27 czerwca 2009

Rywale - rozdział 15


Naruto siedział w kuchni, czekając, aż zagotuje się woda na kawę. Dzień był naprawdę męczący, niskie ciśnienie powodowało senność i jakieś dziwne otępienie. I jeszcze ten deszcz, który padał od wczorajszego wieczora. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, od czasu treningu miał dziwne wahania nastrojów. Raz przechodziły go dreszcze przyjemności na wspomnienie pocałunku, innym razem siadał na łóżku, podkulając nogi i nie mogąc wyrzucić z głowy ponurych myśli o tym, że Sasuke sobie z niego żartuje. Oparł głowę na rękach, wzdychając ciężko. Że też akurat w ten piątek zajęcia musiały być odwołane. Dzisiaj była sobota, więc nie widział chłopaka już prawie dwa dni. Dwa długie dni. Naruto z przerażeniem zdał sobie sprawę, że zaczyna zwyczajnie tęsknić za widokiem czarnowłosego drania, który działa na niego jak narkotyk i swoim dotykiem przyprawia o palpitacje serca. Wstał i zalał kawę wrzątkiem. Leniwie sięgnął do lodówki po mleko, zdając sobie sprawę, że zostało go ledwo co. Przez te nieustanne rozmyślania już zaczynał zapominać o takich prozaicznych rzeczach, jak sprawdzenie stanu lodówki. Mruknął coś pod nosem i wlał resztkę mleka do kawy, próbując po chwili. Nie była najgorsza. Przytłumiony dzwonek telefonu rozległ się gdzieś z pokoju. Powlókł się w tamtą stronę i sięgnął do plecaka, szukając komórki, po chwili jednak przypomniał sobie, że zostawił ją w bluzie. Chwycił telefon, spoglądając na wyświetlacz: Kiba. No tak, a on miał nadzieję, że może… Westchnął, naciskając zieloną słuchawkę.
– Kiba? – zabrzmiało to jakoś smętnie.
– Naruto! – krzyk przyjaciela sprawił, że musiał odsunąć telefon od ucha. – Co robisz?
– Właściwie to nic – odpowiedział zgodnie z prawdą, patrząc beznamiętnie na napój w kubku.
– Idziemy gdzieś na piwo? Shikamaru ma randkę, a ja się nudzę.
Naruto usiadł na łóżku. Nie miał ochoty nigdzie dzisiaj wychodzić, zresztą w takim nastroju nie byłby dobrym towarzyszem do picia. Ciągle myślałby o Sasuke, a po kilku piwach zrobiłby jeszcze coś głupiego. Na przykład zadzwoniłby do niego i bełkocząc, nagadałby mu, co o tym wszystkim sądzi. I że za nim tęskni jak jakiś kretyn, mimo że nie widział go zaledwie dwa dni. I że…
– Jesteś? – głos Kiby przypomniał mu o sobie.
– Tak, jestem, ale wiesz, nie chce mi się dzisiaj. Ta pogoda… – Wymyślił dość głupią wymówkę. No bo w czym niby przeszkadzał deszcz, skoro przyjaciel chciał z nim posiedzieć w jakimś lokalu.
– Oj tam pogoda – ten zaczął marudzić, nie dając się spławić.
Naruto oparł się o poduszki, przymykając oczy. Kiba ciągnął swój monolog, mający na celu przekonać go do zmiany zdania, ale słowa nie do końca docierały do jego świadomości. Znów pomyślał o Sasuke i o tym, jak ostatnim razem skończyło się picie piwa. Pamiętał jego twarz blisko swojej, czarne oczy błyszczące w jakiś taki niesamowity sposób i słowa: „Tym razem skup się”. Ich pierwszy prawdziwy pocałunek był niezwykłym przeżyciem, Uchiha pokazał mu, co to znaczy namiętność…
– Naruto! – wrzask wyrwał go z zamyślenia. – Mówię do ciebie!
– Kiba? – wymamrotał nieprzytomnie. – Kiba ja… wybacz, naprawdę dzisiaj nie mam nastroju – rzucił przepraszająco i nie słuchając już narzekania, rozłączył się. Wiedział, że przyjaciel mu tego nie daruje, ale nie mógł już go dalej słuchać. Schował twarz w dłoniach. Przyjemne dreszcze mieszały się z wściekłością i poczuciem niepewności. Sasuke nie może sobie z nim pogrywać w ten sposób. Musi z nim porozmawiać, bo zwariuje. Musi z nim porozmawiać teraz! – podjął decyzję w jednej chwili. Nie zastanawiając się już nad niczym, odstawił kubek z kawą na nocną szafkę, po czym zerwał się z łóżka, chwycił z wieszaka kurtkę i wyszedł z mieszkania. Na klatce schodowej minął sąsiadkę z naprzeciwka, ale tym razem tylko pozdrowił ją i zbiegł na dół. Wiedział, że to, co zamierza, jest głupie, ale czuł, że inaczej nie wytrzyma. Czasami człowiek ma świadomość, że musi zrobić coś nieodzownie, już, teraz i dla Naruto taki moment nadszedł właśnie dzisiaj. Wybiegł przed drzwi klatki schodowej, ubierając kurtkę i dopiero teraz orientując się, że wziął tę bez kaptura. Lało jak z cebra, a on, jak jakiś głupek, będzie szedł w tym deszczu. Jednak nie zamierzał się wracać. Jeżeli by to zrobił, to zapewne ogarnęłyby go wątpliwości i ostatecznie uznałby, że lepiej zostać w domu i pogadać kiedy indziej. Dlatego właśnie, skoro już podjął decyzję, nie zważając na nic ruszył przed siebie. Co chwilę musiał przeskakiwać kałuże, ale w tym momencie nie liczyły się takie detale.  
Wiedział, gdzie mieszka Sasuke. Kiedyś Sakura zaciągnęła go w tamte rejony, chcąc poprzyglądać się pięknie utrzymanym ogrodom posiadłości. Nie wiedział wtedy, jaka była jej prawdziwa intencja, nie domyślił się nawet, gdy na podjeździe jednego z domów zobaczył rywala. Teraz wszystko było jasne, ale wówczas uznał to za czysty przypadek.
– Niech to szlag – zaklął, gdy nieuważnie wdepnął w „jeziorko” powstałe na chodniku. Cała prawa nogawka była mokra.
Tak czy inaczej od tamtego czasu był już pewien, że owa rezydencja należy do Uchihów i właśnie w tamtą stronę zmierzał. Nie miał pojęcia, co powie Sasuke, gdy go zobaczy, wiedział jedynie, że jeżeli wszystkiego nie wyjaśni, nerwowe bicie serca nie zostanie uciszone.

Zatrzymał się zdyszany przed drzwiami budynku, naciskając dzwonek. Dopiero jego głośny dźwięk uświadomił mu, że to się dzieje naprawdę. Nagle cała odwaga gdzieś zniknęła, poczuł, że chyba kompletnie mu odbiło, skoro zdecydował się tutaj przyjść. Co innego spotkania na uczelni, a co innego nachodzenie kogoś w jego własnym domu. Po chwili usłyszał kroki i na moment przestał oddychać, przerażony własną decyzją. Co ja do cholery wyprawiam, mogłem poczekać do poniedziałku – pomyślał, gdy drzwi się otworzyły. Podniósł głowę, w progu stała starsza wersja Sasuke, lustrująca go zaciekawionym spojrzeniem.
– Tak? – zdziwiony milczeniem przybysza chłopak postanowił odezwać się pierwszy.
– Ekhm… – Naruto zaczerwienił się na samą myśl, jak kretyńsko musi się teraz prezentować. – Czy jest Sasuke?
– Jest… – Itachi momentalnie skojarzył chłopaka. – Wejdź. Ty jesteś…? – spytał jeszcze, by się upewnić, zamykając drzwi za wchodzącym blondynem.
– Przepraszam, nie przedstawiłem się. Uzumaki Naruto. Jestem kolegą Sasuke ze studiów.
– Itachi Uchiha. – Chłopak z uśmiechem na ustach wyciągnął rękę, którą Naruto uścisnął w geście przywitania.
– Jesteś bratem Sasuke? – zanim zdążył się zorientować, to mało inteligentne pytanie wydobyło się z jego ust. Ale ze mnie idiota – zaklął w myślach. To raczej oczywiste, że byli braćmi, wyglądali bardzo podobnie, z tym, że Itachi miał długie włosy i trochę łagodniejsze rysy twarzy. Zresztą, Naruto już go kiedyś widział. Wtedy, na dachu, z Sakurą…
– W rzeczy samej. – Chłopak zdawał się tym nie przejmować. – Usiądź. – Wskazał krzesło przy stole w kuchni. – Zawołam go.
– Nie trzeba… – Czyjś głos dobiegł ze schodów prowadzących na piętro.
Sasuke wszedł do kuchni z nic nie mówiącym wyrazem twarzy, za to mina Naruto na jego widok wyrażała natychmiastową chęć ucieczki. Rywal oparł się o futrynę drzwi, przyglądając się swojemu gościowi. Co jak co, ale nie spodziewał się go w swoim domu. Jednak był tu, siedział przy stole i patrzył na niego niepewnie.
– Sasuke, bo… – zaczął, chcąc wytłumaczyć swoją wizytę, ale mu przerwał.
– Wyglądasz, jakbyś pływał w tych ubraniach – zakpił. Naprawdę, Naruto stanowił w tym momencie pocieszny widok. Z włosów kapała woda, kurtka, która najwyraźniej przemokła, była przylepiona do ciała, a spodnie wyglądały, jakby ich właściciel szedł po kolana w kałużach.
– Oj nie czepiaj się, pada. – Naruto zareagował jak zawsze na dobrze znany sobie ton. Miał też świadomość, że jeżeli Sasuke nadal będzie w ten sposób do niego mówił, to w końcu stchórzy i sam nic mu nie powie. I nic nie wyjaśni. I nadal będzie się zamartwiał jak jakiś głupek.
– To ja może zrobię kawę? – Itachi wtrącił swoje trzy grosze, podchodząc do kuchenki i biorąc do ręki czajnik. Miał nadzieję dowiedzieć się czegoś, w końcu nieczęsto ktokolwiek odwiedzał Sasuke w domu. Tak naprawdę to chyba tylko Neji, który był ich sąsiadem i to zazwyczaj tylko na krótką chwilę.
– Itachi, chcemy porozmawiać. – Sasuke kciukiem wskazał drzwi od kuchni, niewerbalnie każąc mu się po prostu wynosić.
– A czy ja wam przeszkadzam? – Ten rozłożył ręce w geście zdziwieniu. – Dobra, dobra. – Mrugnął wesoło, widząc minę brata. – Idę już – dodał, wychodząc.
– Sasuke, ja właściwie przyszedłem, bo… – Naruto znów nie było dane skończyć, gdyż rywal zatkał mu usta ręką. – Cii… – wyszeptał mu do ucha, łaskocząc je ciepłym oddechem. Nie patrzył jednak na niego, tylko na drzwi, a jego czoło było zmarszczone.
Naruto spojrzał nierozumiejącym wzrokiem.
– Wiesz, mój brat jest bardzo wścibski – Sasuke odpowiedział na nieme pytanie, podchodząc do drzwi i otwierając je gwałtownie.
– Ałłł! – rozległ się czyjś jęk od strony korytarza.
– Podsłuchujesz! – Sasuke spojrzał na brata oczekując wyjaśnień.
– Daj spokój, po prostu przechodziłem. – Itachi masował sobie głowę ręką. Czy jego braciszek zawsze musiał być aż tak brutalny? Jakby nie mógł tego zrobić odrobinę delikatniej.
– Podsłuchujesz – Sasuke powtórzył zarzut, coraz bardziej wkurzony. – Chodź. – Pociągnął zdezorientowanego Naruto za rękaw, pokazując schody prowadzące na piętro. – Tu ściany mają uszy – syknął, mijając brata.
Itachi pokazał mu język i mrugnął do blondyna, który uśmiechnął się w odpowiedzi. Naruto pomyślał, że Uchiha w ogóle nie są do siebie podobni pod względem charakterów.
– Fajnego masz brata, też chciałbym takiego mieć – stwierdził, kiedy znaleźli się w pokoju Sasuke.
Niestety, jemu ten temat nie przypadł do gustu, bo skrzywił się i prychnął pod nosem. Poza tym, skoro Naruto się u niego zjawił i to jeszcze w taką pogodę, to musiał mieć konkretny powód, więc nie zamierzał tracić czasu na bzdurne rozmowy o Itachim, który zachowywał się jak pięcioletnie dziecko.
– Chyba nie w tej sprawie przyszedłeś? – spytał i przekręcił klucz w zamku. Wyglądało to może trochę dziwnie, ale nie zamierzał ryzykować, że ktoś będzie im przeszkadzał. Jeszcze nie miał tak naprawdę pojęcia w czym, ale wolał działać profilaktycznie.
– Nie… – Naruto przestał rozglądać się po pokoju, w którym panował pedantyczny porządek i spojrzał na niego. To zamknięcie drzwi sprawiło, że przeszły go dreszcze. Zdał sobie sprawę, że już nie było odwrotu. Prędzej czy później będzie musiał to zrobić, więc lepiej spytać od razu i mieć to z głowy. Po chwili milczenia zebrał się w końcu na odwagę.  – Przyszedłem coś wyjaśnić.
– Co wyjaśnić? – Sasuke podszedł do niego bardzo blisko, muskając blond włosy palcami.
– No właśnie to – Naruto zniżył głos, czując, że policzki zaczynają go palić. – Dlaczego to robisz, dlaczego tak się zachowujesz?
– Powiedziałem ci, że poczekam, aż sam zrozumiesz. – Chłopak cofnął się, nie spuszczając jednak wzroku z błękitnych tęczówek. Jego rywal z lekko zaczerwienioną twarzą i niepewnym spojrzeniem stanowił naprawdę interesujący widok.
Naruto westchnął. Po chwili, nie pytając o zgodę, odsunął od biurka krzesło i usiadł na nim, chowając twarz w dłoniach.
– A jeżeli już zrozumiałem? – wymamrotał.
– A zrozumiałeś? – Sasuke kucnął obok, zabierając jego ręce i tym samym zmuszając, by na niego spojrzał.
– Może...
– W takim razie, co zamierzasz z tym zrobić? – Usiadł na łóżku i przyciągnął do siebie krzesło wraz z chłopakiem. Znów wplótł palce w jasne kosmyki i czekał na dalszy ruch. Tym razem to Naruto musi pokazać, czego tak naprawdę chce. I miał nadzieję, że zrobi to właśnie teraz.
– Sasuke, wiesz, czasami naprawdę jesteś dupkiem… – zaczął Naruto, marszcząc brwi, bo rywal, w reakcji na takie określenie, pociągnął go mocno za włosy. – No więc, jesteś dupkiem – kontynuował – ale… Nie każ mi tego mówić – jęknął i czując, że raczej nie będzie w stanie sklecić chociaż jednego sensownego zdania, po prosto chwycił Sasuke za koszulkę i musnął jego wargi swoimi.
Ten tylko na to czekał. Ściągając brutalnie Naruto z krzesła, pociągnął go tak, że wylądował na nim. Oparł się wygodnie o poduszki i trzymając go w pasie, przygryzł lekko jego wargi, po chwili wbijając się w nie. O tak, w końcu. Nareszcie, Naruto…
Naruto oddał pocałunek, obejmując go za szyję i przylegając do niego całym ciałem. Chciał tego, pragnął od tych dwóch dni, kiedy go nie widział. Czuł, jak jego ciało przechodzą dreszcze przyjemności i pogłębił pocałunek. Sasuke nie był mu dłużny, co chwilę gryząc język i wargi. Pocałunki były coraz bardziej namiętne i dłuższe, co jakiś czas odrywali się od siebie, łapiąc zachłannie powietrze. W pewnym momencie język Sasuke zsunął się na szyję, a  ręce wdarły się pod kurtkę Naruto, której nawet nie zdążył zdjąć, co ten przyjął z lekkim pomrukiem.
– Mokre – szepnął mu do ucha Sasuke, chwytając z suwak i rozpinając go powoli. Był w tym jakiś taki erotyzm, że Naruto zapragnął więcej.
– Mhm… – Chwycił czarne kosmyki, czując, że jego ciało zaczyna niebezpiecznie reagować. Sasuke zdjął z niego kurtkę, a jego ręce wślizgnęły się pod koszulkę, która też był wilgotna. Ruchy były powolne, trochę leniwe i co rusz powodowały fale przyjemności. Och, tak, naprawdę go w tym momencie pragnął. Tak bardzo, że… Nie, zaraz! Najpierw musi z nim porozmawiać!
– Sasuke – jęknął, gdy język musnął wrażliwe miejsce za uchem. – Sasuke, muszę cię o coś zapytać.
– Pytaj. – Sasuke, który nie miał zamiaru sobie przerywać, ugryzł lekko skórę na szyi. Czuł, jak Naruto reaguje na jego pocałunki i dotyk, i nie mógł się od niego oderwać. A już na pewno nie teraz, gdy w końcu dostał to, czego pragnął od dawna. Naruto był jego.
– Powiedz… To jakaś forma zemsty za tamten incydent? Chcesz mnie w sobie… Achh… – westchnął, reagując na kolejną pieszczotę. W tym momencie nawet nie był w stanie się wysłowić.
– Chcę cię w sobie co? – Do Sasuke chyba nie do końca docierał sens słów Naruto, za to wyraźnie docierało budzące się pożądanie. Jeszcze chwila i zerwie z niego te wszystkie ciuchy, a potem…
– Chcesz mnie w sobie rozkochać i wyśmiać? – Wydusił w końcu z siebie Naruto, a jego niebieskie oczy pociemniały jakoś dziwnie. Jakby bał się odpowiedzi.
Sasuke momentalnie przerwał i odsunął go od siebie, marszcząc brwi. No tego to się na pewno nie spodziewał. I to jeszcze w takiej chwili.
– Młotku, zgłupiałeś do reszty? – spytał, nie do końca wierząc w to, co właśnie usłyszał. Do tej pory nazywał go idiotą dla zasady, ale teraz zaczął się zastanawiać, czy może nie było w tym jakiegoś ziarna prawdy.
– Kto cię tam wie… – burknął Naruto i uciekł wzrokiem gdzieś w kąt pokoju, chcą ukryć zażenowanie. No co… Może i się wygłupił, ale musiał o to zapytać. Musiał wiedzieć.
– Za kogo ty mnie masz? – Sasuke zmusił go, żeby na powrót spojrzał mu prosto w oczy.
– Miałbyś powód, popsułem ci reputację.
– Jasna cholera, Naruto! – głos zadrżał mu ze złości. – Nie, nie miałbym powodu, chyba to sobie wyjaśniliśmy, zanim trafiłeś do szpitala ze złamaną ręką. Już nie pamiętasz?
– No tak, ale…
– Nie wiedziałem, że tak właśnie o mnie myślisz. – Spojrzał wkurzony w niebieskie oczy, które teraz wydawały się nieco rozjaśniać. – Eh, Naruto… – westchnął, a jego głos złagodniał. – Nie zamierzam cię wyśmiać – przyciągnął go z powrotem do siebie – choć tego pierwszego nie wykluczam – mruknął mu do ucha, powodując kolejny dreszcz przyjemności. Na twarzy Naruto pojawił się jakby wyraz ulgi, a kąciki jego ust powędrowały ku górze. – Nie myśl o mnie w ten sposób, naprawdę nie jestem jakimś potworem. – Bardzo wolno przesunął palcem wzdłuż jego szyi.
– Ale dupkiem zdarza ci się być. – Naruto roześmiał się, łaskotał go ten dotyk.
– Nie przeginaj! – Sasuke podniósł się, zrzucając go na podłogę.
– Co robisz? – wrzasnął, zrywając się na nogi.
– Ciii… – Gorące wargi zamknęły mu usta. – Nie zapominaj, że w tym domu ściany mają uszy.

19 czerwca 2009

Rywale - rozdział 14


Głośny dźwięk rozniósł się po pokoju, wyrywając Naruto z przyjemnego snu z Sasuke w roli głównej. Wyciągnął na oślep rękę, chcąc uciszyć nieznośny budzik, jednak mimo, że trafił już za trzecim razem, hałas nie ustawał. Otworzył leniwie jedno oko. Zegar stał spokojnie, nie wibrując jak zawsze przy porannej pobudce. Zerwał się gwałtownie, uświadamiając sobie, że to nie budzik, a dzwonek do drzwi. Narzucając na siebie byle jaką bluzę, podszedł i przekręcił klucz w zamku. Otworzył, jeszcze nie do końca przytomny, pocierając powieki i ziewając szeroko.
– Widzę, że miałeś ciężką noc. – Ironiczny głos zmusił go do kontaktu z rzeczywistością.
Naruto zamrugał zdezorientowany. Naprzeciwko niego, oparty niedbale ścianę, stał pan geniusz we własnej osobie. Ubrany w granatową bluzę i jasne dżinsy, z włosami opadającymi na bladą twarz o idealnych rysach… To na pewno rzeczywistość? Może wyobraźnia płata mu figla i to kolejny obraz senny? Naruto oblał się lekkim rumieńcem na wspomnienie swojego snu. Nie uszło to uwadze Sasuke.
– Aż tak na ciebie działam? – spytał lekko kpiącym tonem, przygryzając dolną wargę.
Naruto drgnął i zupełnie bezwiednie oblizał spierzchnięte po nocy usta, co Sasuke zinterpretował na swój własny sposób. Popychając właściciela w głąb mieszkania, wszedł i zamknął drzwi. Chłopak spojrzał na niego zdziwiony, naprawdę nie rozumiał, co jego rywal robi w jego domu o wpół do siódmej rano. Chciał jeszcze pospać, tym bardziej, że tego dnia ich jedyne zajęcia były dopiero na dziesiątą. Nie miał pojęcia, że Kakashi, odpłacając pięknym za nadobne, za wczorajszą porażkę, zaplanował trening na siódmą rano, a Sasuke, tak jakoś zupełnie przypadkiem zapomniał mu o tym powiedzieć.
– Ubieraj się, jedziemy – rzucił, informując jednocześnie o planach trenera.
– Cholera, draniu. Nie mogłeś powiedzieć mi wczoraj? – Niebieskie oczy pociemniały ze złości.
– Zapomniałem.
– Zapomniałeś, akurat! – prychnął Naruto. Z cierpiętniczą miną udał się do łazienki, wychodząc z niej po chwili już kompletnie ubrany, a następnie zszedł za Sasuke do jego samochodu.


– Nie wypiłem przez ciebie kawy – zaczął marudzić, gdy tylko ruszyli z parkingu.
– Ja piłem, dobra była. – Sasuke nic sobie nie robił z morderczego spojrzenia, jakim uraczył go w tym momencie Naruto.
– Jesteś draniem! – mruknął chłopak, opierając głowę o zagłówek. Po chwili przypomniał sobie o czymś i sięgnął na tylne siedzenie po swoją torbę. Grzebał w niej chwilę i w końcu wyciągnął coś w czerwonym, błyszczącym opakowaniu. – Czekolada – krzyknął uradowany. 
Sasuke tylko zerknął na niego, kiedy  rozwijał ulubiony smakołyk.
– Mmm, pycha – mruczał zadowolony Naruto, gryząc batonik.
– Serio? Daj spróbować. – Sasuke wcisnął hamulec i zatrzymał auto na czerwonym świetle.
– Nie ma już. – Chłopak, z uśmiechem zadowolenia na twarzy, wepchnął sobie do ust ostatni kawałek.
– A tam, nie ma… – Nim zdążył zareagować, Sasuke pochylił się i zlizał językiem czekoladę z jego warg. – Hn… Racja, dobre. – Uśmiechnął się sam do siebie, wrzucając bieg i ruszając za jakimś niebieskim vanem.
Naruto z wrażenia upuścił opakowanie, rozsypując okruchy. Co to miało do cholery być?
– Nie śmieć mi w samochodzie – rzucił kierowca, jak gdyby nigdy nic.
– Draniu! Co ty wyprawiasz? – Naruto w tym momencie najmniej obchodził papierek, który, pozostawiony sam sobie, wpadł między siedzenia, tym samym zakłócając porządek panujący w samochodzie.
– Prowadzę, jakbyś nie zauważył.
– Nie o to mi chodzi – zmarszczył brwi.
– Nie? A o co? – Sasuke wyłapał w lusterku minę swojego pasażera i lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Lubił drażnić się z tym młotkiem i obserwować jego reakcje. Chociaż, nie. Lubił, to za mało powiedziane. On to po prostu uwielbiał.
– Jesteś okropny. – Naruto nadał policzki, spoglądając spod byka na chłopaka, którego kąciki ust ciągle były uniesione. Przemknęło mu przez myśl, że na taki widok mógłby patrzeć i patrzeć…
– Ale tobie się to podoba – Sasuke bardziej stwierdził niż zapytał, a czarne oczy spojrzały przenikliwie.
– Chciałbyś. Myślisz, że jesteś najlepszy, najprzystojniejszy i masz najbardziej seksowny tyłek w całej Akademii? – wyrzucił z siebie Naruto, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że opisał rywala tak, jak sam go widział. Nie no, tego było już za dużo. Jak mógł powiedzieć, że ten cholerny Uchiha ma seksowny tyłek? Przecież to zabrzmiało jakby… jakby…
– Nie, ale ty tak uważasz. – Sasuke najwyraźniej odgadł jego myśli i wydawał się z tego powodu niezwykle zadowolony.
– Wcale nie! – Zaprotestował słabo Naruto, czując, że znów zaczynają go palić policzki. Dlaczego ciągle dawał się wyprowadzać z równowagi?
Sasuke tylko pokręcił głową, informując tym samym, że absolutnie mu nie wierzy i wjechał na parking przed uczelnią. Oprócz jego Hondy, stały tam może trzy samochody. Naruto ogarnął ten widok i zmarszczył nos.
– A mogłem jeszcze spać – wymamrotał i potarł włosy z tyłu głowy, chcąc tym samym ukryć zażenowanie.
– Zrzędzisz jak baba. – Sasuke wysiadł i wziął z tylnego siedzenia swoją torbę.
– Wcale nie.
– Oczywiście, że tak.

Na pływalni nie było absolutnie nikogo poza dwiema paniami z personelu pijącymi kawę w jednym z gabinetów. Naruto usiadł na brzegu basenu, sięgając nogami niezmąconej niczym tafli. Wzdrygnął się, woda była wyjątkowo zimna.
– Co tak siedzisz? – Sasuke wyszedł z szatni, trzymając w rękach jakieś przedmioty.
– Zimna woda. Po co ci to? – Niebieskie oczy spojrzały zaciekawione.
– Musimy zacząć trenować, ostatnio się nie popisaliśmy. – Sasuke wrzucił żółtą i czerwoną bojkę do basenu, po chwili sam schodząc do wody.
– To twoja wina, gdybyś mnie nie… – urwał, widząc, że chłopak w ogóle go nie słucha, tylko płynie wolno do przeciwległego końca. – …rozpraszał – dokończył już sam do siebie, patrząc na jego precyzyjne ruchy. Wyglądał niesamowicie i Naruto nagle zapragnął znów zatopić się w jego niezwykle miękkich i zmysłowych ustach. Zamknął oczy, czując jak ciało przechodzą miłe dreszcze. Wiedział, że to, jak patrzy na Sasuke, ma niewiele wspólnego z chęcią rywalizacji, choć oczywiście nadal chciał pokonać drania. Tylko że ten chłopak go fascynował, na każdy jego dotyk reagował drżeniem, a pocałunek… Czekał na takie chwile i w końcu zdołał przyznać się do tego stanu rzeczy sam przed sobą. Czekał, bo… – Aaa! – krzyk wydobył się z jego gardła chwilę po tym, gdy został złapany na kostkę i brutalnie wciągnięty do wody. – Oszalałeś? Wiesz, że to zabronione! Jakby ktoś zobaczył, dostałbyś niezły opierdol – wrzasnął.
– Ale nikogo nie ma, a ty bujałeś w obłokach – stwierdził Sasuke, zatykając mu usta dłonią. – Nie drzyj się.
Niebieskie oczy miotały błyskawice, a ich właściciel próbował wyszarpać się z uścisku, jednak rywal nie puszczał, wpatrując się w niego nieodgadnionym wzrokiem. W końcu Naruto skapitulował i pokiwał głową. Sasuke niechętnie zabrał rękę.
– Przepłyń dwie długości i pogadamy, okej? – Szyję Naruto połaskotał ciepły oddech. Drgnął lekko, ale po chwili przytaknął i już go nie było. Tym razem nie szalał, jego ruchy były jakby leniwe, wykonywane od niechcenia. Sasuke oparł się plecami o lekko chropowatą ścianę basenu. Ciężko mu było panować nad sobą, kiedy obiekt jego zainteresowania był tak blisko, zdawał sobie jednak sprawę, że jeżeli Naruto ma wrócić do formy, muszą skupić się na treningach. Takie sytuacje jak wczorajsza rozpraszały ich obu, a to odbijało się na wynikach. Najpierw obowiązki, potem przyjemności – pomyślał, niezbyt z tego postanowienia zadowolony.
– Dobra, weź czerwoną bojkę – zarządził, kiedy chłopak pojawił się z powrotem obok niego. Westchnął, gdy ten podpłynął i chwycił żółtą. 
– No co? – spytał z łobuzerskim uśmiechem.
– Nic. Teraz słuchaj, oglądałem nagrania z zeszłorocznych zawodów. Wychodzi na to, że twoim słabym punktem są zwroty, za słabo się odbijasz.
Naruto zmarszczył brwi, ale pokiwał głową na znak, że rozumie.
– Sprawdzimy, ty zaznaczysz miejsce mojego wynurzenia i na odwrót – poinformował Sasuke, odchodząc na odpowiednią odległość.
Naruto przytaknął pewny siebie, jednak po kilkunastu minutach i paru próbach, jego mina zrzedła. Sam, na własne oczy przekonał się, jak słabo wypadł na tle rywala.
– Teraz rozumiesz, dlaczego musimy to poćwiczyć?
Kiwnął głową, pomrukując coś pod nosem.
– Odbij się tak, żebyś mógł mnie dosięgnąć, nie wykonując żadnego ruchu. – Sasuke ustawił się w pewnej odległości od ściany basenu. – Zaczynaj.
Ten trening Naruto mógł zaliczyć do najbardziej męczących, jakie kiedykolwiek ktoś mu zafundował. Sasuke był bezlitosny, wytykał każdy najmniejszy błąd i zmuszał do coraz większego wysiłku. Chwilami miał naprawdę dość, ale on nie ustępował. W końcu, po naprawdę wielu próbach, zły jak diabli, odbił się na tyle mocno, że wynurzając się, chwycił Sasuke za ramiona. Niebieskie oczy, wcześniej pociemniałe z bezsilnej złości, momentalnie rozjaśnił  niesamowity blask.
– Udało się! – Nie do końca świadom tego, co robi, przylgnął do chłopaka całym ciałem.
Przez chwilę patrzyli na siebie, prawie stykając się nosami. Jeden – uśmiechający się szeroko, drugi – myślący w tym momencie tylko o tym, że ma ochotę pocałować tego młotka tu i teraz. Ciepły oddech ogrzał policzek Naruto, gdy Sasuke przyciągnął jego głowę jeszcze bliżej, usta delikatnie musnęły wargi… Naruto wcale nie miał ochoty tego przerywać, ale w pewnym momencie jego charakterek dał o sobie znać. Chwycił rywala i wciągnął pod wodę. Zaskoczony takim obrotem spraw Sasuke, nie zdążył nabrać powietrza, przez co po chwili zaczęło mu go brakować. Wynurzył się, wypuszczając z objęć chłopaka, co tamten wykorzystał, odpływając na pewną odległość.
– Naruto! – Oczy Sasuke wyrażały jakaś dziwną emocję. – Wracaj tu, musimy dokończyć trening.
– Akurat, trening – Ten tylko prychnął ze śmiechem.
– Nie igraj ze mną! – Zaczął płynąć w stronę blondyna, który w tym momencie zanurkował.
Sasuke pokręcił tylko głową. W tym momencie złapanie młotka nie stanowiło żadnej sztuki, ponieważ on po tym morderczym treningu zwyczajnie nie miał siły na takie zabawy. Udowodnił mu to już po kilku chwilach, przyciskając do ściany basenu. Obaj znajdowali się pod woda i mimo że chlor drażnił spojówki, nie zamykali oczu. Sasuke przesunął nosem po policzkach Naruto, na co ten uniósł zabawnie kąciki warg. Po chwili ich usta złączyły się w pocałunku, którego tym razem nie przerwał żaden z nich, po prostu zabrakło powietrza. Obaj wynurzyli się, łapiąc do płuc zbawienny tlen. Naruto, mimo że nadal nie był pewien, co to właściwie dla niego oznacza, po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł, że jest po prostu szczęśliwy, co dało się zauważyć w jego oczach. Sasuke z kolei, widząc radosne iskierki w niebieskich tęczówkach, czuł, że chyba totalnie zgłupiał, ale dla tego blond idioty jest w stanie olać nawet swoją reputację.
Zanim jednak zdążył coś zrobić, na pływalni zaczęły pojawiać się pierwsze osoby, mające mieć w najbliższym czasie trening. Obaj wyszli z wody, a następnie w ogóle opuścili budynek pływalni, żegnając się tylko krótkim „cześć”, bo przy drzwiach natknęli się na Kibę i Shikamaru. Naruto został z nimi, a Sasuke poszedł w stronę auli.

– Jesteś! – Neji rzucił torbę i usiadł na miejscu obok. – Nie wiesz, gdzie Uzumaki?
– A skąd mam wiedzieć? – odburknął Sasuke, który jednak doskonale wiedział, że chłopak siedzi teraz z przyjaciółmi na murku przed uczelnią.
– Widziałem, jak wychodziliście z pływalni. A tak poza tym, to co się stało, że wy w ogóle rozmawiacie ze sobą?
– Powiedzmy, że parę spraw zostało wyjaśnionych. Zresztą, co się tak interesujesz?
– A, bo wiesz… – Neji oparł głowę na ręce. – Hinata mnie męczy o jego numer telefonu. Skoro trenujecie razem, może ty byś mógł to jakoś załatwić?
 – Hinata? Twoja kuzynka leci na Naruto? – Sasuke zmarszczył brwi, patrząc na Nejiego tak jakby z pretensjami.
– No… tak. Właśnie tak. Więc jak będzie? Wiesz, dla niej to ważna sprawa. Chyba zabujała się w nim.
– Nie! – Sasuke spochmurniał na samą myśl, że „jego” młotek miałby się umawiać z kimś innym. Nie ma mowy. On był jego i tylko jego.
– Dlaczego?
– Z tego, co wiem, on kogoś ma – skłamał bez mrugnięcia okiem.
– Serio? Dziwne, od czasu Sakury nie widziałem go z żadną dziewczyną – zastanowił się Neji. – Jesteś pewien?
– Tak, jestem pewien. Niech Hinata lepiej sobie odpuści. – Odwrócił głowę, udając, że szuka czegoś w torbie. Nigdy w życiu nie pozwoli, żeby Naruto poszedł na randkę z Hyuugą.
– No, skoro tak. Powiem jej, nie będzie zachwycona. – Neji wzruszył ramionami, ale nie zamierzał drążyć tematu. Tym bardziej, że Sasuke, nagle bardzo na coś zły, wyjął swój notatnik i wlepił wzrok w tablicę.

Naruto szedł do domu pieszo, choć pogoda pozostawiała wiele do życzenia. W końcu czego można oczekiwać od listopada, to najgorszy miesiąc w roku. Deszcze, ulewy, zgnile liście i ogólnie przygnębiająca atmosfera. Przechodził właśnie obok przystanku autobusowego, kiedy podjechała ósemka. Przez chwilę kusiło go, by wsiąść, jednak gdy zobaczył tłum ludzi napierający na drzwi – zrezygnował. Powlókł się w stronę swojego osiedla, co chwilę spoglądając na niebo. Wyglądało, jakby zaraz miało się rozpadać. Westchnął, sam nie wiedząc, co myśleć. Chciał przed weekendem porozmawiać jeszcze z Sasuke, wyjaśnić kilka rzeczy, ale on w pewnym momencie zniknął mu z oczu. Naruto coraz bardziej zdawał sobie sprawę ze swoich uczuć do niego i nawet przestał przejmować się faktem, że są tej samej płci. Martwiło go jednak co innego, a mianowicie to, czy czarnowłosy geniusz przypadkiem nie bawi się jego kosztem. Te pocałunki, gesty, spojrzenia… Każdy głupi by się zorientował, że to nie są normalne zachowania między rywalami, tylko czy były szczere?  Naruto nie był pewien, czy Sasuke nie obrał sobie za punkt honoru odegrać się za to przedstawienie w pierwszym dniu semestru. Jeżeli się mścił – co według niego było prawdopodobne – to wybrał sobie okrutny sposób. Niesamowicie okrutny. Westchnął. Jakkolwiek starał się przez te ostatnie dni, nie mógł wyrzucić Sasuke ze swojej głowy, zagościł tam na dobre. Coraz częściej mu się śnił, coraz częściej wspominał te pocałunki. Bał się, że jeżeli to tylko gra, nie będzie potrafił zapomnieć. Ten chłopak w jakiś irracjonalny sposób zaczynał zapełniać pustkę powstałą po utracie bliskich. To nic, że kłócił się z nim, to nic, że był wredny – gdy Naruto go widział, cały drżał. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuł. Co będzie, jeśli okaże się, że Sasuke z niego zakpił? Czy będzie w stanie znieść takie rozczarowanie?
– Porozmawiam z nim – postanowił, wchodząc do klatki schodowej.



15 czerwca 2009

Rywale - rozdział 13


Naruto spojrzał zegarek w telefonie – dochodziła czternasta. Jeszcze pół godziny wykładu i zacznie się jego pierwszy od miesiąca trening, a Kakashi zapowiedział, że zrobi sprawdzian kondycji. Naprawdę miał uzasadnione obawy, że jeżeli źle wypadnie, wyrzucą go z podstawowego składu na zawody. Co chwilę zerkał na siedzącego kilka rzędów niżej Sasuke. Ma mu pomagać w treningach, będzie obecny przy tym teście. Sam nie wiedział dlaczego, ale najbardziej nie chciał się zbłaźnić właśnie przed nim. Przełknął nerwowo ślinę i potargał sobie włosy na karku. Miał taki nawyk odkąd pamiętał, zawsze, gdy nie był pewny siebie lub chciał ukryć jakieś emocje, jego ręka lądowała z tyłu głowy. Zwykle jeszcze maskował swój stan wybuchem śmiechu, jednak teraz, z racji miejsca, w jakim się znajdował, takie zachowanie nie byłoby mile widziane.
– Niedługo zostaniesz łysy. – Shikamaru szarpnął go za rękaw bluzy. Rozumiał przyjaciela, wiedział, jak bardzo mu zależy, ale on przypominał w tym momencie jeden wielki kłębek nerwów.
– No co…
– Nic, tylko wyglądasz, jakbyś się zgłaszał. Asuma już kilka razy patrzył na ciebie dziwnie –  stwierdził odrobinę mniej znudzonym tonem niż zwykle.
Naruto uśmiechnął się pod nosem. No tak, zajęcia z taktyk były jedynymi, na których Shikamaru nawet nie musiał udawać, że słucha, bo wykazywał tym szczere zainteresowanie. Uwielbiał takie zadania i umiejętnie wykorzystywał swoją wiedzę w treningach. Nierzadko trenerzy razem z nim analizowali nagrania z zawodów, szukając rozwiązań problemów niektórych zawodników. Ten chłopak miał zmysł taktyczny, jego geniusz umysłowy powalał na kolana ludzi z o wiele większym doświadczeniem. Oczywiście pływanie jako sport rządzi się swoimi własnymi zasadami i jest to wynik umiejętności każdego z osobna, jednak dzięki jego wskazówkom, wielu zawodników poprawiło rezultaty. Naruto zastanawiał się już kilkakrotnie, dlaczego Tsunade uparła się, że to Sasuke ma mu pomagać, ale doszedł do wniosku, że mimo wszystko jednak Uchiha był najlepszy i do jego stylu nie miał uwag nawet Shikamaru.
– Dzisiaj masz trening z tym nadętym bufonem? – zaciekawiony Kiba wychylił się w stronę Naruto.
– Nie, dzisiaj tylko sprawdzą, jak bardzo moja forma spadła przez ten miesiąc –odpowiedział smętnie i znów spojrzał na wyświetlacz komórki. Jeszcze dwadzieścia trzy minuty.
– E tam, dasz radę! – Kiba bezczelnie rozparł się na pulpicie Shikamaru, który siedział pomiędzy nimi.
– Czy ja tobie przypadkiem nie przeszkadzam? – Chłopak wyraził swoją dezaprobatę, zdzierając przyjaciela po głowie i wskazując jego stolik.
– Wiesz, jakby się nad tym lepiej zastanowić, to przeszkadzasz, bo nie możemy pogadać z Naruto – obraził się Kiba.
– Panowie, proszę o spokój – donośny głos Asumy przerwał dyskusję.
Jak na komendę wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę, w końcu ten wykładowca mało komu zwracał uwagę. Sasuke spojrzał na Naruto, ale kiedy napotkał jego wzrok, wzruszył ramionami i wrócił do poprzedniej pozycji. Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego irytuje go fakt, że Naruto tak dobrze dogaduje się z przyjaciółmi. Może po prostu chciał go mieć dla siebie i tylko dla siebie? Westchnął. Dobrze wiedział, że chłopak nie jest typem samotnika i lubi towarzystwo. Poza tym, jeszcze nawet nie był jego. Jeszcze nie…

Dla Naruto minuty ciągnęły się w nieskończoność, ale gdy w końcu Asuma zakończył zajęcia, wyrwał jak z procy, rzucając tylko „cześć” Kibie i Shikamaru. Reszta drużyny miała trening poprzedniego dnia, a on chciał jak najszybciej znaleźć się na basenie i przekonać o swojej kondycji. Popychając wszystkich po drodze, dotarł do drzwi, ale ledwo wybiegł z auli, ktoś chwycił go za pasek torby.
– I gdzie się tak spieszysz?
– Ej, puść! – Obejrzał się zniecierpliwiony. – Spieszę się na… Sasuke…
– Połamane nogi raczej nie pomogą ci w treningu, trochę opanowania – Czarne oczy zlustrowały uważnie sylwetkę chłopaka.
– Łatwo ci mówić – odburknął Naruto, kierując wzrok na twarz rywala. – Jak dzisiaj źle wypadnę, mogą mnie wyrzucić z pierwszego składu.
– Nie wyrzucą. Już ja o to zadbam. – Chwycił Naruto za ramię i pociągnął w stronę pływalni. Jakaś dziewczyna z pierwszego roku obrzuciła go zazdrosnym, a zarazem oburzonym spojrzeniem. – Na co się gapisz? – warknął, zdając sobie sprawę, że nie jest w tym momencie zbyt kulturalny, jednak nie bardzo go to obchodziło. Teraz miał okazję pobyć z tym młotkiem i nie zamierzał tego zmarnować.

Naruto szybko przebrał się w swoje kąpielówki i nie czekając, wybiegł z szatni. O tak, wreszcie może znowu trenować. Pełen zapału rozpoczął tak zwaną rozgrzewkę na sucho. Rozciąganie mięśni ramion, nóg, pleców; skłony, wypady. Nie zauważył nawet, że Sasuke już dawno do niego dołączył, a teraz siedział na słupku startowym, przyglądając się uważnie jego ruchom.
– Dobra, nie przesadzaj – przystopował Naruto, gdy ten po raz któryś z rzędu wykonywał serię ćwiczeń.
– Co? – Chłopak dopiero teraz spostrzegł rywala.
– To ma być rozgrzewka, a nie zawody w forsowaniu mięśni.
– No tak. – Naruto znów bezwiednie potargał włosy na karku, uśmiechając się szeroko.
Sasuke też się uśmiechnął, tyle że sam do siebie i zszedł do wody. Po chwili dołączył do niego  rozanielony rywal. Widać było gołym okiem, jak cieszy się z powrotu do treningów.
– To co, ściągamy się? – zaproponował entuzjastycznie. Zaraz pokaże temu draniowi, kto tu rządzi!
– Nie, nie ścigamy się. Chyba, że chcesz z kolejnym urazem trafić do szpitala. – Sasuke pokręcił głową zrezygnowany. – Kilka długości basenu – powiedział, po chwili łapiąc za kostkę wyrywającego się do przodu Naruto. – Powoli!
– Oj, daj spokój, to tylko trening nie zawody. Rozgrzewka nad basenem wystarczy, zawsze tak robię i nic się nie stało – zaoponował blondyn,  coraz bardziej zniecierpliwiony.
– Nie, nie wystarczy! – Sasuke miał ochotę mu przyłożyć. – Jeżeli ja mam ci pomóc wrócić do formy, to będziesz robił to, co mówię.
– Nie będę wykonywał twoich poleceń! – Na samą myśl, że ma się słuchać bezkrytycznie, Naruto wybuchnął krzykiem.
 – Obawiam się, że będziesz zmuszony!
– Ani mi się śni!
– Jesteś narwańcem, który najpierw robi, potem myśli – Sasuke zaczynał tracić panowanie nad sobą. No co za uparty osioł! Jak on w ogóle mógł się w kimś takim… Hn… Zreflektował się i mruknął coś pod nosem.
– No i dobrze! – Naruto założył ręce na ramiona i odwrócił głowę. To, że ten drań miał mu pomagać, nie znaczy, że mógł się tak rządzić. Co to, to nie.
– Nie, nie dobrze! – Sasuke już miał przedstawić kilka innych argumentów, gdy nad brzegiem basenu pojawił się Kakashi.
– O, widzę dobre zgranie – zarechotał, unosząc nos ze swojej nieodzownej podkładki do notowania. – To jak tam, robaczki?
Sasuke posłał mu wściekłe spojrzenie, a Naruto, obrażony, zaczął krzyczeć.
– Ten drań nie daje mi trenować.
– Ja ci tylko mówię, czego nie powinieneś robić.
– Wcale nie masz racji!
– Mam!
– Obawiam się, Naruto, że Sasuke ma rację. Już kiedyś zwracałem ci na to uwagę, pamiętasz? – stwierdził spokojnie trener, który już od pewnego czasu przysłuchiwał się ich rozmowie, a raczej krzykliwej wymianie zdań.
– Tak – mruknął nadal obrażony chłopak.
Kakashi westchnął. Tsunade ostrzegała, że nie będzie łatwo ich ze sobą zgrać. Musiał jakoś dotrzeć do nich obu.
– Powiedz mi. Zależy ci na tym, by wziąć udział w tych zawodach?
– No jasne! Będę trenował ile trzeba! – wykrzyknął rozentuzjazmowany Naruto.
– Więc rób to, co mówi Sasuke. On ci pomaga, doceń to. – Ruchem głowy wskazał Uchihę.
– Doceniam. – Niebieskie oczy spojrzały w kierunku rywala. Jego mina nic nie wyrażała.
– Więc teraz przygotujcie się, a potem zobaczymy, jak sobie radzisz. – Kakashi puścił do nich oko i odszedł w stronę swojego gabinetu. Miał nadzieję, że to kazanie póki co wystarczy, w końcu Naruto był ambitny. Może nawet czasami zbyt ambitny.
– Cztery długości – stwierdził sucho Sasuke i odpłynął, zostawiając chłopaka samego. Ten po chwili dogonił go, ale pilnował, by nie płynąć nawet odrobinę szybciej. Pierwszy zwrot, drugi, trzeci… W końcu zatrzymali się przy ścianie basenu.
– Sasuke… – usłyszał cichy głos.
– Co?
– No dobra, ostatecznie niech będzie po twojemu – wymamrotał Naruto i schował się pod powierzchnią wody.
Po chwili poczuł jak silne ramiona chwytają go i zmuszają do wynurzenia.
– Po prostu nie rób takich rzeczy. Mam ci pomóc – mruknął Sasuke, nie puszczając jednak Naruto. To była naprawdę ciekawa wersja słowa „przepraszam”.
– Wiem. – Chłopak westchnął i pokiwał głową, wlepiając swoje niebieskie oczy w czarne tęczówki. – Doceniam to, naprawdę… – Odwrócił wzrok, zdając sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znajdują. Znów ogarnęło go to przyjemne uczucie, tyle tylko, że tym razem Sasuke był w zasięgu jego rąk. Ba, on go nawet trzymał!
– Sasuke…
– Mm? – Twarz rywala znalazła się nagle bardzo blisko jego własnej.
– Nie zdążyłem ci jeszcze podziękować za to, co zrobiłeś, kiedy byłem chory. – Sam nie wiedział, dlaczego właśnie teraz o tym pomyślał. Chyba po prostu chciał zacząć coś mówić, bo czuł, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli.
– Nie ma za co, młotku. – Tym razem nawet to idiotyczne przezwisko nie zabrzmiało obraźliwie.
– Sasuke… – Naruto czuł, że jest mu gorąco, nawet mimo chłodu wody, w jakiej się znajdowali.
– Czy ty nie możesz nawet na chwilę się zamknąć? – Czarne oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze niż zwykle. Naruto zdążył jeszcze tylko pomyśleć, czy to w ogóle jest możliwe, gdy poczuł gorące usta na swoich wargach. Nagle wszystko wywróciło się do góry nogami, a jego ciało zaczęło wariować.  Trwało to dosłownie moment, bo zaraz Uchiha oderwał się od niego, patrząc gdzieś w bok.
– Ktoś idzie – wyszeptał na chwilę przed tym, gdy siwa czupryna pojawiła się nad brzegiem basenu.
– Przygotowani? – zapytał trener. Tym razem w ręku zamiast podkładki miał stoper.
Naruto tylko kiwnął głową, ale serce biło mu z zawrotną szybkością. Widział czy nie widział? Jego mina i słowa nie wskazywały na to, żeby coś zauważył, ale to mogły być tylko pozory. Spojrzał ukradkiem na Sasuke, ale ten ledwo dostrzegalnie pokręcił głową. Więc jednak zdążyli się od siebie odsunąć. Chyba… A jeżeli nie? Nie chciał, żeby ktokolwiek był świadkiem tego pocałunku, to było coś zbyt… zbyt… Nie potrafił określić, jakie to było, ale na pewno powinno zostać tylko między nimi. Wszedł na drabinkę, czując, jak trzęsą mu się ręce.
– Dobra, teraz sprawdzimy w jakiej jesteś formie, Naruto – poinformował Kakashi, stając obok. W drugiej ręce trzymał gwizdek. – Na początek proponuję wyścig. – Wskazał słupki po obu stronach.
Obaj stanęli na wyznaczonych miejscach, ale żaden w tym momencie nie myślał o pływaniu. Na sygnał wskoczyli do wody. Mężczyzna patrzył to na nich, to na stoper i kręcił z niedowierzaniem głową. Kiedy po pokonaniu ostatniej odległości chwycili się drabinek, spojrzał na nich z grymasem na twarzy.
– Uchiha, ty mi powiedz, co to miało być? – spytał swojego najlepszego, przynajmniej do tej pory, zawodnika. – Z takim czasem, to ty się nie kwalifikujesz nigdzie. O Uzumakim już nie wspomnę.
– Taki dzień dzisiaj... – wymamrotał Naruto, nie patrząc na trenera. Sasuke tylko wzruszył ramionami.
– Taki dzień mówisz? Jeszcze raz! I to już!
Kakashi nie odpuszczał, męcząc ich niesamowicie, ale nawet pod koniec treningu nie był zadowolony z rezultatów. W końcu dał spokój, grożąc, że jeżeli nie skończą myśleć o niebieskich migdałach, to wyrzuci ich z pierwszego składu.
– Zrozumiano? – zagrzmiał jeszcze dla podtrzymania efektu.
Obaj pokiwali głowami na znak, że rozumieją.
– Uzumaki do szatni, Uchiha do gabinetu, muszę z tobą omówić rozkład tych treningów.
Sasuke zerknął jeszcze raz na rywala i poszedł za trenerem, ale Naruto, zamiast iść się przebrać, usiadł na słupku. Patrzył na niezmąconą teraz już niczym taflę wody, myśląc o tym, co się wydarzyło. To już drugi raz, kiedy się całowali, nie licząc tego wyskoku w pierwszym dniu semestru. Drugi raz! I za każdym razem było to coś niesamowitego, nie do opisania. Nawet z Sakurą nie czuł czegoś takiego. Cholera – zaklął pod nosem, pogrążając się w rozmyślaniach. Sam nie wiedział, ile czasu spędził nad brzegiem basenu, ale w końcu uznając, że jurto przemyśli wszystko na spokojnie, wrócił do szatni.

Wszedł do pomieszczenia z natryskami, zadowolony, że został sam. Chciał się szybko wykąpać i uciec do domu, ale omal nie wpadł na wychodzącego właśnie spod prysznica Sasuke. Obaj zaskoczeni stali teraz na wprost siebie, z tym, że ten drugi prezentował się w całej okazałości. Nie, nie teraz, tylko nie on, musze się nad tym wszystkim zastanowić – Naruto myślał gorączkowo, nie mogąc jednak oderwać wzroku od wyrzeźbionego ciała. Zrobił to dopiero, kiedy poczuł, że zaczynają palić go policzki.
– Mógłbyś nie paradować tak nago, to miejsce publiczne – wymamrotał, zawstydzony swoją reakcją. Jak ten drań śmiał tak seksownie wyglądać?! Zaraz, czy on pomyślał „seksownie”? Teraz już nie tylko policzki, ale cała twarz zdawała się płonąć czerwienią.
– Nikogo nie było, myślałem, że poszedłeś już do domu – stwierdził Sasuke, dziwnie zadowolony z zaistniałej sytuacji. Widział reakcję na swoje ciało i miał nadzieję, że może to coś uzmysłowi temu młotkowi.
– Z czego się tak cieszysz? – Naruto nie było do śmiechu, zaczynał mieć drobny problem z zachowaniem kontroli.
– Z ciebie. Kto by pomyślał, że mój widok nago wywoła aż takie rumieńce. Miło mi.
– Przestań – burknął zażenowany swoją reakcją Naruto. Musiał stąd wyjść, musiał wyjść jak najszybciej. Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi do szatni, jednak mocny chwyt za ramię pociągnął go z powrotem.
– Dokąd to? Nie chciałeś się przypadkiem wykąpać? – Sasuke podszedł bliżej, całkowicie ignorując fakt, że nadal nic na sobie nie ma.
– Wykąpie się w domu. – Chłopak, mimo że kilka sekund temu chciał stąd uciec, teraz stał jak sparaliżowany. Ten cholerny Uchiha był tak blisko… Stanowczo za blisko!
– Eh, Uzumaki. – Sasuke chwycił ręcznik i owinął się nim w pasie. – Lepiej?
Naruto pokiwał tylko głową, nie będąc jednak  do końca pewny czy faktycznie lepiej. Widok rywala w pełnej okazałości spowodował u niego jakieś dziwne wahania temperatury ciała, co rusz przechodziły go fale gorąca, pomieszane z dreszczami, a sensacje w dolnych częściach brzucha przybrały na sile. Odruchowo przewiesił ręcznik tak, żeby zasłaniał to i owo. Nie mógł przewidzieć, jak zareaguje, gdy ten cholerny geniusz zbliży się do niego jeszcze o krok, a nie chciał być narażony na jego docinki.
– Wiesz, ty naprawdę jesteś młotkiem. – Sasuke stanął na wprost niego, a spojrzenie czarnych oczu przewiercało na wskroś.
– Nie nazywaj mnie tak, do cholery, ty draniu. – Chciał, żeby zabrzmiało stanowczo, ale wyszło jakoś słabo. Już nie pierwszy raz „drań”, będąc tak blisko, odbierał mu całą pewność siebie.
– Powiedz, co ja mam z tobą zrobić? Jesteś najmniej domyślną osobą, jaką znam – westchnął Sasuke.
– Nieprawda!
– Hn… Nieprawda, mówisz? Skoro tak… – Wsunął place między blond kosmyki i przyciągnął Naruto do siebie. – Do zobaczenia jutro – wyszeptał mu prosto w usta, powodując niebezpieczne zawirowania w podbrzuszu, a następnie otarł się całym ciałem, wymijając go. Trzasnęły zamykane drzwi, ale Naruto dalej gapił się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą chłopak stał.
– Niech to szlag – zreflektował się po chwili i rzucając w złości ręcznikiem, wszedł pod natrysk. O tak, zimna woda była w tym momencie czymś, czego potrzebował najbardziej.



12 czerwca 2009

To, czego się nie widzi, istnieje przede wszystkim - 1

Była perspektywa Naruto, przeszedł czas na punkt widzenia Sasuke. W sumie to Sasame kiedyś zmotywowała mnie do pisania tego, więc jej dedykuję notkę.

______________________________________

To, czego się nie widzi, istnieje przede wszystkim

Lepopld Staff

- Sasuke… Zadam jedno pytanie.

- Skoro musisz…

- Dlaczego?

- Co dlaczego?

- Dlaczego tak mnie traktowałeś?

- Jeszcze się nie domyśliłeś?

- Odpowiedz.

- Miałem idealny plan, a ty byłeś rysą na tym planie.

- Rysą…

- Gdyby ciebie nie było, wszystko stałoby się prostsze.

- To dlatego mnie nienawidziłeś?

- Nie wiem, Naruto. Nie wiem nawet, czy ta moja nienawiść była prawdziwa. Byłem owładnięty chęcią zemsty, nie myślałem racjonalnie.

- A teraz?

- Co teraz?

- Czy nadal jestem rysą?

- Sam sobie odpowiedz.

- Nie. Chcę wiedzieć, co myślisz, gdy patrzysz na mnie.

- Myślę… że twoje oczy są takie… niebieskie.

* * *

Ból. Niesamowity ból, przeszywający moją głowę. I ciemność. Czyjś krzyk docierał do mnie jakby z daleka. Nie wiedziałem, kto krzyczy i dlaczego, wiedziałem jedynie, że czaszka zarazmi pęknie. Nie mogłem się poruszyć, nie mogłem nic zrobić, moje ciało było jak sparaliżowane. Kto tak krzyczy? Czy tak może brzmieć ludzki głos, czy to tylko moja wyobraźnia? I dlaczego jest tak ciemno? Dlaczego… Powoli wszystkie myśli zaczęły umykać…

Poruszyłem się nerwowo, moje ciało odpowiedziało bólem. Leżałem na jakimś materacu, dookoła panował nieprzenikniony mrok. Próbowałem się podnieść, ale kłucie w tylnej części głowy skutecznie mi to uniemożliwiało. Dlaczego jest tak ciemno? Gdzie jestem, że nie dociera tu nawet najmniejszy promyk. Nic nie widzę…

- Nie ruszaj się, nie powinieneś – głos tuż przy uchu spowodował, że drgnąłem.

To on… Na pewno on, nie mogło być mowy o pomyłce. Zbyt długo i często słyszałem jego głos, bym mógł zapomnieć. Tylko jakim sposobem potrafił mnie odnaleźć w tej strasznej ciemności, skoro ja nie widzę niczego nawet na wprost twarzy? Dlaczego nie zapali światła? Dlaczego tu jest? Może tylko majaczę? Nie… Powoli, jak przez mgłę zaczęły do mnie wracać wspomnienia. On i ja, nasza walka. Znów staliśmy naprzeciwko siebie, zdeterminowani i gotowi użyć przeciwko sobie śmiercionośnych ciosów, aby tylko osiągnąć cel: ja – dopełnienie zemsty, on – zatrzymanie mnie. Wydoroślał od czasu, kiedy widziałem go po raz ostatni, ale poza tym chyba niewiele się zmienił. Jego zacięty wyraz twarzy, oczy mówiące „nie poddam się”… Przegrałem? Nie, to niemożliwe. Ja, Uchiha Sasuke, nie mógłbym przegrać z kimś takim jak on. Słabym, niedoskonałym, rozwrzeszczanym kretynem. Nigdy nie dorastał mi nawet do pięt. Nie… Tylko dlaczego nie zapala światła? Chciałbym spojrzeć mu w twarz, mógłbym wtedy pokazać, choćby samym wzrokiem, jak bardzo nim gardzę. Jego słabością i głupotą. Bo był głupi. Nie potrafił dać mi spokoju, musiał się uczepić tych swoich idiotycznych myśli o więziach. Dlaczego nie chciał zauważyć, że te więzi już dawno zerwałem, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Głupi… Tak bardzo nim gardzę, nienawidzę za to, że próbuje mi uniemożliwić osiągnięcie celu. Musze zniszczyć Konohę tak, jak ona zniszczyła mnie, całe moje życie. Ktoś taki jak on nie stanie mi na drodze. Po co trzyma mnie w tej straszliwej ciemności? Gdzie jestem i dlaczego nie pozwala mi na siebie spojrzeć? Boi się… Boi się mojego wzroku, pełnego nienawiści…

- Tchórz - wycedziłem przez zaciśnięte zęby; mimo że głos był cichy i zachrypnięty, w tym słowie pobrzmiewała cała moja pogarda dla jego osoby. Okazał się tchórzem, skoro nie jest w stanie nawet popatrzeć mi w oczy. - Zapal światło.

- Jest zapalone – odpowiedział dopiero po chwili, jakby z wahaniem.

Dlaczego więc jest tak ciemno? Musiał zawiązać mi opaskę na oczach, czuję ucisk wokół skroni. Jest aż tak perfidny, że ogląda z triumfem na twarzy moją porażkę, nie chcąc jednocześnie widzieć, jak z niego kpię? Więc jest jeszcze większym tchórzem niż myślałem. Boi się… Mojego spojrzenia, swojej słabości…

- Zdejmij opaskę – dwa słowa, tylko niech to zrobi i odejdzie.

Nie zareagował. Próbowałem podnieść rękę i sam zerwać to, co zasłania mi widok, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Byłem w stanie jedynie poruszać palcami i w gniewie gnieść szorstki materiał koca.

- Sasuke… - chyba chciał coś powiedzieć, ale urwał.

Zignorowałem ten niepewny, cichy i jakby drżący głos. Nie obchodziło mnie to w tym momencie. Nie obchodziło mnie w ogóle.

- Zdejmij! – tym razem niemal krzyknąłem, czując, jak narasta we mnie wściekłość.

Nic nie odpowiedział. Czułem jego obecność obok, ale nie docierał do mnie najcichszy odgłos. Milczał. Dlaczego milczał? Czy nie powinien teraz prawić tych swoich kazań o więziach, przyjaźniach i innych, mało istotnych dla mnie sprawach? Przecież on zawsze więcej mówił niż myślał, dlatego zawsze był taki słaby. Niemożliwe, że z nim przegrałem, coś musiało się stać…

- Sasuke…

Zacisnąłem tylko zęby. Nie miałem najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Po chwili usłyszałem kroki i poczułem jak łóżko ugina się pod jego ciężarem. Chwycił moją rękę. Chciałem się wyrwać, ktoś taki jak on nie miał prawa mnie dotykać, ale nic nie mogłem zrobić, mięśnie mnie nie słuchały. Byłem w tym momencie jak marionetka, z którą mógł zrobić, co tylko chciał.

- Puść.

Nie posłuchał. Nadal ściskał moje palce, a ja jedyne co mogłem zrobić, to wbijać mu paznokcie w dłoń. Nie pisnął nawet z bólu, choć wyraźnie drżał. Po chwili podniósł trzymaną rękę i przesunął nią po mojej głowę. Uścisk zelżał, poruszyłem wolno palcami. Skroń była owinięta jakimś grubym bandażem, który sięgał za linię brwi. Tylko za linię brwi..! Zamarłem. Dlaczego wyczuwam dotykiem moje powieki, rzęsy? Dlaczego moje oczy, mimo że są otwarte, widzą tylko ciemność..?

- Sasuke, ty…

- Zamilcz – wydusiłem spanikowany. To na pewno nie to, co myślę, to na pewno nie to. To jakaś sztuczka, jakaś jego nowa technika. Na pewno… Tak, przecież to nie może być… Niech on się nie odzywa, niech nie mówi tego, czego tak bardzo boję się usłyszeć!

- Sasuke… Straciłeś wzrok.

Nie, nie, na pewno nie. Chce mnie przerazić, zmniejszyć moją czujność. Na pewno… To niemożliwe, to się nie mogło zdarzyć. Przecież nie nadużywałem oczu, tak jak Itachi, to niemożliwe, żebym… To słowo nie chciało mi przejść nawet przez myśli.

- Sasuke…

Niech on się zamknie. Chciałem to wykrzyczeć, ale nie mogłem, jakaś twarda kula utkwiła mi w gardle. Wzrok… Straciłem wzrok… Nie, to niemożliwe, on kłamie. Niemożliwe, nie mogłem go stracić, jeszcze nie teraz… Ach, obłudne myśli… Nie chciałem go stracić nigdy. Oczy były, są i będą mi potrzebne, bez nich stanę się nikim. Moja zemsta. Muszę dopełnić zemsty!

- Nie - tylko tyle zdołałem w tym momencie wykrztusić z siebie.

Wstał i oddalił się od mojego łóżka, by po chwili wrócić ze szklanką wody, która usiłował przytknąć mi do ust.

- Nie - ruchem głowy, na tyle gwałtownym, na ile pozwalał mi mój stan, odtrąciłem od siebie naczynie, rozlewając płyn na pościel.

Znów straszny ból rozrywał mi czaszkę. Chciał zabrać moją rękę z twarzy, ale trzymałem mocno. Moje oczy… To jakaś technika, zaraz ta przerażająca ciemność zniknie. Na pewno…

- Wyjdź – wydyszałem ciężko.

- Sasuke…

- Wynoś się.

Poczułem jak podnosi się z łóżka. Stał obok, chyba zastanawiając się, co robić, po chwili jednak usłyszałem kroki. Oddalał się… Odgłos zamykanych drzwi. Wreszcie… Mój gniew, mój żal… Gorące łzy, jedna po drugiej, spływały po mojej twarzy. Oślepłem… Czy to słowo w końcu przeszło przez myśl? To zbyt przerażające, to zbyt okrutne, to nie mogło się zdarzyć… Nie… Nie…

Te godziny spędzone w ciemności były jednymi z najgorszych chwil w moim życiu. Na myśli o utracie wzroku nałożyły się jeszcze wspomnienia z przeszłości, aż w końcu chyba musiałem zasnąć, bo gdy ponownie odzyskałem świadomość tego, gdzie jestem, on był obok. Trzymał moją rękę, czułem jakieś dziwne ciepło. Wyszarpnąłem ją, moje mięśnie odzyskiwały powoli sprawność.

- Proszę cię, Sasuke - jego głos nie wyrażał zdenerwowania, raczej jakiś smutek. Lituje się nade mną. Niech stąd wyjdzie, nie chcę go widzieć nigdy więcej. Widzieć… O, ironio, tym razem moje życzenie zostanie spełnione. Nie spojrzę już na niego, nie spojrzę na nic.

- Odejdź – starałem się powiedzieć to najbardziej pogardliwym tonem, na jaki było mnie stać, ale suchość w przełyku to uniemożliwiała. Tak bardzo chciało mi się pić.

- Nie odejdę – ten jego stanowczy ton… Po chwili poczułem jak moich ust ponownie dotyka zimne szkło naczynia. Tym razem nawet nie miałem siły by odtrącić. Orzeźwiająca woda spływała do gardła, każdy łyk przynosił ulgę. Przynajmniej będę mógł mówić, będę mógł wykrzyczeć, co myślę - Lepiej?

Lepiej? Jak można zadawać tak idiotyczne pytania, trzeba być nim. Nie jest lepiej, nie będzie, bo straciłem wszystko. Moje oczy były dla mnie wszystkim, bez nich będę tylko żałosną namiastką człowieka. Bez nich nie dokonam zemsty!

- Moja zemsta… - nie wiem, dlaczego wypowiedziałem te słowa na głos.

- Zemsta? Przecież zabiłeś już brata. Czy nie do tego dążyłeś?

- Mój brat… On był do tego zmuszony, przez władze Konohy - wysyczałem, przypominając sobie moment śmierci Itachiego. Zrobili krzywdę jemu, zrobili krzywdę mi. - Chcę zniszczyć wioskę, tak jak ona zniszczyła moje życie.

- Sasuke, ty nic nie wiesz… - jego głos wyraźnie zadrżał. – Nawet, gdybyś chciał, jest już za późno. Konoha została zniszczona, zanim do niej dotarłeś. Gdy leżałeś tu nieprzytomny, trwała wojna domowa. Tsunade była w śpiączce, Danzou został szóstym Hokage. Wydał na ciebie wyrok, ukryliśmy cię najlepiej, jak mogliśmy –zamilkł na chwilę.

- To nie zmienia faktu, że chcę ich śmierci.

- Kogo śmierci chcesz? Małych dzieci i ich matek? Czy może shinobi, których jedyną winą jest wierna służba i poświęcenie? Sasuke, ktokolwiek mógł rozkazać coś twojemu bratu, już nie żyje. Nie mieliśmy wyboru, oni chcieli wprowadzić takie zasady, jakich nie można było akceptować. Musieliśmy walczyć…

O czym on mówi, jak to zniszczona? Jak to nie żyją? To ja miałem pomścić żałosną egzystencję moją i Itachiego!

- Sasuke, nie masz się już na kim mścić.

Nie mam się na kim mścić… Czyli to koniec? Koniec Itachiego, koniec wioski i koniec mnie. Nie mam już celu, zresztą nawet gdybym go miał, to jak mógłbym cokolwiek zrobić, będąc ślepym?

- Dlaczego..? – czy to mój głos tak zabrzmiał? Czy to byłem ja?

- Sasuke, nie myśl już o zemście.

- Dlaczego do cholery zostało mi odebrane wszystko? – po raz pierwszy zdołałem wykrzyczeć swoje myśli. – Dlaczego nie widzę?!

- To się stało, kiedy użyłeś przeciwko mnie Mangekyō Sharingana. Sam tego nie rozumiem, ale Kakashi powiedział, że to najprawdopodobniej przez moce, które przekazał mi twój brat…

- Itachi? Dlaczego, Itachi dał... - nie docierało do mnie, jak mógł zrobić coś takiego.

- Nie prosiłem go to. Wydaje mi się, że zależało mu na tym, żebym cię odnalazł i zmusił do powrotu.

Zmusić do powrotu… Jakie to wszystko wydawało się groteskowe. Moje życie jest zniszczone. Czy Itachi wiedział, co się stanie, kiedy zaatakuję Naruto? Nawet, jeżeli nie, to jednak po coś dał mu te moce. Chciał go przede mną uchronić? Dlaczego? Mój umysł tego nie pojmował. Jestem ślepy… Dlaczego mojemu bratu miałoby zależeć na tym, żeby ten idiota przeżył. Co takiego wiedział, czego ja nie wiem. Przecież Uzumaki nie był mu do niczego potrzebny, jaki miał w tym cel? Skoro zależało mu na mnie, dlaczego nie pomógł raczej usunąć go z mojego życia. Przecież głupek zawsze był mi zawadą, przeszkodą w osiągnięciu celu, skupiał uwagę na niepotrzebnych emocjach. Przez niego omal kiedyś nie zapomniałem o zemście. Dlaczego Itachi chciał, żeby on żył i dalej wtrącał się w moje sprawy? Nie mogłem tego zrozumieć. Moje życie… Poczułem jak powieki mi się kleją, chyba musiał dosypać do tej wody jakiś środek nasenny. Dlaczego mój brat..? Naruto tylko przeszkadza… Budzi niepotrzebne… Emocje…