Początek
nowego tygodnia nie zapowiadał się dla Naruto zbyt optymistycznie. Nie dość, że
w nocy nie mógł spać, cały czas zastanawiając się nad tym, co powiedział Sasuke,
to jeszcze, żeby dotrzeć na uczelnię, musiał wpakować się do zapchanego jak
zwykle o tej porze autobusu, bo jego rower wymagał naprawy. Wczoraj chciał
rozładować frustrację, więc dość długo jeździł po wyboistym leśnym terenie.
Pech chciał, że w pewnym momencie nie wyrobił zakrętu i wygiął przednie koło.
Sam też się trochę poobijał, czego dowodem były siniaki na biodrze i ramieniu.
Westchnął i pchnął drzwi do auli. Od razu
zauważył Sasuke, który siedział w drugim rzędzie i obojętnym wzrokiem wpatrywał
się w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Głowę opierał na rękach i nie zwracał
uwagi na nic, co się dzieje dookoła niego. Nawet nie zauważył, że wszedł.
Naruto znów poczuł nieznośny ścisk w żołądku. Zrobiło mu się żal, kiedy
przypomniał sobie te wszystkie momenty, ten czas, gdy nawet na zajęciach się
nie rozstawali. Zazwyczaj siedzieli w ostatnim rzędzie, gdzie mieli widok na
wszystkich, ale mało osób miało widok na nich. Sasuke miał zwyczaj przysuwania
się, udawał wtedy, że chce zajrzeć mu do notatek, ale obaj wiedzieli, że wcale
nie o to chodzi. Czasem rzucał złośliwe komentarze, na temat zachowań niektórych
osób, bywało, że zabierał mu długopis, twierdząc, że i tak nic ciekawego nie
napisze, a on sam swojego zapomniał, a przez to, jak dogryzał Kibie, Naruto raz
prawie został wyrzucony z wykładu, takiego dostał ataku śmiechu. A teraz Sasuke
siedział sam i nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Tak strasznie za nim
tęsknił… Nie miał pojęcia, jak wytrzyma nadchodzące dni. Podniósł głowę i
rozejrzał się, szukał Shikamaru, ale…