Sasuke obudził się rano z
nieznośnym bólem szyi. Mruknął coś półprzytomnie, chyba jakieś przekleństwo,
zastanawiając się chwilę, jakim cudem ma tak dziwnie ułożoną głowę. W końcu
jego łóżko nie miało żadnych zagłówków, a poduszki były bardzo wygodne…
– Kurwa! – zaklął i poderwał się gwałtownie, co
zaowocowało jeszcze większym bólem. Dopiero teraz dotarło do niego, że wczoraj
musiał zasnąć w salonie z głową na oparciu kanapy. W dodatku w ubraniu.
Wstał, rozmasowując sobie kark i zerknął na zegarek.
Dochodziła siódma. Wczoraj czekał na Itachiego do późnej nocy, ale ten się nie
pojawił. Sasuke, nadal lekko krzywiąc się z bólu, wyszedł z salonu, kierując
się do swojego pokoju. Musiał wziąć gorący prysznic, żeby trochę rozluźnić
mięśnie, poza tym wypadało doprowadzić się do ładu. Wszedł na schody, gdy
natknął się na swoją starszą wersję, która zmierzała w szlafroku do kuchni.
Wzrokowi Sasuke nie umknął fakt, że brat ma dzisiaj wyjątkowo podkrążone, nawet
jak na niego, oczy.
– Ktoś tu się nie wyspał – rzucił z wyraźną kpiną w
głosie, przystając i opierając się o barierkę schodów.