12 czerwca 2009

To, czego się nie widzi, istnieje przede wszystkim - 1

Była perspektywa Naruto, przeszedł czas na punkt widzenia Sasuke. W sumie to Sasame kiedyś zmotywowała mnie do pisania tego, więc jej dedykuję notkę.

______________________________________

To, czego się nie widzi, istnieje przede wszystkim

Lepopld Staff

- Sasuke… Zadam jedno pytanie.

- Skoro musisz…

- Dlaczego?

- Co dlaczego?

- Dlaczego tak mnie traktowałeś?

- Jeszcze się nie domyśliłeś?

- Odpowiedz.

- Miałem idealny plan, a ty byłeś rysą na tym planie.

- Rysą…

- Gdyby ciebie nie było, wszystko stałoby się prostsze.

- To dlatego mnie nienawidziłeś?

- Nie wiem, Naruto. Nie wiem nawet, czy ta moja nienawiść była prawdziwa. Byłem owładnięty chęcią zemsty, nie myślałem racjonalnie.

- A teraz?

- Co teraz?

- Czy nadal jestem rysą?

- Sam sobie odpowiedz.

- Nie. Chcę wiedzieć, co myślisz, gdy patrzysz na mnie.

- Myślę… że twoje oczy są takie… niebieskie.

* * *

Ból. Niesamowity ból, przeszywający moją głowę. I ciemność. Czyjś krzyk docierał do mnie jakby z daleka. Nie wiedziałem, kto krzyczy i dlaczego, wiedziałem jedynie, że czaszka zarazmi pęknie. Nie mogłem się poruszyć, nie mogłem nic zrobić, moje ciało było jak sparaliżowane. Kto tak krzyczy? Czy tak może brzmieć ludzki głos, czy to tylko moja wyobraźnia? I dlaczego jest tak ciemno? Dlaczego… Powoli wszystkie myśli zaczęły umykać…

Poruszyłem się nerwowo, moje ciało odpowiedziało bólem. Leżałem na jakimś materacu, dookoła panował nieprzenikniony mrok. Próbowałem się podnieść, ale kłucie w tylnej części głowy skutecznie mi to uniemożliwiało. Dlaczego jest tak ciemno? Gdzie jestem, że nie dociera tu nawet najmniejszy promyk. Nic nie widzę…

- Nie ruszaj się, nie powinieneś – głos tuż przy uchu spowodował, że drgnąłem.

To on… Na pewno on, nie mogło być mowy o pomyłce. Zbyt długo i często słyszałem jego głos, bym mógł zapomnieć. Tylko jakim sposobem potrafił mnie odnaleźć w tej strasznej ciemności, skoro ja nie widzę niczego nawet na wprost twarzy? Dlaczego nie zapali światła? Dlaczego tu jest? Może tylko majaczę? Nie… Powoli, jak przez mgłę zaczęły do mnie wracać wspomnienia. On i ja, nasza walka. Znów staliśmy naprzeciwko siebie, zdeterminowani i gotowi użyć przeciwko sobie śmiercionośnych ciosów, aby tylko osiągnąć cel: ja – dopełnienie zemsty, on – zatrzymanie mnie. Wydoroślał od czasu, kiedy widziałem go po raz ostatni, ale poza tym chyba niewiele się zmienił. Jego zacięty wyraz twarzy, oczy mówiące „nie poddam się”… Przegrałem? Nie, to niemożliwe. Ja, Uchiha Sasuke, nie mógłbym przegrać z kimś takim jak on. Słabym, niedoskonałym, rozwrzeszczanym kretynem. Nigdy nie dorastał mi nawet do pięt. Nie… Tylko dlaczego nie zapala światła? Chciałbym spojrzeć mu w twarz, mógłbym wtedy pokazać, choćby samym wzrokiem, jak bardzo nim gardzę. Jego słabością i głupotą. Bo był głupi. Nie potrafił dać mi spokoju, musiał się uczepić tych swoich idiotycznych myśli o więziach. Dlaczego nie chciał zauważyć, że te więzi już dawno zerwałem, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Głupi… Tak bardzo nim gardzę, nienawidzę za to, że próbuje mi uniemożliwić osiągnięcie celu. Musze zniszczyć Konohę tak, jak ona zniszczyła mnie, całe moje życie. Ktoś taki jak on nie stanie mi na drodze. Po co trzyma mnie w tej straszliwej ciemności? Gdzie jestem i dlaczego nie pozwala mi na siebie spojrzeć? Boi się… Boi się mojego wzroku, pełnego nienawiści…

- Tchórz - wycedziłem przez zaciśnięte zęby; mimo że głos był cichy i zachrypnięty, w tym słowie pobrzmiewała cała moja pogarda dla jego osoby. Okazał się tchórzem, skoro nie jest w stanie nawet popatrzeć mi w oczy. - Zapal światło.

- Jest zapalone – odpowiedział dopiero po chwili, jakby z wahaniem.

Dlaczego więc jest tak ciemno? Musiał zawiązać mi opaskę na oczach, czuję ucisk wokół skroni. Jest aż tak perfidny, że ogląda z triumfem na twarzy moją porażkę, nie chcąc jednocześnie widzieć, jak z niego kpię? Więc jest jeszcze większym tchórzem niż myślałem. Boi się… Mojego spojrzenia, swojej słabości…

- Zdejmij opaskę – dwa słowa, tylko niech to zrobi i odejdzie.

Nie zareagował. Próbowałem podnieść rękę i sam zerwać to, co zasłania mi widok, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Byłem w stanie jedynie poruszać palcami i w gniewie gnieść szorstki materiał koca.

- Sasuke… - chyba chciał coś powiedzieć, ale urwał.

Zignorowałem ten niepewny, cichy i jakby drżący głos. Nie obchodziło mnie to w tym momencie. Nie obchodziło mnie w ogóle.

- Zdejmij! – tym razem niemal krzyknąłem, czując, jak narasta we mnie wściekłość.

Nic nie odpowiedział. Czułem jego obecność obok, ale nie docierał do mnie najcichszy odgłos. Milczał. Dlaczego milczał? Czy nie powinien teraz prawić tych swoich kazań o więziach, przyjaźniach i innych, mało istotnych dla mnie sprawach? Przecież on zawsze więcej mówił niż myślał, dlatego zawsze był taki słaby. Niemożliwe, że z nim przegrałem, coś musiało się stać…

- Sasuke…

Zacisnąłem tylko zęby. Nie miałem najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Po chwili usłyszałem kroki i poczułem jak łóżko ugina się pod jego ciężarem. Chwycił moją rękę. Chciałem się wyrwać, ktoś taki jak on nie miał prawa mnie dotykać, ale nic nie mogłem zrobić, mięśnie mnie nie słuchały. Byłem w tym momencie jak marionetka, z którą mógł zrobić, co tylko chciał.

- Puść.

Nie posłuchał. Nadal ściskał moje palce, a ja jedyne co mogłem zrobić, to wbijać mu paznokcie w dłoń. Nie pisnął nawet z bólu, choć wyraźnie drżał. Po chwili podniósł trzymaną rękę i przesunął nią po mojej głowę. Uścisk zelżał, poruszyłem wolno palcami. Skroń była owinięta jakimś grubym bandażem, który sięgał za linię brwi. Tylko za linię brwi..! Zamarłem. Dlaczego wyczuwam dotykiem moje powieki, rzęsy? Dlaczego moje oczy, mimo że są otwarte, widzą tylko ciemność..?

- Sasuke, ty…

- Zamilcz – wydusiłem spanikowany. To na pewno nie to, co myślę, to na pewno nie to. To jakaś sztuczka, jakaś jego nowa technika. Na pewno… Tak, przecież to nie może być… Niech on się nie odzywa, niech nie mówi tego, czego tak bardzo boję się usłyszeć!

- Sasuke… Straciłeś wzrok.

Nie, nie, na pewno nie. Chce mnie przerazić, zmniejszyć moją czujność. Na pewno… To niemożliwe, to się nie mogło zdarzyć. Przecież nie nadużywałem oczu, tak jak Itachi, to niemożliwe, żebym… To słowo nie chciało mi przejść nawet przez myśli.

- Sasuke…

Niech on się zamknie. Chciałem to wykrzyczeć, ale nie mogłem, jakaś twarda kula utkwiła mi w gardle. Wzrok… Straciłem wzrok… Nie, to niemożliwe, on kłamie. Niemożliwe, nie mogłem go stracić, jeszcze nie teraz… Ach, obłudne myśli… Nie chciałem go stracić nigdy. Oczy były, są i będą mi potrzebne, bez nich stanę się nikim. Moja zemsta. Muszę dopełnić zemsty!

- Nie - tylko tyle zdołałem w tym momencie wykrztusić z siebie.

Wstał i oddalił się od mojego łóżka, by po chwili wrócić ze szklanką wody, która usiłował przytknąć mi do ust.

- Nie - ruchem głowy, na tyle gwałtownym, na ile pozwalał mi mój stan, odtrąciłem od siebie naczynie, rozlewając płyn na pościel.

Znów straszny ból rozrywał mi czaszkę. Chciał zabrać moją rękę z twarzy, ale trzymałem mocno. Moje oczy… To jakaś technika, zaraz ta przerażająca ciemność zniknie. Na pewno…

- Wyjdź – wydyszałem ciężko.

- Sasuke…

- Wynoś się.

Poczułem jak podnosi się z łóżka. Stał obok, chyba zastanawiając się, co robić, po chwili jednak usłyszałem kroki. Oddalał się… Odgłos zamykanych drzwi. Wreszcie… Mój gniew, mój żal… Gorące łzy, jedna po drugiej, spływały po mojej twarzy. Oślepłem… Czy to słowo w końcu przeszło przez myśl? To zbyt przerażające, to zbyt okrutne, to nie mogło się zdarzyć… Nie… Nie…

Te godziny spędzone w ciemności były jednymi z najgorszych chwil w moim życiu. Na myśli o utracie wzroku nałożyły się jeszcze wspomnienia z przeszłości, aż w końcu chyba musiałem zasnąć, bo gdy ponownie odzyskałem świadomość tego, gdzie jestem, on był obok. Trzymał moją rękę, czułem jakieś dziwne ciepło. Wyszarpnąłem ją, moje mięśnie odzyskiwały powoli sprawność.

- Proszę cię, Sasuke - jego głos nie wyrażał zdenerwowania, raczej jakiś smutek. Lituje się nade mną. Niech stąd wyjdzie, nie chcę go widzieć nigdy więcej. Widzieć… O, ironio, tym razem moje życzenie zostanie spełnione. Nie spojrzę już na niego, nie spojrzę na nic.

- Odejdź – starałem się powiedzieć to najbardziej pogardliwym tonem, na jaki było mnie stać, ale suchość w przełyku to uniemożliwiała. Tak bardzo chciało mi się pić.

- Nie odejdę – ten jego stanowczy ton… Po chwili poczułem jak moich ust ponownie dotyka zimne szkło naczynia. Tym razem nawet nie miałem siły by odtrącić. Orzeźwiająca woda spływała do gardła, każdy łyk przynosił ulgę. Przynajmniej będę mógł mówić, będę mógł wykrzyczeć, co myślę - Lepiej?

Lepiej? Jak można zadawać tak idiotyczne pytania, trzeba być nim. Nie jest lepiej, nie będzie, bo straciłem wszystko. Moje oczy były dla mnie wszystkim, bez nich będę tylko żałosną namiastką człowieka. Bez nich nie dokonam zemsty!

- Moja zemsta… - nie wiem, dlaczego wypowiedziałem te słowa na głos.

- Zemsta? Przecież zabiłeś już brata. Czy nie do tego dążyłeś?

- Mój brat… On był do tego zmuszony, przez władze Konohy - wysyczałem, przypominając sobie moment śmierci Itachiego. Zrobili krzywdę jemu, zrobili krzywdę mi. - Chcę zniszczyć wioskę, tak jak ona zniszczyła moje życie.

- Sasuke, ty nic nie wiesz… - jego głos wyraźnie zadrżał. – Nawet, gdybyś chciał, jest już za późno. Konoha została zniszczona, zanim do niej dotarłeś. Gdy leżałeś tu nieprzytomny, trwała wojna domowa. Tsunade była w śpiączce, Danzou został szóstym Hokage. Wydał na ciebie wyrok, ukryliśmy cię najlepiej, jak mogliśmy –zamilkł na chwilę.

- To nie zmienia faktu, że chcę ich śmierci.

- Kogo śmierci chcesz? Małych dzieci i ich matek? Czy może shinobi, których jedyną winą jest wierna służba i poświęcenie? Sasuke, ktokolwiek mógł rozkazać coś twojemu bratu, już nie żyje. Nie mieliśmy wyboru, oni chcieli wprowadzić takie zasady, jakich nie można było akceptować. Musieliśmy walczyć…

O czym on mówi, jak to zniszczona? Jak to nie żyją? To ja miałem pomścić żałosną egzystencję moją i Itachiego!

- Sasuke, nie masz się już na kim mścić.

Nie mam się na kim mścić… Czyli to koniec? Koniec Itachiego, koniec wioski i koniec mnie. Nie mam już celu, zresztą nawet gdybym go miał, to jak mógłbym cokolwiek zrobić, będąc ślepym?

- Dlaczego..? – czy to mój głos tak zabrzmiał? Czy to byłem ja?

- Sasuke, nie myśl już o zemście.

- Dlaczego do cholery zostało mi odebrane wszystko? – po raz pierwszy zdołałem wykrzyczeć swoje myśli. – Dlaczego nie widzę?!

- To się stało, kiedy użyłeś przeciwko mnie Mangekyō Sharingana. Sam tego nie rozumiem, ale Kakashi powiedział, że to najprawdopodobniej przez moce, które przekazał mi twój brat…

- Itachi? Dlaczego, Itachi dał... - nie docierało do mnie, jak mógł zrobić coś takiego.

- Nie prosiłem go to. Wydaje mi się, że zależało mu na tym, żebym cię odnalazł i zmusił do powrotu.

Zmusić do powrotu… Jakie to wszystko wydawało się groteskowe. Moje życie jest zniszczone. Czy Itachi wiedział, co się stanie, kiedy zaatakuję Naruto? Nawet, jeżeli nie, to jednak po coś dał mu te moce. Chciał go przede mną uchronić? Dlaczego? Mój umysł tego nie pojmował. Jestem ślepy… Dlaczego mojemu bratu miałoby zależeć na tym, żeby ten idiota przeżył. Co takiego wiedział, czego ja nie wiem. Przecież Uzumaki nie był mu do niczego potrzebny, jaki miał w tym cel? Skoro zależało mu na mnie, dlaczego nie pomógł raczej usunąć go z mojego życia. Przecież głupek zawsze był mi zawadą, przeszkodą w osiągnięciu celu, skupiał uwagę na niepotrzebnych emocjach. Przez niego omal kiedyś nie zapomniałem o zemście. Dlaczego Itachi chciał, żeby on żył i dalej wtrącał się w moje sprawy? Nie mogłem tego zrozumieć. Moje życie… Poczułem jak powieki mi się kleją, chyba musiał dosypać do tej wody jakiś środek nasenny. Dlaczego mój brat..? Naruto tylko przeszkadza… Budzi niepotrzebne… Emocje…