20 kwietnia 2009

SasuNaru - mimo wszystko 7. Przez łzy...

Inspirację do napisania tego i kolejnego rozdziału stanowiła muzyka.

http://sweetxdream.wrzuta.pl/audio/8Uc4NsCwhX/fruit_basket_-_for_fruits_basket_opening

______________________________________

- Jutro cały dzień zostaniesz sam – Uchiha dosłownie wpadł do domu, zamiast wejść jak kiedyś, dystyngowanym, spokojnym krokiem. Cholera, zaczynam się zachowywać jak młotek – uzmysłowił sobie.

- Dlaczego? - Uzumaki omal nie zakrztusił się herbatą, na takie niespodziewane wtargnięcie bruneta.

- Mamy misję, dość blisko, więc raczej nie zajmie to dłużej niż dzień – stwierdził. - Pewnie rano będziemy już z powrotem.

Naruto spojrzał smętnie na swoją rękę. Może gdyby poszedł do Tsunade i poprosił, to zdjęłaby wcześniej ten bandaż i też mógłby iść. W końcu będzie im brakować jednej osoby…

- Naruto, słuchasz mnie? – czarne oczy patrzyły z lekkim zirytowaniem.

- Zamyśliłem się – założył ręce za głowę.

- Mówię, że kogoś nam dołożyli do drużyny na tą misję – blondyn już otwierał usta, ale Sasuke go uprzedził – I Kakashi powiedział, że masz nie kombinować, bo i tak zostajesz. Chyba boi się Hokage, ostatnio zrobiła mu awanturę, jak cię nie upilnował.

Naruto naburmuszył się. Tkwi tu jak kołek, a oni się będą dobrze bawić.

- I co ja mam robić? – westchnął.

- Nie martw się, niedługo zaczniesz znów trenować i wtedy skopię ci tyłek – stwierdził Uchiha. – A jak się będziesz nudził, to posprzątaj mi w domu… Albo nie! Nie, lepiej niczego nie dotykaj – dodał, mając przed oczami swoje zniszczone ubrania.

Sasuke siedział w ogrodzie z książką w rękach, jednak tym razem nawet nie udawał, że czyta. Patrzył na postać w pomarańczowym dresie, uganiającą się za jakimś kotem po drzewach. Mimo że chodził po nich za pomocą chakry i tak nie mógł złapać futrzaka.

- Jak zlecisz i znowu sobie coś zrobisz w rękę, to nie miej do mnie pretensji, młotku – krzyknął w pewnym momencie, kiedy blondas po raz kolejny udawał, że spada i w ostatniej chwili się przyczepił do gałęzi.

- A tam, Sasuke. Powiedz lepiej, że dałeś się nabrać i myślałeś, że to na serio – roześmiał się Naruto. Prawie dwa tygodnie siedzenia i nic nierobienia dawały mu się we znaki. Rozpierała go energia, dlatego biegał jak szalony.

- Jasne – brunet pokręcił głową z dezaprobatą i wsadził nos w książkę.

- Sasukeee – ręce blondyna oplotły go za szyję. - Co czytasz? – wydarł mu się do ucha.

- Sto sposobów na pozbycie się upierdliwych młotków – Uchiha zatrzasnął tom – I zaraz ci zademonstruję jeden z nich – zerwał się z krzesła.

Naruto odskoczył i ustawił się w bezpiecznej odległości.

- No to złap mnie, draniu, jak potrafisz – rzucił się do ucieczki.

Ganiali się tak dobrą godzinę po całym ogrodzie i domu, aż w końcu Sasuke złapał Naruto za kołnierz i przyparł do ściany.

- I co teraz, młotku? – przysunął się do jego twarzy. – Już nie jest ci tak wesoło?

Uzumaki udawał przerażonego, ale w jego oczach tańczyły radosne iskierki.

Sasuke zagapił się na nie przez chwilę, co blondyn wykorzystał i wyrwał się z uścisku.

- Zasada pierwsza – krzyknął wesoło – nigdy nie gap się na przeciwnika.

Uchicha zrobił się czerwony.

- Tym razem ci nie daruję – ruszył na niego.

Było już późno, gdy wreszcie przestali się wygłupiać. Sasuke podciął nogi blondynowi, przez co ten wyłożył się jak długi na kuchennej posadzce.

- Dosyć już – brunet cały czas go przytrzymywał. – Wiem, że młotki mają niespożytą ilość energii, ale ja wyruszam jutro na misję.

- Tak, wiem – mruknął niezadowolony. – Niech ci będzie – Uchiha pomógł mu wstać.

- Ty rób, co chcesz, ja idę spać – stwierdził czarnowłosy, wchodząc na górę. Już otwierał drzwi do sypialni, gdy Uzumaki zawołał:

- Sasuke.

- O co chodzi?

- Uważaj na siebie – blondyn wyszczerzył się w uśmiechu.

- Bardziej się obawiam o to, jak będzie wyglądał mój dom kiedy wrócę, niż o siebie – rzucił. – Dobranoc – dodał i zniknął w pokoju .

Gdy Naruto wstał, Sasuke już nie było. Znalazł kartkę przypiętą do lustra.

Wrócę jutro rano. Jedzenie masz na stole. Trzymaj się z daleka od pralki!

Uśmiechnął się do lustrzanego odbicia i poszedł do kuchni.

Dochodziła godzina 19. Siedział z kubkiem herbaty na werandzie i wspominał wczorajszą zabawę, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zastanawiając się, kto to może być, poszedł otworzyć. Z tego co wiedział, nikt tu nie przychodził, a na Sasuke było o wiele za wcześnie.

- Dzień dobry – mężczyzna w stroju chunina stał przed drzwiami – Uzumaki Naruto?

- Tak to ja, o co chodzi?

- Jesteś wzywany do szpitala. Sasuke Uchiha jest śmiertelnie ranny.

Trzask rozbitego kubka. Przerażone oczy. Droga do kliniki. Chęć mordu na lekarzach, którzy nie pozwolili mu wejść na salę. Pamiętał to wszystko jak przez mglę. I dzwoniące w uszach słowa Tsunade: „Już za późno”.

- Czy mogę go zobaczyć? – głos i ręce Naruto drżały, gdy zadawał to pytanie.

- Nie możemy nikogo wpuszczać, jego stan jest naprawdę zły – Hokage próbowała przemówić mu do rozsądku – te 24 godziny będą decydujące .

- Proszę, muszę go zobaczyć… - nie nawrzeszczał, tak jak to zawsze miał w zwyczaju. Nie mówił nawet podniesionym głosem. Błagał…

- Nie odejdziesz stąd, jeżeli cię nie wpuszczę, prawda? – spytała retorycznie Tsunade. Było jej naprawdę żal blondyna, właśnie tracił swojego najlepszego przyjaciela. Odwróciła głowę. – Idź – dodała cicho.

Naruto otworzył drzwi do pokoju, w którym leżał Uchihy. Był jeszcze bledszy niż zwykle, jego twarz przypominała kolorem białą pościel, którą był przykryty. Nawet kruczoczarne włosy straciły ten swój zwykły blask.

- Sasuke… - Naruto usiadł delikatnie na brzegu łóżka. – Sasuke… to ja, wiesz? – pociągnął nosem, nie mógł już wytrzymać naporu łez, które cisnęły się do oczu, odkąd przybył do szpitala. – Przyszedłem do ciebie, bo wiesz, ja…

Jedna kropla, druga, trzecia, spływały wolno po policzku. Uzumaki odtrącił je ręką.

- Nie, nie będę płakać. Nie ma takiej potrzeby, prawda, Sasuke? - glos łamał się coraz bardziej. – Nie ma takiej potrzeby, bo ty się zaraz obudzisz i powiesz mi, że jestem beksa… Powiesz… Będziesz się ze mnie śmiał… Nazwiesz mnie młotkiem…

Samo wypowiedzenie znienawidzonego kiedyś przezwiska, którym tak często określał go przyjaciel sprawiło, że tama w końcu puściła. Łzy pociekły jedna za drugą, już nawet nie było sensu ich liczyć, nie było sensu ich odtrącać, bo pojawiały się coraz to nowe. Jak wiele by dal, żeby teraz usłyszeć to znowu. Ile by dal, by znowu zobaczyć te czarne, błyszczące oczy, lekko zmrużone; zobaczyć jeszcze raz ten wyraz kpiny w onyksowym spojrzeniu, gdy chciał wyrazić dezaprobatę. Ale oczy były zamknięte, powieki broniły dostępu intruzom.

Przypomniał sobie tamten czas. Dopiero co się poznawali, to była ich pierwsza misja. Był wtedy głównie jego rywalem, chciał mu udowodnić, że jest od niego lepszy, jednak gdy już osiągnęli jakiś cel, cieszyli się z niego razem. Sasuke - zawsze szorstki, z pozoru odpychający, nigdy nie był dobry w okazywaniu uczuć. Ale w sytuacji zagrożenia nie patrzył na siebie, robił wszystko, by chronić innych. Wtedy, podczas walki, rzucił się na pomoc, stawiając na szali własne życie. Pamiętał jeszcze jak trzymał go w ramionach, a później oszalał z bólu...

- Już raz przeżywałem twoją śmierć, nie chce znów tego robić – wyszeptał cicho Naruto. - Raz przeżywałem śmierć, a raz twoja stratę, kiedy odszedłeś. Dwa razy wróciłeś…Ten trzeci raz też musi ci się udać… Musi, rozumiesz? – krzyk wydostał się na zewnątrz. To bolało, bolało jak cholera. Nie dało się tego porównać z żadnym innym bólem…

Raz po raz wstrząsały nim łkania, już nawet nie był w stanie cicho płakać. Czuł się, jakby coś rozrywało go na kawałki.

Tsunade lekko uchyliła drzwi. Ten smutny widok nawet ją poruszył. Nigdy nie widziała Uzumakiego tak odmienionego. W tej chwili był zaprzeczeniem wizerunku, jaki kreował przez lata: wiecznie roześmianego, nie traktującego niczego serio, rozwrzeszczanego dzieciaka...

- Nie jesteś już dzieckiem, Naruto – szepnęła sama do siebie. – Odczuwanie bólu sprawia, że zostajesz wyrywany z tamtego świata…

Podeszła i położyła mu rękę na ramieniu. Czuła jak drży.

- Dlaczego to tak boli? – spytał cicho. – Dlaczego to tak do cholery boli?? – ukrył twarz w dłoniach, nie chciał, żeby widziała jego łzy. One były przeznaczone tylko dla jednego człowieka, tego, który leżał teraz przed nim i nie dawał znaku życia.

- Niestety, wszyscy jesteśmy ludźmi i cierpimy przez nasze więzi – odpowiedziała spokojnie.

- To może lepiej nie mieć w ogóle żadnych więzi? – spytał sam siebie.

- A oddałbyś wspomnienia dobrych chwil, żeby nigdy nie cierpieć? To, że kochamy, jesteśmy zdolni do uczuć, jest naszą potęga, potęgą gatunku ludzkiego. Niestety, jest też naszym przekleństwem… Kiedyś straciłam dwie ukochane osoby, rozumiem twój ból – jej oczy podejrzanie zwilgotniały – ale za nic nie oddałabym wspomnień, jakie mnie z nimi łącza…- wstała i skierowała się w stronę drzwi – Przyjdź do mnie później, zdejmę ci opatrunek z ręki – dodała, wychodząc.

Naruto delikatnie ujął dłoń przyjaciela.

- Sasuke, pamiętasz co powiedziałeś kilka dni temu? - znów zaczął mówić. – Powiedziałeś, że się postarasz, żeby już zawsze było tak, jak wtedy. Tak ciepło, przyjemnie, bez problemów. Postaraj się Sasuke, postaraj się, proszę…

Odgarnął kosmyk włosów z jego czoła. Nie pasował tam. Przypomniał sobie uczucie, które towarzyszyło mu, kiedy zrobił to po raz pierwszy. Ale wtedy nie było tego strachu, bezradności, smutku. Wtedy był szczęśliwy, a teraz…

Szloch wydobył się z jego gardła. Objął przyjaciela jak mógł najmocniej, trochę niezdarnie, i mówił, mówił, bo się bał, że gdy przestanie, to on nie wróci…

- Sasuke nie zostawiaj mnie, proszę – szeptał mu do ucha. - Zrobię wszystko, tylko wróć. Będę pozwalał nazywać się młotkiem, będę sprzątał po sobie, nie będę cię już męczył swoim gadaniem… Sasuke, proszę… Nie możesz mnie teraz zostawić – szept Naruto był coraz bardziej natarczywy, coraz głośniejszy, łzy kapały na bladą twarz leżącego. – Sasuke proszę, błagam, otwórz te przeklęte oczy, SASUKE, SASUKEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!

Sakura zatrzymała się na środku korytarza. Nigdy w życiu nie słyszała tak rozdzierającego krzyku. Ruszyła w stronę gabinetu Tsunade.

-Wiem, że tu jest, słyszałam… - spuściła oczy - Mogę z nim porozmawiać?

Naruto trzeba było siłą oderwać od Uchihy, nie chciał go puścić.

- Chodź, Sakura chce z tobą porozmawiać – Hokage wyprowadziła go na korytarz.

Był prawie nieprzytomny z bólu, słaniał się na nogach. Dziewczyna spojrzała smutno. To utwierdziło ją w przekonaniu, że jej rozumowanie jest słuszne. Podejrzewała to od jakiegoś czasu, ale po tej misji była już pewna.

- Usiądź, przyniosę ci coś na wzmocnienie – powiedziała, podnosząc się z miejsca.

- Nie chcę, nie potrzebuję – blondyn złapał ją za nadgarstek. Niebieskie źrenice wyrażały jakąś niemą prośbę.

- Naruto, wiem jak bardzo cierpisz – zaczęła.

Pokręcił przecząco głowa.

- Naruto, myślisz, że ja nie cierpię? Że nic nie czuję? Tyle lat kochałam Sasuke – łzy pociekły z zielonych oczu. – Nadal go kocham! – krzyknęła - Tylko… zdałam sobie sprawę, że on mnie nigdy nie pokocha…

Blondyn spojrzał na nią ze strachem.

- Nie mów tak! Sasuke wyzdrowieje – powieki znowu zaczęły go piec. Zamrugał szybko. - Nie mów, jakby on już… Wy jeszcze możecie… - ukrył twarz w dłoniach.

Sakura objęła blondyna, położyła jego głowę na swoim ramieniu.

- Naruto, ja nie to miałam na myśli – kołysała go lekko. – Mówiąc o tym, że on mnie nigdy nie pokocha, mam na myśli, że nie może. Nie może, bo kocha kogoś innego…

- Co ty mówisz, Sakura… Sasuke może tego nie okazuje, ale…. – przerwała, kładąc mu palec na ustach.

- Nigdy nie spodziewałam się, że będzie łatwo zdobyć jego uczucie – mówiła wolno, jakby zastanawiając się nad każdy słowem – ale nie przypuszczałam też, że przyjdzie mi konkurować z kimś, z kim nie mam najmniejszych szans…

- Sakura… - przerwała mu, podnosząc dłoń.

- Łudziłam się, że to jednak nie to, co myślę, i że jeszcze okaże się inaczej… Ale okłamywałam siebie… - jej glos się załamał - okłamywałam, bo nie sądziłam, że on… że ty…

Haruno zamilkła. Próbowała poukładać myśli.

- Naruto, co według ciebie, łączy cię z Sasuke? – zapytała już bardziej opanowanym głosem.

- To mój przyjaciel… Najlepszy przyjaciel. Wiem, że się tak często kłócimy, ale to naprawdę mi nie przeszkadza. Wiem też, że potrafi być inny, rozumie mnie – na chwilę w jego oczach pojawiły się iskierki, które jednak za moment zgasły.

Sakura uśmiechnęła się smutno. On rozumie ciebie, ty jego, ale obaj nie rozumiecie jeszcze, co was łączy – pomyślała. Moje marzenie nie ma szans na spełnienie, ale wasze… Jeżeli tylko Sasuke… Żadne jeżeli! Nie wolno tak myśleć. Sasuke musi żyć – zacisnęła pięści.

- Naruto, pójdę już – wstała.

Blondyn kiwnął głową. Patrzył jak dziewczyna idzie korytarzem. Obejrzała się na chwilę.

- Co musi się jeszcze stać, żebyś zdał sobie sprawę ze swoich uczuć, Naruto? – szepnęła do siebie, wychodząc.

3 komentarze:

  1. Komentarze przeniesione z http://sasunaru-drogapowrotu.blog.onet.pl

    Jej jakie to smutne ;( aż się płakać zachciało... naprawdę. jak czytałam to myślałam, że się poryczę, ale Sasuke na szczęście wyzdrowieje. prawda? prawda?! bo jakby nie wyzdrowiał to byś musiała kończyć bloga... *10 minut pźniej* kurde mać! ale ja głupia jestem! to przecież oczywiste, że sasuke wyzdrowieje. ty po prostu chcesz zbudować napięcie. moja inteligencja naprawdę mnie przeraża xD ale tak serio serio. no głupia jestem jak but :P ale cóż zrobić takie życie. nie każdy musi być inteligentny xD co więcj dodać piszesz świetnie super itd. za dużo cie nie będę zachwalać bo wpadniesz w samozachwyt i przestaniesz pisać notki xD a jak coś zamieścisz to postaram się to skomentować, bo niestety ze mną różnie bywa. czasami mam dużo do napisania, a czasami nic ciekawego, ale komentarz to komentarz. nawet jeśli jedno słowo napiszę to jeż będziesz wiedzieć, ze tego bloga czyta jedna osoba więcej. czasami jednak moge nie mieć czasu lub po prostu zapomnieć, ale postaram się to w razie czego nadrabiać. dobra. więcej nie zanudzam. pozostaje mi tylko pozdrowienie ciebie i zyczenie dużo weny (dobrze napisałam? O.o) dobra nieważne. możesz zignorować ten komentarz bo tylko wstyd mi przynosi xD z Panem Bogiem xD
    ~hayashi, 2009-03-23 19:18

    Wiedziałam! Ja wiedziałam, że się rozkleję...normalnie ... Wiedziałam! Ja wiedziałam, że się rozkleję...normalnie tragedia.
    Mogłam się spodziewać, że coś mu się stanie na tej misji. A miała byc prosta.
    Ale nie ma się co martwić, prawda? Sasuke szybko wyzdrowieje, silny facet z niego i...i będzie wszystko w porządku.
    Mimo, ze poprawiło mi znowu humor to, że notka się pojawiła to zasmuciłam się przebiegiem akcji.
    No nic na to nie poradzę, chociaż z chęcią posiedziałabym przy czarnookim razem z Uzumakim...
    ~Siruwia, 2009-03-23 19:46

    czytając płakłąm naprawde płakałam łzy spływały mi po policzkach po raz pierwszy mi sie to zdarzyło to było tak genialne że brak słow czekam na nexta prosze pisz szybko :(
    (wyciera osatnią łzę)
    ~Klaudynka, 2009-03-23 23:12

    Tak niesamowite jakbym naprawdę tam była wraz z Naruto. Czułam te emocje wiszące w powietrzu tuż nad moją głową i miałam nieodpartą ochotę rozwalić kompa hehe. Notka w tonacji smutnej i trzymającej w napięciu, ale przecież wiemy, że wyzdrowieje... prawda? Rany Sakura powiedziała "Ile się musi jeszcze wydarzyć żebyś zdał sobie sprawę z własnych uczuć." A to niesie ze sobą możliwość innych komplikacji.. Hm będzie na pewno ciekawie:) Pozdrawiam
    ~Elbereht, 2009-03-24 10:01

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    jak smutno było tak rewelacyjnie tak radośnie, a później... co się stało na tej misji, że Sasuke znalazł się w szpitalu i to z tak poważnymi obrażeniami, pięknie Sakura zdała sobie sprawę, że nie ma żadnych szans na zdobycie serca Sasuke...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    jak mi jest smutno było tutaj tak rewelacyjnie... tak radośnie... a później... wsztstko się schrzaniło... co się stało na tej misji, że Sasuke w szpitalu sie znalazł i to z tak poważnymi obrażeniami, cieszę się, że Sakura zdała sobie sprawę że nie ma szans na zdobycie serca Sasuke...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń