18 kwietnia 2011

Drop your pants! - part 2


Informuję tylko, że ten tekst nie opóźnia Rywali. Na Rywali muszę mieć wenę, póki co jej brak, więc to taki filler.
A, i mam nadzieję, że moi antyfani wypowiedzą się w kiedyś w temacie, naprawdę chętnie przeczytam zarzuty:)
            ______________________________________

- Jeżeli oni nie sprowokują tych konohańskich dewotek do zdjęcia majtek, to marny nasz los – mruknął Kakashi, zerkając na wielki kolorowy plakat Akatsuki.
- Racja – zgodził się Iruka. – Nasza prokreacja jest zagrożona, musimy zacząć dzia…
- Ty mi tu nie chrzań o prokreacji – przerwał mu Kakashi, podnosząc dłoń na wysokość twarzy i rozpościerając palce. – Jeszcze kilka miesięcy, a moja prawica będzie tak nadwyrężona, że nie trafię kunaiem w drzewo – westchnął.
Obaj od zawsze mieli problem z kobietami. Iruka był zbyt nieśmiały, żeby do którejś zagadać, Kakashi z kolei zbyt zboczony, żeby jakakolwiek przychylnie zareagowała na jego zaczepki, nierzadko wzbogacone o jakiś sprośny żart. Jednak o ile do niedawna łudzili się nadzieją na zmiany, to w momencie, gdy stanowisko Hokage objęła feministka o zapędach dyktatorskich, ze złudzeń pozostałą kupka gruzu. Tsunade wprowadziła do szkół obowiązkowe zajęcia na temat uprzedmiotawiania dziewcząt, przez co mieszkanki Konohy zaczęły bronić swojej cnoty jak niepodległości. Chyba tylko jeden przedstawiciel rodu męskiego był chłodniejszy w relacjach międzyludzkich i bardziej niedostępny niż one.
- Słyszałem legendę,  że w momencie, gdy Sasuke Uchiha przestanie być prawiczkiem z własnej woli, czar pryśnie i wszystko wróci do normalności – przypomniał sobie Iruka.
- To może ja zacznę jednak trenować lewa rękę – jęknął dobity Kakashi. Chwilę później zaczął gwizdać i zanucił w desperacji jedną ze znanych gejowskich piosenek.
Gdy ci smutno, gdy cię źle, zdejmij spodnie, odwróć się…

W Konoha panowało istne szaleństwo. Każdemu zostało przydzielone jakieś zadanie, byle tylko zdążyć z przygotowaniami. Sai malował roll-up’y i banery, Chouji z Kibą rozstawiali barierki, Neji montował oświetlenie, a Shikamaru nadzorował – czyli leżał na jednej z ławek i obserwował chmury.  Sasuke, chcąc nie chcąc, musiał pomagać przy budowie sceny. Obok niego pełen zapału Naruto zbijał deski, niestety, już po raz drugi zamiast w gwóźdź uderzył w swój palec.
- Dać młotkowi młotek, to się pokaleczy – westchnął Sasuke i zabrał mu narzędzie pracy.
Grupa nastolatek, wszystkie mimo trzydziestostopniowego upału ubrane w czarne płaszcze z czerwonymi chmurami, przebiegła obok z głośnym piskiem. Sasuke podniósł głowę i spojrzał machinalnie na stojący naprzeciwko budynek – siedzibę Hokage. A ty widzisz i nie grzmisz – pomyślał, zerkając na okno gabinetu Tsunage wychodzące wprost na plac budowy.   Pokręcił głową i wbił szybkim, sprawnym ruchem gwóźdź.
Naruto, który słusznie uznał, że należy brać przykład z osoby nadzorującej,  ułożył się wygodnie w cieniu drzewa i wziął do ręki najświeższe wydanie „Shinobi na gorąco”, prawie w całości poświęcone wizycie Akatsuki. Członkowie słynnego boysbandu, twórcy takich kawałków jak „Widziałem shirukena cień”, „Niech żyje szmal”, „Nie płacz Brewka” czy „Shinobi to świnia”, wystąpią w Konoha już w tą sobotę – przeczytał. – Szykuje się naprawdę gorący show, członkowie już zapowiedzieli, że rozpalą publiczność do czerwoności. – Oby – mruknął Naruto. – My już postaramy się ugasić ten ogień – uśmiechnął się z rozmarzeniem, oczami wyobraźni widząc odrzucaną w kąt czerwoną spódniczkę, a wraz za nią…
- Młotku! – stanowczy głos Sasuke nie pozwolił mu dokończyć fantazji erotycznej. – Rusz tyłek i podaj mi deskę!

Sasuke wracał do domu nie tyle zmęczony, co zirytowany. Nie mógł już patrzeć na uśmiechającą się z plakatów twarz Itachiego. I pomyśleć, że kiedyś był z niego taki dumny…
Swego czasu klan Uchiha był naprawdę potężny, dopóki wszyscy członkowie rodziny nie otruli się zupą grzybową przygotowaną przez ślepą babcię na prywatny vipowski festyn. Ostał się jedynie on i Itachi – obaj nie lubili grzybów. Dwa lata później Itachi opuścił wioskę i dołączył do dziesięcioosobowego zespołu, który dopiero co zaczynał karierę. Sasuke pisał do niego listy, wklejał do albumu wycinki z gazet, kibicował mu dopóki… dopóki nie usłyszał w radiu słów jednej z jego piosenek: Miałem dziesięć lat, gdy mój brat do kibla wpadł, w domestosie zmoczył łeb… To była hańba i potwarz. Sasuke śmiertelnie się wówczas obraził na Itachiego i nie wybaczył mu do dziś. Niech sobie śpiewa w tym beznadziejnym boysbandzie, w otoczeniu dziwaków i jednego pedofila, ale on będzie z nim rozmawiał. Ignorując leżącą pod drzwiami gazetę, przeszedł po niej zostawiając odcisk swojego sandała i otworzył drzwi do domu.

W sobotni wieczór na placu pod głównym budynkiem zgromadzili się chyba wszyscy mieszkańcy wioski mający powyżej piętnastu lat. Taka była przynajmniej oficjalna wersja wydarzeń, bo Naruto widział tu i ówdzie trzyosobowe grupki młodych geninów, którzy dopiero co opuścili akademię. Kiedy tylko zapadł zmrok, ze sceny rozległy się pierwsze dźwięki. Chwilę później na scenę dosłownie wskoczyło dziesięciu mężczyzn w czarnych płaszczach w czerwone chmurki i rozpoczął się show.
Pozwól się dotknąć, kiedy prądu brak,
nie chcę więcej macać się sam!
Oooooo! – zaśpiewali chórem członkowie zespołu, a tłum oszalał. No, poza kilkoma wyjątkami.
- O ho, trzeba się ulotnić – mruknął Kakashi do Iruki, kiedy dostrzegł wściekłą Tsunade, szukającą go wzrokiem. Nic dziwnego, że Hokage nie miała humoru, w końcu Kakashi zapewniał ją, że Akatsuki to pro-feminstyczna kapela i na dowód puścił „Shinobi to świnia”.
Kolorowe sny, kiedy ja dotykam siebie,
 Zwariowany świat, gdy pod kołdrą jest jak w niebie…
Członkowie zespołu przedstawiali właśnie jakiś skomplikowany układ choreograficzny.
Hej, ho – dotykam siebie
Hej, ho – wiruje cały świat
He,j ho – wolałbym ciebie
Hej, ho…
Czarne płaszcze w czerwone chmurki zostały zrzucone jednym ruchem. Akatsuki zostali jedynie w skórzanych spodenkach.
Pokaż mi biust swój, a wtedy ja, będę w niebie, gdy otworzę swe oczy… - zaśpiewał Itachi. Pierwszy stanik z publiczności poleciał w stronę sceny. Klub prawiczków wydawał się zachwycony efektem.
- Cool! – Kiba z radości wspiął się na latarnię, a podekscytowany Naruto zapomniał na chwilę, jakim to draniem jest Sasuke i próbował wdrapać się mu na plecy, by lepiej widzieć tłum rozhisteryzowanych koleżanek. Może Sakura rzuci swoimi majtkami…
- Złaź, młotku – Sasuke usiłował go zrzucić, a gdy jego starania nie przyniosły rezultatów, chwycił go za tyłek.
- Draniu, przestań mnie macać – mruknął Naruto, ale nie zszedł. Tych widoków nie mógł przegapić.
- Też chcę coś z tego mieć – mruknął niedosłyszalnie Sasuke.

Akatsuki zakończyli pierwszy utwór widowiskowym piruetem i rozległa się burza braw. Na scenę wyszła menedżerka zespołu - Konan i przedstawiła wszystkich członków po kolei. Najgłośniejszą owację dostał oczywiście były mieszkaniec wioski, który - bądź co bądź - był gwiazdą światowego formatu.
- A teraz… – do mikrofonu podszedł do Deidara. -  …dla wszystkich samotnych w Konoha…
Wszystko wokół się zmienia, gdy wezmę łyk
Nasze wspólne marzenia, to piiiić…
Małe i duże problemy, zalejemy, jak nic
Razem przetrwamy, nawet uuuuurwany film…
Tłum kołysał się z zapalniczkami w górze, a zdenerwowana Tsunade wzięła łyk sake, z którą nigdy się nie rozstawała.
Chcę tu zostać i zawsze z tobą pić, nawet kiedy zamkną sklep
Chce tu zostać, bo bez ciebie to nie mam siły, by nawet wstać…
- Zaraz się wzruszę – mruknął z przekąsem Sasuke.
- Coś mówiłeś, draniu? – Naruto, który nadal siedział mu na ramionach, schylił głowę.
- Że już mnie plecy bolą. – Sasuke zupełnie niespodziewanie zrzucił go na ziemię. – I co, znalazłeś coś ciekawego?
- Nie. – Naruto wstał, rozcierając sobie tyłek. – Za dużo ludzi – stwierdził.
Tobi jest pedałem. Właśnie się dowiedziałem. Że duuuszą i ciaaałem… Tobi jest pedałem – rozległo się ze sceny. Akatsuki najwyraźniej zaczęli kolejny nowy utwór.
- Ej, to nawet dobre – stwierdził Sai, nucąc wraz z zespołem.

- A-ka-tsu-ki, A-ka-tsu-ki, A-ka-tsuki – skandowała publiczność wywołując zespół na bis. Koncert był zdecydowanie za krótki.
- Dobra, dobra – uciszył tłum Sasori.  – Ostatnie dwa utwory. Bawcie się dobrze i dobranoc!
Zawsze z tobą chciałbym pić, przez całe lato
Zawsze z tobą chciałbym pić, postaw mi za to…
Pijana Tsunade wysączyła ostatnie kropelki sake.
- Dobre to Akatsuki – wybełkotała.
Słowa końcowej piosenki…
Jesteś z pornola, mówię ci, zawsze tak było nie mydl oczu mi
Choć piłem jabola, mówię ci, jesteś z pornola…
…śpiewała już razem z innymi
______________________________________

Dyskografia (starałam się wybierać znane kiczowate piosenki, ale różnica wieku mogła zrobić swoje):
Kolorowe sny – Just5 (pierwszy i chyba ostatni „polish boysband”:)
Chcę tu zostać – Farba (kojarzę to z wakacji, ponoć popularne było)
Ona jest pedałem – Elektryczne Gitary
Zawsze z tobą chciałbym być – Ich Troje
Jesteś szalona  - Boys



16 kwietnia 2011

Drop your pants! - part 1


Tym razem coś zupełnie innego. Pisane podczas tak zwanej głupawki może razić niektórych czytelników. Ostrzegam, zero kanonu, zero czegokolwiek :)
_________________________________________

Naruto Uzumaki miał w swoim życiu dwa cele. Pierwszym i zupełnie oczywistym było wysłanie na emeryturę Tsunadę i zajęcie jej miejsca jako Hokage. Drugim, może nieco mniej spektakularnym, ale równie istotnym – zajrzeć Sakurze pod spódnicę. O tak! To było coś, co starał się osiągnąć odkąd skończył sześć lat. Różowowłosa koleżanka zawsze nosiła krótkie mini, a on, śliniąc się niemiłosiernie, wyobrażał sobie, co jest pod spodem. Próbował różnych metod. Czatował przyklejony do ściany łaźni, wyglądał zza krzaków obok gorących źródeł, był miły, służył pomocą w każdej sytuacji, posunął się nawet do wyznania miłości – byle tylko zawędrować wzrokiem pod materiał spódniczki. Nic nie zadziałało, a jego sytuacja pogarszała się z roku na rok, zwłaszcza że pięść Sakury stawała się coraz bardziej niebezpieczna, a on - coraz bardziej zdeterminowany... Na tyle zdeterminowany, żeby w końcu, pod groźbą własnego kalectwa, chwycić się ostatniej deski ratunku…
- Sasuke-kun – usłyszał z daleka pełen entuzjazmu głos.
„Naruto, to jest twoja chwila prawdy” – pomyślał, wygładzając granatowy materiał koszulki i  czując, że drewniany mostek, słynne miejsce spotkań drużyny siódmej, będzie świadkiem epokowego wydarzenia w jego życiu.

Sasuke Uchiha siedział przy stole z kubkiem czarnej kawy w ręku i czytał poranne wydanie „Shinobi na gorąco”. Akatsuki znów uderza, są ofiary! – głosiły wielkie, czerwone litery  na okładce tabloidu. Sasuke leniwie przerzucił kartki i z wrażenia opluł papier kawą. Na rozkładówce magazynu pod napisem: Kultowa grupa uderza nowym stylem! widniało zdjęcie Itachiego, prezentującego czarny płaszcz w czerwone chmurki. Nowe wzory i kolory. Fani na całym świecie chcą to mieć. Wybuchła panika w jednym z największych centrów handlowych w Suna Gakure. Powodem była opóźniona dostawa replik ubrań. Jak podał rzecznik Suna Gakure  - Kankuro, w zamieszkach ucierpiało dwadzieścia siedem osób. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo... Sasuke przewrócił oczami i złożył gazetę na pół, robiąc z niej podkładkę pod kubek. Kawa była jeszcze ciepła, więc denko odcisnęło się na papierze. Idealnie na twarzy Itachiego - zauważył z satysfakcją Sasuke. Irytowała go już ta popularność Akatsuki. Żeby jeszcze istniał jakikolwiek powód tego uwielbienia. Ale nic z tych rzeczy. Zebrało się paru frajerów, jeden nie lepszy od drugiego, i  mącili umysły biednych ludzi jakimś „public relations”. To było podobno cholernie silne genjutsu, robiące sieczkę z mózgu.  Sasuke wolał trzymać się od tego z daleka. Dwa lata temu jeden z członków Akatsuki, niejaki Orochimaru - facet wybitnie drażniący zmysł estetyczny Sasuke  swoimi tłustymi włosami, zaproponował mu korespondencyjnie współpracę. Sasuke pokazał list Kakashiemu, pamiętał, że było tam coś  o boskim ciele i pracy w grupie, ale naprawdę wówczas nie rozumiał, dlaczego sensei dziwnie chichotał i radził pilnować swojego tyłka. A właśnie, skoro już o tym mowa, Sasuke uznał, że  dawno nie skopał tyłka swojemu największemu rywalowi. Czas to nadrobić!

Naruto, niepewny stanu swojego uzębienia i tego, czy w ogóle da radę ustać na własnych nogach, oparł się o barierkę mostka, na którym przed kilkoma minutami doszło do iście dantejskich scen.  O pierwsze miejsce rywalizowały ze sobą cios w szczękę, kopniak poniżej pasa i wyrwanie z furią szczebelka barierki – wszystko oczywiście w wykonaniu rozwścieczonej Sakury. Naruto sam nie wiedział, co zrobił źle. Tygodniami przyglądał się Sasuke, ćwiczył jego ruchy, gesty i wyniosłe miny przed lustrem, zdzierał sobie gardło, chcąc uzyskać niższy głos, a technikę transformacji opanował do perfekcji  – wszystko na nic. Sakura i tak się domyśliła, że to on. Może trochę przesadził z prychnięciami, może za mocno odrzucił grzywę z czoła, może wyczuła od niego zapach ramenu…  Westchnął i spojrzał w dół. Na dość szerokiej drewnianej poręczy wyryta była chyba cała miłosna historia Konohy. Tsunade ma fajne cycki obok przekreślonego Tsunade to deska czy Orochimaru lubi chłopców były już dość zatarte, ale obok widniały całkiem nowe S.H + S.U = W.N.M,  I.Y. + S.U. = W.N.M, plus jeszcze kilka innych inicjałów dodawanych do imienia i nazwiska czarnowłosego geniusza, wszystkie obrysowanie serduszkami i wszystkie zapewniające o wielkiej, nieskończonej miłości. Jedyny, niezbyt pasujący tam obrazek, stanowiła trochę koślawa czaszka z napisem: Sasuke to drań. Autorem był oczywiście nie kto inny tylko Naruto, który swego czasu wyskrobał to wyznanie, czekając na tradycyjnie spóźniającego się Kakashiego.  
- Właśnie, Kakashi! – zawołał, jakby dopiero co do głowy przyszedł mu tak prosty, ale genialny plan.

- Zebranie klubu prawiczków uważam za otwarte! – Naruto stanął na środku znanej mu bardzo dobrze polany w lesie  i  uderzył kunaiem w jeden z trzech kamieni. Około dziesięciu osób pokiwało głową z aprobatą.
Sam nie wiedział, jakim cudem udało mu się zebrać tylu zainteresowanych. Pomijając Sasuke, którego zwabił tu podstępem, obiecując mu gwiazdkę z nieba, a konkretniej porządny sparing, reszta zjawiła się dobrowolnie. Chouji z wypiekami na twarzy objadał się chipsami, kontemplując ich kształty, Shikamaru spoglądał w niebo, nijak nie mogąc odczytać z chmur interesujących go odpowiedzi, Sai malował sylwetki koleżanek, którym jednak zawsze pomiędzy nogami dorysowywał coś, co przypominało penisa. Wstyd przyznać, ale męska część populacji Konohy była do bólu nieuświadomiona. I chyba jedynie Sasuke miał to w głębokim poważaniu. Inni wydawali się tym faktem rozgoryczeni. Również siwowłosy mężczyzna, wychynąwszy zza swojej nieodłącznej lektury, pokiwał głową.
- Sensei, masz największe, przynajmniej teoretyczne doświadczenie w tych sprawach. Dlatego chcemy się od ciebie czegoś dowiedzieć – wygłosił Naruto, wskazując na Kakashiego. Ten spojrzał zdezorientowany zza swojej maski. Sam pojawił się tu po informacje.
- Ale ja nic nie wiem. – Rozłożył bezradnie ręce. – Tu – uniósł do góry tomik – nie ma nic od pasa w dół – oświadczył.
Naruto jęknął. Wychodził o na, że Jirayia, mimo wieloletnich starań, także nic nie odkrył. Ta myśl autentycznie go przeraziła.
- Naprawdę,  żaden z was nic nie widział? – spytał zrezygnowany.
- Tenten powiedziała, że dowiem się po ślubie – oświadczył Neji, który nie spieszył się do kupowania, a już na pewno poślubiania, kota w worku.
- Temari mówi, że za krótko się znamy – westchnął Shikamaru. Cóż, jego dziewczyna gościła w Konoha raz na pół roku, nic więc dziwnego, że glosiła takie teorie.
- Hinata mdleje nawet wtedy, kiedy chcę ją złapać za rękę – przyznał zdegustowany Kiba.
Reszta obecnych, czyli Sai, Lee, Chouji, Kakashi i Iruka pokiwali tylko głowami. Sasuke wzruszył ramionami.
 - Musimy coś zrobić, inaczej Konoha umrze śmiercią naturalną – zawyrokował Iruka. - Musimy wezwać Akatsuki!

Najnowsze trendy. Nowe wzory i kolory… - Sasuke westchnął i odwrócił wzrok od wystawy Konohańskiego Centrum Handlowego. – Akatsuki w wiosce. Przygotuj się na gooooorący występ! – zaatakował go barwny plakat z drugiej strony. Zdruzgotany, z trzema paczkami kawy w ręce, ruszył w stronę domu. Miał dość tej całej szopki. Poza tym Naruto, jak obiecał mu sparing, tak zniknął i go nie było.
- Wielki organizator się znalazł – Sasuke prychnął i przyśpieszył kroku. On już dawno wiedział, że babskie sprawy go nie interesują. Nigdy nikomu nie mówił, ale wtedy do listu Orochimaru dołączona była gazetka. Nie oddał jej wówczas Kakashiemu, bo miała kolorowe obrazki. Obrazki, które jak odkrył niedługo potem, przedstawiały tylko panów. I to, mimowolnie, kojarzyło się Sasuke tylko i wyłącznie z jedną osobą. I tyłkiem, który poza skopaniem go, mógł posłużyć jeszcze do innego celu. 


12 kwietnia 2011

Rywale - rozdział 34


Kiba Inuzuka obudził się z okropnym bólem głowy, który spotęgowało jeszcze głośnie chrapanie z sąsiedniego łóżka. Z miną człowieka cierpiącego podniósł się na łokciu i chwytając swoją poduszkę, rzucił nią w Shikamaru. Niestety, nie trafił, a ten, jakby w nieświadomym odwecie, chrapnął jeszcze głośniej.
Kiba westchnął i opuścił nogi na podłogę. Jeszcze chwilę temu miał zamiar wstać i iść się wysikać, ale rozmyślił się i tylko podparł głowę na rękach. Mokry i zimny nos Akamaru, który miał posłanie obok łóżka, trącił go w stopę.
– Brutus – mruknął Kiba, patrząc na szczeniaka z dezaprobatą. – Zmienię ci imię na Brutus, zdrajco – powtórzył, na co pies tylko szczeknął radośnie.
No cóż, Kiba miał pełne prawo obrazić się na swojego pupilka, który wczorajszego wieczoru po prostu go olał. I dosłownie, i w przenośni. I to było naprawdę okropne. Nie dość, że Akamaru nie reagował w żaden sposób na jego polecenia, to jeszcze – i to było dużo gorsze - poczuł jakąś wielką i szczerą, choć nieodwzajemnioną, chęć nawiązania więzi z cholernym Uchihą. Uchihą! Cały czas kręcił się koło jego nóg, co rusz gryząc w geście przyjaźni jego sznurówki, a kiedy w końcu urażony Kiba wziął go na ręce i zmusił do usadowienia się na jego kolanach, szczeniak zlał mu się spodnie. Jakby wcześniej nie mógł obsikać buta Sasuke!

Parodia sceny ze Shreka

Tym razem nie Rywale, ale one-shot, który zajął zaszczytne ostatnie miejsce w konkursie na parodię sceny ze Shreka na forum sasunaru.xn.pl :)  Wszystkich, którzy jeszcze tam nie trafili, zapraszam.
______________________________________

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma lasami, wśród wątpliwych uroków Konohańskiego Bagna żył sobie…
- Ośle!
…żył sobie…
- Ehhh -  Naruto westchnął i zatrzasnąwszy książkę, wyszedł z wychodka.
- Blond ośle, rusz tyłek! – zawołał po raz drugi Zielony Lee – rycerz cnót wszelakich, zwany również Zakutym Łbem. Skąd taki przydomek? Otóż któregoś razu ów śmiałek założył na swoją wielką głowę zbyt ciasny hełm i po dziś dzień nie mógł go zdjąć. Naruto nigdy nie sądził, że upadnie tak nisko, by włóczyć się z nim po całym królestwie w poszukiwaniu Różowej Królewny.

Wspomniana Różowa Królewna przebywała w najwyższej wieży Ponurego Zamczyska i była pilnowana przez smoka. Smok zdradził kiedyś Konohańskie Bagno, wchodząc w tajne konszachty z kimś o pseudonimie Kot w Butach, a teraz tylko w ten sposób mógł się zrehabilitować, choć ostatnio chyba kiepsko mu szło. A mianowicie plotka głosiła, że królewna, czekając na swego wybawcę, Księcia z Innej Bajki, próbowała w międzyczasie uwieść smoka, przez co biedny przeżył załamanie nerwowe i w odwecie zamienił jej życie w piekło. Piekło w znaczeniu dosłownym, bo podpalił wszystko wokół. Atmosfera zrobiła się na tyle gorąca, że trzeba było wysłać kogoś na ratunek, zanim smok dostanie całkowitego pomieszania zmysłów i oprócz twierdzy, spali również królewnę.

Jedynym kandydatem na wybawcę okazał się Zielony Lee, a Naruto, towarzysząc mu, zastanawiał się po drodze nad jedną ważną rzeczą – kogo oni właściwie mają ratować. królewnę przed smokiem, czy smoka przed królewną? Był tak zaabsorbowany własnymi rozmyśleniami, że nawet nie słuchał opowieści Zakutego Łba o jego nowym zielonym kostiumie, który ponoć miał ultracienkie i superopinające lateksowe warstwy. Czy jakoś tak.

Szli w trudzie i znoju, omijając dziury w asfalcie, aż w końcu dotarli do celu. Ponure Zamczysko okazało się być naprawdę ponure. Naruto uznał, że nawet Konohańskie Bagno w porównaniu do tego miejsca to prawie jak spa. Przekroczyli nieco przypaloną bramę i ich oczom ukazały się dwa drogowskazy. Pierwszy skierowany w górę, drugi w prawo, informowały kolejno: do królewny, do smoka. Zielony Lee  ruszył w stronę schodów, zostawiając bestię towarzyszowi.
- Co mam mu niby zrobić? - spytał zdziwiony blond osioł.
- Nie wiem, zagadaj go na śmierć, uwiedź, rób co chcesz – odparł Zakuty Łeb i ruszył na ratunek Różowej Królewnie.

Naruto wyjął zza pasa swoją tajemną broń – młotek do wbijania gwoździ, ale chwilę później rozmyślił sie i schował go z powrotem. Wiedział co prawda, że smoki to nie puchate, przyjacielskie zwierzątka, ale trochę współczuł bestii uciążliwej współlokatorki i postanowił być miły. Wziął głęboki oddech i skręcił w prawo.
- Witaj, jestem Naruto i … - Ledwo zdążył wypowiedzieć swoje imię, gdy na powitanie z drugiego końca ogromnej komnaty pomknął w jego kierunku strumień ognia, osmalając jasną grzywę. Smok miał najwyraźniej złośliwą naturę i nienajlepszy humor. - Co z ciebie za dżentelmen, tak bez ostrzeżenia? – krzyknął blondyn i odskoczył, bo czarna gadzina tym razem machnęła ogonem, burząc przy okazji dwa filary.
- Ej, a może ty jesteś smoczycą? – zapytał Naruto, chowając się za stertę powstałego gruzu. – Nie, no ależ oczywiście, że jesteś smoczycą! Słyszałem, że  kobiety tak się zachowują, kiedy mają okres – dodał po chwili zastanowienia i ledwo zdołał uchronić się przed  kolejnym, tym razem znacznie potężniejszym strumieniem ognia. Smok ryknął. Jeszcze nigdy tak go nie obrażono. On pokaże tej jasnowłosej przybłędzie, kto tu jest mężczyzną! Rozpostarł skrzydła i uniósł się w powietrze, by chwilę później przycisnąć nieproszonego gościa do ściany.
- Co robisz, przestań! – wrzasnął Naruto, który miał uzasadnione obawy, że bestia zaraz odgryzie mu głowę. Jednak, o dziwo, nic takiego się nie stało. Smok tylko przybliżył łeb i popatrzył na niego kpiąco, a blond osioł, chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że gadzina miała naprawdę fascynujące czarne ślepia. Po chwili smok dmuchnął w jego stronę gorącym powietrzem i przejechał pyskiem wzdłuż ciała, zahaczając o to i owo.
- Ej, spokojnie! – Naruto czuł, że zostały naruszone jego strefy intymne. – Może najpierw się poznamy, zaprzyjaźnimy… najlepiej korespondencyjnie – zaproponował, posyłając swój uśmiech numer jeden. Smok jednak pokręcił łbem i powtórzył czynność, a czarne ślepia błysnęły złośliwie. – Nie, no za kogo ty mnie masz, ja nie mogę tak.. tak od razu do intymnego pożycia! – Tym razem blond osioł zirytował się. Chciał być miły, starał się, a ta bezczelna bestia najpierw traktuje go ogniem, a potem próbuje wykorzystać seksualnie.
Smok ponownie pokręcił łbem i mając już chyba dość słuchania bredni nieproszonego gościa, przybrał swoją ludzką postać. Ostatnio robił to naprawdę rzadko, głównie dlatego, że współlokatorka z najwyższej wieży nie dawała mu wtedy spokoju i całą noc wyła jakieś ballady o miłości.
- Ty… ty nie jesteś jednak smoczycą? – Naruto ze zdziwieniem przyglądał się wysokiemu, ciemnowłosemu chłopakowi o identycznych jak bestia czarnych oczach.
- Jestem Sasuke – przedstawił się smok, ignorując całkowicie resztę wypowiedzi. – A ty, ośle jeden, zdecydowanie za dużo gadasz –  stwierdził oskarżycielskim tonem.
- Gdybyś nie wkładał pyska tam, gdzie nie trzeba… – Oburzony Naruto zerknął na swoje spodnie.
- Nie trzeba było wchodzić w paszczę lwa… eee, to znaczy smoka – poprawił się Sasuke. – Czytać nie umiesz czy co? - mruknął.
- A ty przypadkiem nie powinieneś pilnować Różowej Królewny? – Blondyn nagle zmienił temat.
- Kpisz sobie, ośle? Trzy lata czekałem, aż jakiś desperat się tu zjawi. Na własnym grzbiecie bym go podrzucił na górę, byle by tylko ją stąd zabrał. – Sasuke podszedł bliżej. - Myślisz, że po jaką cholerę ustawiłem drogowskazy przy wejściu? – zapytał.
- Ooo, czyżbyś nie kochał królewny? – zakpił Naruto, nie wiadomo dlaczego łudząc się, że smok nie stanowi już dla niego zagrożenia.
- Tak się składa, że jestem gejem. I wiesz co? W sumie, to nawet cieszę się, że wpadłeś. – Sasuke przysunął się jeszcze bliżej i uśmiechnął złośliwie, a Naruto zdębiał. O ironio, a przed sekundą twierdził, że smok jest niegroźny.  – Jeżeli ten Zakuty Łeb zabrał już Różową Królewnę, to najwyższa wieża powinna być pusta. Zawsze chciałem przetestować łóżko wodne, które ta zmora kupiła w  Ikei… Oczywiście bez jej udziału – dodał czarnowłosy i na powrót przyjmując postać smoka, złapał blond osła za tylną część paska od spodni.
- Puść mnie, ja protestuję, mam lęk wysokości! – krzyknął Naruto, kiedy smok machnął skrzydłami i zaczął wzbijać się w powietrze. – Nieeee! Zostaw moje dziewictwo!

Zielony Lee, słysząc wrzask, odwrócił głowę i spojrzał w stronę wieży zamkowej. Temu to dobrze – pomyślał i wziął nogi za pas, uciekając przed Różową Królewną, która, zła jak diabli za brak rumaka, soneciku czy choćby fraszki, goniła swego wybawcę z patelnią w ręku, złorzecząc, pomstując i wymyślając srogie konsekwencje.

*   *   *

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma lasami, wśród wątpliwych uroków Konohańskiego Bagna żył sobie… – przeczytał siedzący w wychodku Książę z Innej Bajki, ale znudzony wstępem, przerzucił kartki na ostatnią stronę. Po chwili wybiegł z toalety, śmiejąc się do rozpuku, epilog bowiem głosił: A morał tej bajki jest krótki i niektórym znany. Nie prowokuj smoka, bo będziesz wyru…
Ekhm… no, ten teges.