Naruto
chyba jeszcze nigdy nie przyszedł tak wcześnie na zajęcia. Zwykle zjawiał się w
auli lub na pływalni pięć minut przez rozpoczęciem zajęć, ale nie dziś. Dzisiaj
nie dość, że obudził się około szóstej rano, to jeszcze zamiast z kubkiem kawy
w ręku, zagrzebany w kołdrę i dwa koce leżeć i oglądać telewizję, ubrał się i
wyszedł z domu. Teraz, przebrany w kąpielówki, stał w szatni, trzymając w ręku
komórkę. Sasuke się nie odzywał.
–
Głupek – zaklął cicho i wrzucił telefon do plecaka, a plecak upchnął byle jak w
szafce.
Od
czasu, kiedy Sasuke w sobotni ranek pojechał do domu, nie widział się z nim. Po
południu odebrał sms'a z informacją, że na weekend będzie zajęty. I tyle.
Żadnego więcej kontaktu, a Naruto poczuł się zbyt urażony, żeby zadzwonić. W
niedzielę jego złość powoli zaczęło zastępować uczucie niepokoju, choć sam nie
wiedział, dlaczego tak się czuł. Czyżby kolejna, niezbyt logiczna obawa, że
może Sasuke dostał to, czego chciał i zwyczajnie się nim znudził? Niepewny
niczego, nieco mocniej niż zwykle zatrzasnął drzwi szafki i wyszedł z szatni.
Na
pływalni nie było jeszcze nikogo poza sprzątaczką. Naruto stanął nad brzegiem
basenu w miejscu, gdzie w pamiętną noc znaleźli w końcu jego bokserki. Obrazek
we wspomnieniach był mimo wszystko tak komiczny, że parsknął śmiechem. Razem z
Sasuke jakieś dobre piętnaście minut szukali tej nieszczęsnej części garderoby,
a ten drań nawet, z właściwą dla jego osoby złośliwością, zaproponował, żeby je
tu zostawić, bo przecież na pewno nie zginą. Ktoś w końcu na pewno je znajdzie
i odda. Miał szczęście, że Naruto był od niego zbyt oddalony, by zastosować w
odwecie jakąś niehumanitarną metodę. Tak czy inaczej, bokserki w końcu się
znalazły. A właściwie znalazł je Sasuke, okręcone wokół jednej z drabinek, więc
choć trochę się zrehabilitował.