomie nazwany „lalą”.

Otworzył oczy, w mieszkaniu panował mrok. Po wyjściu przyjaciół położył się na chwilę i chyba musiał zasnąć. Zerknął na budzik – dochodziła dziewiętnasta. Próbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie, czoło i policzki były rozpalone. Cholera – zaklął w myślach. Kac kacem, ale to raczej przypominało gorączkę, musiał się załatwić tymi zimnymi prysznicami. Ściągnął koc i zaraz tego pożałował, bo jego ciałem wstrząsnęły nieprzyjemne dreszcze. Czuł się znacznie gorzej niż rano, nawet dojście do kuchni i zrobienie ciepłej herbaty kosztowało go sporo wysiłku, miał wrażenie, że zaraz się przewróci. Wrócił do łóżka, szukając po drodze swojego telefonu, ale nigdzie nie znalazł. Jak się dobrze zastanowić, to ostatnio widział go wczoraj na imprezie. Może został w akademiku? Jutro zapyta kogoś, o ile będzie w stanie ruszyć się z domu. Padł na łóżko, zawijając się w kołdrę i dwa dodatkowe koce. Dreszcze nie ustępowały, co chwilę zapadał w niespokojną drzemkę, dręczony jakimiś dziwnymi omamami. Wydawało mu się, że po pokoju coś chodzi i stuka. Próbował znaleźć źródło hałasu, ale to oddalało się od niego, kiedy tylko chciał się zbliżyć. Męczył się, przekręcając z boku na bok, kiedy ponownie usłyszał stukanie, tym razem wyraźniejsze. Mruknął coś niespokojnie, ale nie ustawało. Po chwili rozległ się też dzwonek do drzwi, wyrywając go z półsnu. Sygnał powtórzył się jeszcze kilka razy. Zwlekł się z łóżka i poszedł do drzwi. Miał nadzieję, że to Kiba i Shikamaru wrócili, może oni znają jakieś sposoby na gorączkę. Odruchowo przekręcił klucz, otwierając drzwi. Znowu zakręciło mu się w głowie, wiec oparł się półprzytomny o futrynę, w pierwszej chwili nawet nie zauważając, kto stoi na korytarzu.
– Co z tobą, młotku? – Ironiczny ton, czarne włosy opadające na twarz…
– Uchiha – wychrypiał, nie poznając własnego głosu.
Zrobił nieokreślony gest i cofnął się w głąb mieszkania. Musiał usiąść, bo robiło mu się słabo, kiedy stał. Sasuke wszedł za nim, zajmując drugie krzesło przy kuchennym blacie.
– Zostawiłeś wczoraj w taksówce telefon – skłamał, wyciągając na stół komórkę. Tak naprawdę sam mu ją zabrał, żeby mieć pretekst do spotkania. Teraz przyglądał się chłopakowi podejrzliwie. Nie wyglądał za dobrze, blady, jakiś taki mizerny.
Naruto kiwnął głową w podziękowaniu. W tej chwili nie był w stanie zrobić nic więcej. Nawet fakt, że po tym, co się stało, Sasuke siedzi w jego kuchni, nie przerażał go. W obliczu gorączki te myśli zostały zepchnięte gdzieś na dalszy plan. W tej chwili marzył tylko o tym, żeby wrócić do łóżka.
– Młotku, co z tobą. Chory jesteś? – W czarnych oczach na moment pojawił się nieokreślony wyraz,  a po chwili Sasuke podniósł się i przyłożył rękę do czoła Naruto. – No to ładnie się załatwiłeś – westchnął. – Mieszkasz tu sam? – spytał, rozglądając się po pokoju. Wszystko na to wskazywało. Naruto tylko kiwnął twierdząco. 
– Wracaj do łóżka – stwierdził Sasuke tonem niemalże rozkazującym.
Nie protestował, marzył, by przyłożyć głowę do poduszki, poza tym aż trząsł się z zimna. Sasuke wyszedł z mieszkania i ruszył w stronę samochodu. Nie mógł go tak zostawić, nie teraz, kiedy… Nie! Odrzucił tę niedokończoną myśl. Na jakiekolwiek spekulacje było za wcześnie.  Ale tak czy inaczej Naruto był sam i zwykłe człowieczeństwo nakazywało pomóc. Tak przynajmniej to sobie tłumaczył, jadąc do apteki.

Kiedy Naruto po raz kolejny się obudził, w kuchni widać było nikłe światło. Nie raziło, wyglądało tak, jakby przykryto lampę dodatkowym abażurem. Naruto wydawało się, że w mieszkaniu ktoś jest, choć nie był pewien, czy to nie znowu jakieś  omamy. Po chwili jednak do łóżka podeszła postać w czarnej koszuli, trzymająca w rękach jakiś kubek. Podniósł się lekko, zapalając lampkę przy łóżku.
– Sasuke..? – zachrypnięty, a zarazem zszokowany głos zaskoczył nawet jego samego.
– Połknij to. – Chłopak podał mu jakaś tabletkę i parujący napój. – Nie, to nie trucizna, raczej coś na zbicie gorączki – westchnął, widząc zdziwione spojrzenie.
Na twarzy Naruto pojawił się słaby uśmiech. Wziął podane lekarstwa i opadł z powrotem na poduszki. Leżał tak dobrą chwilę, przyglądając się rywalowi, krążącemu miedzy pomieszczeniami.
– Dlaczego…ty… to robisz? – spytał w końcu, jego głos był prawie że niesłyszalny.
– Powiedzmy, że mam taki kaprys. – Sasuke starał się, żeby zabrzmiało to beznamiętnie, ale nie do końca tak wyszło.
Kolejny słaby uśmiech i ciężko opadające powieki. Ktoś się o niego troszczy, to takie miłe uczucie. Bardzo miłe. Powieki uniosły się jeszcze na chwilę, na moment…
– Sasuke… dziękuje. – Ciche słowa, po których po prostu zasnął.
Sasuke jeszcze przez jakiś czas siedział, patrząc na śpiącego chłopaka. Mógł go spokojnie zostawić, bo środek zawarty w leku gwarantował długi sen, ale jakoś nie miał ochoty stąd wychodzić. Przypomniał sobie sytuację sprzed kilkunastu godzin. Niepewne spojrzenia tych cholernie niebieskich oczu, pocieranie dłonią włosów na karku, drżące wargi, smak pocałunku… To wszystko znów stanęło mu przed oczami. Obaj byli pod wpływem alkoholu, to dodało odwagi, ale niczego nie zmieniało, przynajmniej dla Sasuke. Tak naprawdę od dawna tego chciał i w końcu dostał. Naruto w pewnym momencie oddał pocałunek. Czy był świadomy tego, co robił? Nie miał pewności. I co dalej? Czy już bez procentów we krwi, będzie miał odwagę, by to kiedyś powtórzyć? A jeżeli Naruto uzna to za chwilową niepoczytalność i będzie go unikał? Tyle pytań… Sasuke westchnął i gasząc lampki, wyszedł z mieszkania.