Sasuke,
ubrany w granatowe dżinsy i czarną koszulę rozpiętą u góry, prezentował się
naprawdę dobrze. Zresztą, on cokolwiek by nie założył i tak zawsze wyglądał
świetnie. Tak przynajmniej twierdziły dziewczyny, z którymi kiedyś się umawiał,
bo Naruto jakoś nie kwapił się do prawienia mu komplementów. I całe szczęście.
Ich relacja była dość specyficzna, ciągle sobie dogryzali, ale to miało swój
nieopisany urok. Sasuke stwierdził niedawno, że bycie z chłopakiem ma dużo
plusów. Odpadają te wszystkie niewygodne rzeczy, jak otwieranie drzwi do
samochodu (choć kiedyś dla żartu to zrobił, ale jedyny dowód wdzięczności, jak
dostał, to pięścią po głowie – Naruto powiedział wtedy, bardzo obruszony, że co
prawda daje mu się pieprzyć, ale nie jest babą), ustępowanie pierwszeństwa,
płacenie rachunków w restauracji... No dobra, z tym ostatnim to nie do końca
prawda. Akurat jakoś w tym aspekcie Naruto nie miał żadnych oporów i nie raz bezczelnie
naciągnął go na pizzę. Będzie mu to kiedyś musiał uświadomić. Choć… Nie, lepiej
nie, bo znając jego porywczość, ta pizza wyląduje na jego głowie. Było dobrze
tak, jak było, nie zamierzał niczego zmieniać. Uśmiechnął się sam do siebie i
zszedł po schodach, kierując się w stronę kuchni.
–
Ale się odstawiłeś. – Itachi, który właśnie wychodził z pomieszczenia,
przystanął i taksując wzrokiem ubiór Sasuke, nie omieszkał go skomentować. –
Masz randkę? – zapytał i mrugnął wesoło. Był dzisiaj w wybitnie dobrym humorze.