Kiba
chodził po pokoju w akademiku, wydeptując ścieżkę w podłodze. Co jakiś czas
siadał to na krześle, to na łóżku, ale zaraz wstawał i kontynuował swoją
wędrówkę. Myślał. A im dłużej myślał, tym dochodził do coraz dziwniejszych
wniosków. Przez cały tydzień obserwował Naruto i był przekonany, że coś jest
nie tak. Wydawał się jakiś taki zamyślony, czasami uśmiechał się do siebie bez
powodu, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że spędzał dużo czasu z tym
cholernym Uchihą i najwyraźniej był z tego powodu zadowolony. Zadowolony!
–
Shikamaru, rusz tyłek i chodź, pogadamy z nim. – Kiba w końcu nie wytrzymał i spróbował
ściągnąć z łóżka kolegę, który jednak nawet na chwilę nie oderwał wzroku od
czytanej książki.
–
Daj mi spokój, to takie kłopotliwe – mruknął tylko i machnął ręką, jakby chciał
odgonić natrętną muchę. Niestety, Kiba nie odpuścił, więc w końcu, po wielu
próbach przekonywania słownego, a także ciągnięcia go za nogę, uznał, że jednak
musi jakoś zareagować i podniósł się tak gwałtownie, że współlokator poleciał
na swój tapczan, stojący po drugiej stronie małego pokoju w akademiku. – Nie
lubię wtrącać się w czyjeś sprawy – wstał, rozprostowując kości i ziewając.