Itachi
Uchiha prowadził samochód spokojnie, trzymając obie ręce na kierownicy.
Zachowanie wręcz podręcznikowe, tak uczą jeździć na kursach, ale w jego
przypadku wynikało to głownie z nerwów. Dłonie mu się lekko trzęsły, więc
musiał uważać, żeby nie spowodować żadnego wypadku. Nie włączył radia i nie
nucił pod nosem, jak to miał w zwyczaju. Tym razem musiał skupić się na drodze
oraz na tym, co powiedzieć Sakurze. Nie było to łatwe zadanie, tym bardziej, że
nie wiedział, czy dziewczyna nie wyrzuci go z domu, zanim w ogóle zdąży
otworzyć usta. Sakura była porywcza, z
czego Itachi doskonale zdawał sobie sprawę, ale między innymi za to ją właśnie
lubił. Choć „lubił” to chyba zbyt mało powiedziane. Odetchnął głęboko i
zredukował bieg, bo właśnie wjeżdżał na rondo. Miał w tym momencie dużo sobie
do zarzucenia. Zachował się jak bałwan, to nie podlegało dyskusji. Choć Sasori
był zdania, że taka jest normalna reakcja każdego faceta na wieść o
nieplanowanej ciąży, dla Itachiego nie stanowiło to żadnego usprawiedliwienia.
On, zawsze odpowiedzialny za innych, tym razem zwyczajnie dał plamę.
Zatrzymał
się na czerwonym świetle i przymknął oczy. Wczorajszy wieczór spędził w
towarzystwie znajomych i poinformował ich o tym, że zostanie ojcem. Początkowe
reakcje były różne, ale po którymś z kolei drinku wszyscy zgodnie przyznali, że
nie będzie tak źle. W końcu każdy mężczyzna musi kiedyś, jak stwierdził nie
najtrzeźwiejszy już Deidara: „zasadzić dom, spłodzić drzewo i wybudować syna”. Itachi mimo wszystko
uśmiechnął się na wspomnienie tamtych słów i skręcił w uliczkę domków
jednorodzinnych.
Parkując
przed domem Sakury, z wrażenia omal nie uderzył w żywopłot, widząc na miejscu
obok Hondę Sasuke. Zgasił silnik i chwytając z siedzenia pasażera kurtkę,
wysiadł z samochodu. Jeszcze raz rzucił okiem na tablicę rejestracyjną. Nie
mogło być mowy o pomyłce. To na pewno było auto jego brata, tylko co on tu
robił?