1 czerwca 2009

Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób - 4


Byłem zmęczony dzisiejszym dniem. Czułem się jak ostatnia świnia, jednak to, co się stało, było nieuniknione. Teraz, gdy już wiedziałem, jak się sprawy mają, nie mogłem postąpić inaczej…

***

Poranek po pierwszej wspólnej nocy z Sasuke okazał się dla mnie jednym z najtrudniejszych w życiu. Kiedy tylko otworzyłem oczy, przez kilka sekund nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, gdzie jestem, ale wystarczyło odwrócić głowę i zobaczyć czarne, rozrzucone na poduszce włosy, by wróciły wspomnienia. Czułem, jak na mojej twarzy pojawia się uśmiech i powoli ogarnia mnie euforia. Tak! Sasuke, mój Sasuke! Tylko… czy aby na pewno mój? Uśmiech spełzł tak szybko, jak się pojawił. Spojrzałem na jego bladą twarz. Wyglądał zupełnie inaczej, gdy spał. Co będzie, kiedy się obudzi? Co, jeżeli powie, że to był tylko ten jeden, jedyny raz, że więcej się nie powtórzy? Znów to uczucie: mieszanina strachu, nerwów i niepewności. A jeśli mnie odtrąci?  Przecież niczego nie obiecywał, mówił tylko, że mam okazję, nic więcej. Z drugiej strony jednak, to jak mnie całował, jego pieszczoty i pełne pożądania oczy… Udawał? Szczerze mówiąc, nie byłem pewny, czy coś takiego można w ogóle udawać. Nie myślałem racjonalnie, lęk układał w mojej głowie najbardziej pesymistyczne obrazy, na jakie było go stać. A jeżeli uzna, że to na skutek zaćmienia umysłu? A jak mnie wyrzuci i powie, że nie chce więcej znać? Zaczynałem panikować. Może w ogóle ze mną nie chcieć rozmawiać, a przecież musze mu powiedzieć tyle rzeczy. Może go przywiążę, zaknebluję usta i puszczę dopiero,  gdy się wygadam? Moja chora wyobraźnia podsuwała coraz głupsze pomysły.
– Chcesz mnie związać, perwersie jeden?
Odskoczyłem gwałtownie, omal nie spadając z łóżka. Ostatnią myśl musiałem chyba wypowiedzieć na głos. Czarne oczy patrzyły na mnie kpiąco, ich właściciel najwyraźniej nie spał już od pewnego czasu.
– Ale ty jesteś wyuzdany.  No, w końcu żonaty od dwóch lat – stwierdził ironicznie.
– Sasuke… – jęknąłem zażenowany.
– Przestań jęczeć. Patrz, co zrobiłeś, pobrudziłeś mi pościel! – Odchylił granatową kołdrę, na której widniały białe plamy. Jego twarz wyrażała zdegustowanie.
Wstał i podszedł do szafki, dając mi możliwość podziwiania jego nagiego ciała. A naprawdę było co podziwiać. Po chwili coś miękkiego wylądowało na mojej głowie.
– Nie gap się, tylko zasuwaj pod prysznic. – Wskazał drzwi łazienki. – Chcesz się tak pokazać ludziom?
Zamarłem. Więc jednak to była dla niego tylko przygoda, a teraz chce się mnie pozbyć z domu. Wziąłem ręcznik, który mi rzucił i powlokłem się w stronę łazienki. Przy drzwiach zawahałem się przez chwilę, musiałem przecież wyjaśnić mu tyle rzeczy, ale ruchem ręki dał mi do zrozumienia, żebym się pospieszył. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem kurek. Poczułem, jak krople spływają po moim ciele. Ciepła woda trochę przytępiała zmysły, ale to dobrze, nie chciałem w tym momencie zbyt jasno myśleć, pragnąłem jak najbardziej oddalić od siebie lęk przed tym, że Sasuke jednak nie będzie mój. Nie miałem pojęcia, jak to będzie. Wrócę do Hinaty? Nie, to w ogóle nie wchodziło w grę, nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Przed oczami ponownie stanęły mi obrazy wczorajszego dnia: Sasuke leżący obok mnie z rozrzuconymi włosami, wzrokiem wyrażającym pożądanie, jego dotyk na mojej skórze, gorący oddech na szyi, zęby zaciskające się na moim języku.
– Ałł! – Gwałtownie podskoczyłem, upuszczając namydloną gąbkę. Coś, a raczej ktoś, naprawdę mnie ugryzł.
– Nie wrzeszcz tak – skrzywił się.
– Sasuke…
– A spodziewałeś się kogoś innego? – zakpił, przyciskając mnie do kafelków prysznicowych.
Woda lała się na nas obu, widziałem przed sobą ociekające kropelkami czarne włosy.
– Sasuke, myślałem, że ty…
– Myślałeś? A to nowość. – Jego usta znalazły sobie miejsce za moim uchem.
– Dra….niu – westchnąłem tylko, w takiej chwili nie chciałem się kłócić.
– Chyba nie sadziłeś, że miałem ochotę kochać się z kimś, kto jest oblepiony wczorajszymi resztkami i śmierdzi – mówiąc to wziął do ręki jakaś substancję myjącą i po chwili rozprowadzał ją po całym moim ciele. Kiedy dotarł do wewnętrznej strony ud niekontrolowany chichot wydobył się z mojego gardła.
– Takie śmieszne? – Przesunął ręką w tym miejscu jeszcze kilka razy.
– Łaskocze. – Próbowałem zabrać jego dłoń, ale nie ustępował. – Sasu…ke! – mój śmiech uderzył echem o kafelki. – Przestań, dra…niu.
– Eh, ale zrzędzisz… – Ręce jeszcze kilka razy musnęły tamto miejsce, po czym przeniosły się wyżej, myjąc moją klatkę piersiową i ramiona. Tym razem nie pozostawałem mu dłużny, sam zabrałem się za namydlanie jego pleców, bioder, a w końcu i pośladków. Spojrzał z lubieżnym uśmieszkiem i przysuwając mnie do siebie, ocierał się zmysłowo. Ogarnęło mnie pożądanie kumulujące się w dolnych częściach ciała. Nasze erekcje drażniły się nawzajem, czułem ogień, którego nie była w stanie ugasić nawet woda lejąca nam się na głowy.
– Sasu…ke – poczułem, jak przyciska mnie do ściany, sam ustami schodząc coraz niżej. – Nie… poczekaj! – Poderwałem go do góry, gwałtownie popychając na drzwi kabiny. Spojrzał pytająco. – Tym razem… ja chcę… – wyjaśniłem nieskładnie, gryząc lekko jego obojczyk i przesuwając ręce w okolice bioder.
– Zapomnij, młotku. – Chwycił moje nadgarstki, na powrót znalazłem się oparty plecami o kafelki. – Ja tu rządzę – uśmiechnął się znacząco.
– Ej, no! – Próbowałem się wyrwać i dopiąć swego, ale nie dał mi takiej możliwości.
– Przestań się wiercić – westchnął, wsuwając kolano miedzy moje uda. Nie miał za dużo pola do manewru ustami, bo przytrzymywał moje ręce nad głowa, co chyba nie do końca mu odpowiadało, bo już po chwili rozsunął drzwi kabiny i wyciągnął mnie z niej.
– Co robisz? – spytałem, zaskoczony tym nagłym obrotem spraw.
– Jesteś strasznie krnąbrny – stwierdził tylko, popychając mnie w stronę sypialni i rzucając na łóżko. Rozejrzał się dookoła, najwyraźniej czegoś szukając.
W mojej głowie chęć protestu mieszała się z ekscytacją. Nie miałem pojęcia, co on zamierza zrobić. Po chwili pochylił się, sięgając po coś, co leżało na nocnej szafce. Mój ochraniacz na czoło – przemknęło mi przez myśl, kiedy czarna wstążka mignęła przed oczami. Co on…
Teraz będziesz grzeczny – wyszeptał mi do ucha i nim się zorientowałem, przywiązywał moje ręce do wezgłowia łóżka.
– Sasuke, co robisz? – zaoponowałem słabo.
– Nie narzekaj, sam poddałeś mi ten pomysł wcześniej.
– Ale to opaska Konohy, symbol…
– Więc od dzisiaj będzie symbolizować jeszcze twoją rozwiązłość – mruknął i po chwili poczułem jego język na swoim podniebieniu.
Westchnąłem, rozluźniając się i poddając tej pieszczocie.
– I pomyśleć, że tak mało potrzeba, żeby zamknąć ci usta – oderwał się na chwilę.
Chciałem przyciągnąć go z powrotem, ale ze związanymi rękami było to dość trudne, więc tylko poruszyłem się sugestywnie.
– Ktoś tu jest strasznie niecierpliwy – stwierdził spokojnie, przesuwając się ustami coraz niżej i niżej.
– Sasuke, proszę… – Szturchnąłem go nogą, co chyba nie było dobrym pomysłem, bo zaraz poczułem jak dość boleśnie mnie gryzie. – Draniu.
Uśmiechnął się tylko kpiąco, jednak po chwili znudziło mu się podszczypywanie i podgryzanie mojego brzucha, bo przeniósł się jeszcze niżej.
– Sasu…ke – myślałem, że eksploduję, kiedy poczułem jego usta na najwrażliwszym miejscu mojego ciała. Podniósł głowę, mrużąc oczy i za moment powracając do zabawy językiem. Opadłem na poduszkę, czekając na spełnienie, ale nie pozwalał mi dojść. Doprowadzał mnie do granic wytrzymałości, jednak zawsze, gdy zaczynałem drżeć, wycofywał się. Najchętniej pacnąłbym go w ten czarny łeb, ale nie za bardzo miałem możliwość. W końcu chyba postanowił mnie dłużej nie męczyć, bo podsunął się go góry, a czarne oczy spojrzały z niekłamanym pożądaniem. Wiedziałem do czego zmierza i tylko uniosłem głowę, przygryzając jego wargi. Po chwili moje zęby zacisnęły się bardziej, a na ustach poczułem metaliczny smak krwi Sasuke. Nic nie powiedział, chyba zdawał sobie sprawę, że w tym momencie to ja odczuwam większy ból niż on. Zaczął się poruszać, patrząc na mnie uważnie i wyłapując każdy najmniejszy grymas. Starał się być delikatny, ale jego pożądanie nie do końca na to pozwalało. Widziałem zaczerwienioną lekko twarz, kropelki potu pojawiające się na torsie, włosy opadające czarnymi, jeszcze lekko wilgotnymi kosmykami na czoło. Był piękny, jakby nie z  tego świata i przede wszystkim, w tym momencie, był tylko mój. Powoli jego ruchy zaczęły sprawiać mi przyjemność. Wyczuł to, bo po chwili przyspieszył, wbijając się wargami w moje usta. Pocałunek był brutalny, pełny namiętności i nagromadzonych emocji, na długie sekundy traciliśmy oddech, nie mogąc się od siebie oderwać. Moja erekcja ocierała się o jego umięśniony brzuch, czułem, że już długo tak nie wytrzymam…
– Sasuke… – wyrwało mi się z gardła.
Czarne oczy spojrzały na mnie lekko zamglone. Jeszcze chwila, poczekaj na mnie – mówił jego wzrok. Całą siła woli starałem się powstrzymać, ale powoli wszystko zaczęło rozmazywać mi się przed oczami. Musiał to zauważyć, bo jeszcze bardziej przyśpieszył, chcąc dojść razem ze mną. Jeszcze chwila… – powtarzałem sobie. Nadaremnie, bo sekundę później poczułem, jak moim ciałem wstrząsa dreszcz ekstazy, a ja sam zamykam oczy w przypływie niesamowitej przyjemności.
– Sasuke! – tym razem krzyknąłem, nie panując nad sobą.
On nie zwalniał i po chwili również z jego gardła wydobył się jęk. Opadł na mnie, bezwładnie, przygniatając do łóżka. Oddychał ciężko, bardzo powoli odzyskując kontakt z rzeczywistością. Chciałem go objąć, wbić palce w czarne włosy, ale opaska mi to uniemożliwiała.
– Rozwiąż mnie – poprosiłem, kiedy jego oddech się unormował.
Podniósł głowę i jeszcze lekko nieprzytomnym wzrokiem spojrzał mi w oczy. Po chwili zobaczyłem, jak kręci przecząco głową.
– Draniu, no co ty, rozwiąż mnie.
– Nie – usłyszałem. – To kara.
– Jaka kara?
– Nie poczekałeś na mnie. – Opadł z powrotem na moją klatkę piersiową.
– To przecież nie moja wina.
– Twoja. – Powoli podniósł się i zszedł z łóżka. Wziął ręcznik z zamiarem udania się pod prysznic.
– No co ty! – zaprotestowałem, patrząc jak wychodzi z pokoju. – Ej, wracaj tu! Draaaaniu!
Tego dnia nie opuściłem już  łóżka Sasuke i to wcale nie dlatego, że ciągle byłem przywiązany. Kiedy wyszedł, zdałem sobie sprawę, że bardzo łatwo sam mogę się uwolnić. Jednak czy naprawdę tego chciałem? Nie. Już od dawna wolność była dla mnie słowem obcym, bo częścią mojej duszy byłem związany z nim. Ta cienka, ale niesamowicie mocna więź, przetrwała tyle lat… Czy ten poranek był dowodem na to, że on także coś czuje? Nie wiedziałem, bałem się tego, co będzie dalej. Gdy wrócił, zasypałem go lawiną pytań, ale milczał jak zaklęty, raz po raz uciszając mnie pocałunkiem. Nie mogłem się mu oprzeć, dlatego brałem, co chciał mi dać. A on? Cały dzień trzymał mnie w niepewności, przełom nastąpił dopiero wieczorem, kiedy zamierzałem pójść do domu. Powiedział wtedy tylko jedno, ale niezwykle ważne słowo, zmieniające całe moje życie: zostań.
Do swojego mieszkania wróciłem dopiero po kilku dniach. Hinata siedziała przy stole z zaczerwienionymi od płaczu oczami. Nie miałem zamiaru jej pocieszać, nie mogłem być aż tak obłudny. Usiadłem naprzeciwko i patrząc na swoje ręce, powiedziałem, jak się sprawy mają. Poprosiłem o rozwód. Nie wierzyła. Sadziła, że jestem chory i coś bredzę, chciała mnie zaciągnąć do lekarza, co chwilę powtarzała, że to niemożliwe. A jednak to była prawda i żadne słowa tego nie zmieniały. Mój spokój w tamtym momencie przerażał nawet mnie. Nigdy w życiu nie byłem tak poważny i opanowany, ale sytuacja tego wymagała.
Ta wiadomość rozniosła się po Konoha z szybkością błyskawicy. Wszyscy wydawali się zszokowani, byli pewni, że stanowimy z Hinatą idealne małżeństwo. Jednak kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. Próbowali mnie odwieść od tej decyzji. Tsunade grzmiała, ojciec Hyuugi groził, a Iruka  przychodził, umoralniał, przekonywał, że Sasuke to jedynie chwilowa fascynacja, że mylę radość z jego powrotu z czymś więcej. Siedziałem wtedy milcząco, czekając, aż skończy ten potok słów. Nie miałem zamiaru mówić mu prawdy, nikt nie mógł się dowiedzieć, że miałem obsesję na punkcie Uchihy od momentu, kiedy odszedł z wioski. To był mój ukłon w stronę Hinaty, bądź co bądź szanowałem ją i lubiłem, niech myśli, że ożeniłem się z nią, bo tego chciałem, bo coś do niej czułem.
Sasuke był jedyną osobą, na którą mogłem tak naprawdę liczyć w tamtym momencie. Nikt inny nie rozumiał mojego zachowania, choć niektórzy uważali, że to wyłącznie moja sprawa. On, mimo że nie stracił ani odrobiny z dawnego charakterku, starał się na swój sposób być dla mnie oparciem. Któregoś razu, kiedy się kochaliśmy, usłyszałem od niego to, czego tak bardzo pragnąłem. To, dla czego trzymałem się życia, odkąd go straciłem. Wypowiedział w końcu te dwa magiczne słowa: kocham cię. Nie wiem, czy mu się wyrwało, czy nie, ale gdy go później o to zapytałem, nie zaprzeczył. Byłem szczęśliwy jak mało kto na świecie. A dziś?

– Wstawaj, młotku – z pozoru zimny głos wyrwał mnie z zadumy. Uśmiechnąłem się, wiedziałem, że ten ton jest tylko przykrywką. Po chwili poczułem, jak coś ciągnie mnie za nogę i wylądowałem na podłodze.
– Draniu – burknąłem, rozmasowując obolały łokieć.
Nie zamierzałem się odgrywać, byłem pewien, że w ten niezbyt delikatny sposób próbuje oderwać moje myśli od dzisiejszych wydarzeń. Rozwód nie jest niczym przyjemnym, a ja miałem powody, by czuć się winny.
– Nie myśl o tym, już po wszystkim.
– Wiem, ale to, jak ona na mnie patrzyła… – Oparłem głowę o łóżko, nie podnosząc się z podłogi.
– Przestań się w końcu zachowywać jak jakiś cholerny altruista. Nie uszczęśliwisz wszystkich.
– Masz rację, ale…
– Poradzi sobie, Naruto. Nie myśl już o tym.
Spojrzałem na niego, stał z założonymi rekami. Wiedziałem, że ma rację, to była jedyna słuszna decyzja, nie potrafiłbym żyć inaczej. Skrzywdziłbym Hinatę, pozostając z nią w tym zakłamanym związku, skrzywdziłbym siebie, skrzywdziłbym nawet jego. Zresztą, co tu dużo mówić, Sasuke szybko wybiłby mi z głowy inną decyzję. Nie był typem człowieka, który w imię miłości pozwoli ukochanej osobie być z kimś innym. To brednie, nie mające odzwierciedlenia w rzeczywistości, a on twardo stąpał po ziemi i zmuszał do tego także mnie. Nie pozwolił mi kierować się obłudną moralnością i to już od dnia, w którym po raz pierwszy odkryłem się ze swoimi uczuciami.
– Wstawaj. – Podciągnął mnie gwałtownie do góry, a następnie popchnął na łóżko. – Za dużo rozmyślasz, za dużo gadasz… Co z ciebie za człowiek? – mamrotał, ściągając ze mnie koszulkę.
Uśmiechnąłem się patrząc na jego zdegustowaną miną. Coś mi przyszło do głowy.
– Sasuke… – zacząłem.
– Mm?
– Chciałbym… – wyszeptałem mu do ucha życzenie. – Chociaż dziś… – dodałem. Byłem prawie pewny, że w obliczu dzisiejszych wydarzeń się zgodzi.
– A więc chcesz być dzisiaj na górze? – Wyglądał, jakby się zastanawiał. – Hn… Nie.
– Co?
– Zapomnij! – Szybkim ruchem pozbawił mnie spodni.
– No wiesz co… – mruknąłem, udając obrażonego, ale nic sobie z tego nie robił. 
Westchnąłem. Cały Uchiha – wredny, egoistyczny, aspołeczny. Ja i on, czyli nasze idealne życie. Oczywiście tylko w moim mniemaniu, postronny obserwator mógłby uznać nas za margines społeczny, ciągłe kłótnie, niewybredne słowa… Ale tego właśnie chciałem, o tym marzyłem. Każdy inny pewnie popukałby się w głowę, gdyby mu zaproponowano taki związek, ale mi to odpowiadało. I co z tego, że się sprzeczamy? W końcu taka już nasz natura, poza tym jest coś jeszcze. Zawsze potem godzimy się w najbardziej fantastyczny sposób, jaki można sobie wymarzyć.
– Sasuke, co robisz? – Poczułem, jak podnosi mnie z łóżka w nieokreślonym celu.
– Oj, zamknij się w końcu, młotku.

Eh, no właśnie…  Kto o zdrowych zmysłach, by się na to godził? Zachichotałem pod nosem. Pewnie nikt…