Sasuke
nie pożyczył Naruto samochodu. Nie pomogły żadne negocjacje, prośby ani nawet
groźby. Uparł się jak osioł, że na weekendową premierę nowej gry wybierze się
akurat Hondą. Również zapewnienia brata, że przecież może jechać razem z nim,
nic nie dały.
–
Nie będę puszczał żadnego reggae – spróbował jeszcze raz go przekonać Itachi,
przytrzymując kolanem wielką, wyładowaną po brzegi, papierową torbę z zakupami
i otwierając wygrzebanym chwilę wcześniej z kieszeni kluczem drzwi wejściowe.
Sasuke tylko wzruszył ramionami i pchnąwszy drzwi ramieniem, wszedł do domu. On
również niósł zakupy, dwie duże torby, zza których ledwo co widział. Łup!
Akamaru skoczył w ich stronę jak śnieżny pocisk armatni, omal nie zwalając z
nóg. Kilka pomidorów wypadło z torby Itachiego i potoczyło się po podłodze
przedpokoju. Akamaru, próbując złapać wszystkie naraz, połowę porozgniatał
łapami.
–
Po co mamie tyle tego? – Sasuke odstawił zakupy na stół. Zdjął kurtkę i
ubłocone buty. – Przecież ona nawet nie potrafi gotować.
–
Potrafi, potrafi. Kiedyś robiła świetne naleśniki z serem, mówię ci. A,
właśnie, zapomniałam ci powiedzieć, że to nie dla mamy, bo zdecydowali się
pojechać dzień wcześniej, tylko dla
mnie. Chłopaki wpadają dzisiaj na becikowe.
–
Beci… Zaraz, zaraz, co? Jak to dla ciebie? Spędziłem w sklepie trzy godziny i
tachałem te torby, żebyś zrobił imprezę? I w ogóle jakie becikowe?! – Sasuke
sam nie wiedział, co zbulwersowało go bardziej. Fakt wykorzystania jego osoby
czy jakieś idiotyczne wymysły. Becikowe… Co to w ogóle jest?
–
No wiesz … – Itachi najwyraźniej nie przejął się emanowaną w jego kierunku
złością. – Każda okazja jest dobra, żeby świętować, nie uważasz?
Sasuke
wcale tak nie uważał. Patrzył, jak brat po kolei wyciąga wszystkie produkty, w
tym również świeży szpinak, którego szukali chyba we wszystkich marketach, i
czuł, że zaraz szlag go trafi. Nie dość, że musi jutro jechać na tę głupią
premierę nowej gry i znosić dzisiejszą imprezę Itachiego, to jeszcze Naruto…
Sasuke zadzwonił rano do niego i oznajmił, że nie pożyczy samochodu. Próbował
potem dzwonić jeszcze ze dwa razy i umówić się na wieczór, ale Naruto
zwyczajnie kazał mu się wypchać. Twierdził, że nie ma czasu. Ciekawe, czym był
taki zajęty, pewnie wybieraniem krawatu na imprezę u Hinaty! Sasuke prychnął
pod nosem i uznał, że pójdzie do siebie, poczytać jakąś książkę. Zaklął, kiedy,
nie patrząc pod nogi, wdepnął w pomidora, którego Akamaru musiał przykulać z
przedpokoju.
Sasuke
ze trzy razy już ubierał kurtkę, postanawiając, że jednak sam się wprosi do
Naruto, a potem za każdym razem ją ściągał, prychając pod nosem „nie, to nie”.
Czytanie też mu za bardzo nie szło, co chwilę zatrzymywał się na jednym zdaniu
i wracał na jego początek, bo nie mógł się skupić. Na dole zaczynało być
głośno. Bardzo głośno. Sasuke, mimo że miał w uszach zatyczki, słyszał
dudnienie. Co rusz zaglądał mu też ktoś do pokoju, coraz to bardziej wylewnie
zapraszając, żeby do nich dołączył. W końcu nie wytrzymał, rzucił książkę na
biurko i zszedł na dół. Była dopiero dwudziesta pierwsza, więc uznał, że wypije
ze dwa drinki. Może wtedy uda mu się zasnąć.
–
No proszę, kto do nas zawitał! – Deidara, który właśnie potrząsał niemowlęcą
butelką z czymś czerwonym w środku, wyciągnął ręce w geście powitania, ale
Sasuke zdążył zrobić unik. Deidara zachwiał się lekko, ale pociągnął przez
smoczek zdrowego łyka i wskazał na niego palcem. Najwyraźniej chciał coś
powiedzieć, tylko chyba zapomniał co.
Sasuke
rozejrzał się dookoła. Było tu z dziesięć osób, kilku nie znał. Poza Deidarą
kojarzył tylko Sasoriego, Tobiego, który miał aktualnie na głowie krzywo
założony dziecięcy czepek i Kisame, pochylonego, nie wiadomo dlaczego, nad
nocnikiem. Reszta była zupełnie obca: rudy, obkolczykowany punk, koleś
wyglądający jak praktykujący satanista i jeszcze dwóch innych: jeden strasznie
rozczochrany, a drugi, z fioletowymi soczewkami w oczach. Itachi, który właśnie
wyszedł z kuchni z nową porcją lodu do drinków, miał zawiązany na szyi różowy
śliniaczek.
–
Sasuke… – Postawił przed nim jedną z niemowlęcych butelek, których, jak się
okazało, było tu więcej – Pijemy za
zdrowie młodego płoda. Nalej sobie, co tam chcesz.
–
Mogę zrobić ci drinka. Mówię ci, eksplodujesz po nim – zaofiarował się Deidara.
Sasuke
nie skorzystał. Wziął zwykłą szklankę i nalał sobie trochę whisky. Już zaczynał
żałować, że jednak opuścił swój pokój. Punk właśnie demonstrował, że potrafi
utrzymać łyżeczkę na czubku nosa, a
Kisame włożył rękę do nocnika i merdał nią zawartość.
–
Złota rybka – wyjaśnił Itachi, widząc minę brata. – Dostałem razem z akwarium,
ale Akamaru za bardzo się zainteresował i strącił nosem ze stołu. Przełożyliśmy
ją do nocnika. Mam nadzieję, że przeżyje do rana – zadumał się na chwilę i
pociągnął przez smoczek jakiś zielony napój. Sasuke miał tylko nadzieję, że nie
przeholuje. W końcu jutro musieli jechać na tę premierę.
Z
godziny na godzinę towarzystwo rozkręcało się coraz bardziej.
–
A teraz gra w butelkę – zawołał Deidara. – Na kogo wypadnie, pije mojego
eksplodującego drinka! – zarządził.
Sasuke,
chcąc nie chcąc, poznał już całą resztę kumpli Itachiego. Rudy punk, Pain, był
specem od efektów specjalnych, rozczochrany koleś, Kakuzu, zajmował się, jak to
sam określił – kablami, a ten z fioletowymi soczewkami, Hidan, reżyserował
krwawe sceny w grach. Wszyscy trzej pracowali w firmie ojca i już nie raz pili
z Itachim. Wyjątkiem był ten, którego Sasuke wziął za satanistę, Orochimaru. On
był po prostu basistą kapeli, w której Itachi próbował swoich sił na perkusji.
Jako że nie miał do tego za dużego talentu, bardzo szybko podziękowano mu za
współpracę, ale znajomość pozostała.
–
No jak to, nie ma chętnych?! – Deidara nie rezygnował, ale nikt nie zwracał na
jego wrzaski większej uwagi. Wszyscy zdawali się być pochłonięci testowaniem
przydatności przyniesionych prezentów. Całe szczęście, że nocnik z rybką w
środku znalazł się w bezpiecznym miejscu, bo Sasuke pół godziny wcześniej
zaniósł go do swojego pokoju.
–
Mówię ci, że to łączy się tak! – Hidan, za pomocą fragmentu toru, starał się
wyperswadować Sasoriemu jego własną wizję składania kolejki. W tym samym czasie
Itachi razem z Kisame robili wyścigi chodzików.
Sasuke
nie miał pojęcia, po co koledzy Itachiego kupili aż tyle zabawek, ale co do
jednego miał pewność: stare konie zachowywały się jak dzieci. On, mimo że
zamiast zaplanowanych dwóch drinków wypił już sześć, jakoś nie miał ochoty na
przykład ujeżdżać konika na biegunach, próbować wcisnąć się do domku dla lalek
czy też grać „Wlazł kotek na płotek” na
mini pianinku. Ale tak zupełnie nagle naszła go ochota na coś innego. Wstał i
ruszył w kierunku swojego pokoju. Znalezienie aparatu trwało może dwie minuty,
za to robienie zdjęć przynajmniej ze trzy kolejne drinki. I nieważne, że
Akamaru, zafascynowany błyskami, ciągle wchodził w obiektyw. Kiedy Sasuke kładł
się spać, miał już niezłą kolekcję całkiem interesujących zdjęć.
Następnego
dnia obaj zaspali. Sasuke wstał około południa, jednak Itachiego za Chiny
Ludowe nie dało się obudzić. A trzeba było wyjść z Akamaru, zrobić jako taki
porządek i zająć się tą nieszczęsną złotą rybką. Sasuke zlitował się i pojechał
do najbliższego zoologicznego po nowe akwarium. Teraz rybka pływała już w sporej
przezroczystej bańce, ustawionej przezornie w miejscu, do którego Akamaru nie
sięgał. Itachi nadal nie kwapił się, żeby wstać, więc Sasuke nie dość, że
musiał siłą zwlec go z kanapy w salonie, na której leżał w dziwnej pozycji, to
jeszcze później zapakować w garnitur i zawiązać krawat. Wszystko było na jego
głowie, łącznie z dostarczeniem ich teraz na miejsce.
Miasto,
do którego jechali, było oddalone o jakieś sto kilometrów, a zegarek pokazywał
dwadzieścia pięć po szóstej. Za niecałe dwie godziny zaczynała się premiera.
Już dawno zrobiło się ciemno, na szczęście droga była dobrze oświetlona, więc
Sasuke cisnął gaz do dechy, co jakiś czas tylko rzucając zirytowane spojrzenie
bratu, który spał na siedzeniu pasażera. A jeszcze wczoraj przekonywał, że mogą
pojechać jego autem. Niestety, w tym momencie nie nadawał się kompletnie do
niczego, zwłaszcza do prowadzenia.
–
Łeb mi pęka – jęknął Itachi, otwierając oczy. Przyłożył trzymaną przez cały
czas w rękach butelkę z wodą mineralna do czoła, jakby to miało przynieść mu
ulgę. Nie przyniosło, za to on sam coś sobie przypomniał i zerwał się
gwałtownie z pozycji półleżącej. – Gdzie moje notatki?
–
Jakie notatki?
–
Leżały na biurku w takiej czerwonej teczce.
Tam było moje przemówienie!
–
No to chyba zostały w domu. – Sasuke wzruszył ramionami, wpatrzony w drogę
przez sobą.
Itachi
spanikował. Spojrzał na wyświetlacz radia: za dziesięć siódma. Za godzinę z
kawałkiem miał wygłosić mowę powitalną, a mało co z niej pamiętał. Że też
ojciec się uparł, że akurat on ma to zrobić. Nienawidził takich oficjalnych
wystąpień.
–
No to po mnie – stwierdził.
–
Jest na tylnym siedzeniu, pod moja marynarką – Sasuke westchnął i ruchem głowy
wskazał tył samochodu. Zastanawiał się, kiedy jego brat w końcu dorośnie.
–
Sasuke, ubóstwiam cię, wiesz? – Itachi
odetchnął z ulgą i sięgnął po aktówkę. Otworzył ją i zaczął czytać swoje
własne wypociny. Podczas wystąpienia musiał chociaż sprawiać wrażenie, że mówi
z pamięci.
–
Co masz dla Hinaty? – Kiba tarmosił w rękach kupiony w promocji papier w
półksiężyce, próbując owinąć nim pudełko, ale nie do końca mu się to udawało.
Zawsze jakaś część kartonu wystawała. W końcu, mocno zirytowany, wepchnął
pudełko w mikołajkową torbę, a z papieru zaczął robić kokardę. Naruto, który
swój prezent miał już dawno zapakowany, spojrzał z uśmiechem na niedokończone
dzieło przyjaciela.
–
Tak awangardowo – ocenił. – Ja kupiłem bransoletkę.
–
No, no… – Shikamaru, który właśnie zabierał się za pisanie życzeń na kartce,
przerwał i spojrzał z wiele mówiącym uśmieszkiem na twarzy. Studenci, większość
z mocno ograniczonym budżetem, zwykle zrzucali się na jakieś niezbyt drogie
prezenty. Tak już się przyjęło i nikt nie narzekał. W końcu nie o prezenty
chodziło, a o dobrą zabawę.
–
No przecież nie kupiłem diamentów, znalazłem coś fajnego w galerii. – Naruto
przewrócił oczami i poklepał się po kieszeni kurtki, w której trzymał
bransoletkę. Poza tym zaczynało mu już być naprawdę gorąco, czekał na
przyjaciół w ich pokoju dobre
dwadzieścia minut. – A wy co macie?
–
Jumanji w wersji erotycznej – wyszczerzył się Kiba, kończąc swoją kokardę z
promocyjnego papieru. Efekt końcowy w żadnym wypadku nie przypominał kokardy,
ale nikt tego nie skomentował.
–
Serio?
–
No coś ty. Mamy dla niej album z naszymi podobiznami. Twoja też jest, zdjęcie
zrobione pod prysznicem… – Kiba poruszył znacząco brwiami i roześmiał się z
własnego żartu. Najwyraźniej nie miał zamiaru zdradzać zawartości pudełka z
pseudo kokardką.
Naruto
wzruszył ramionami i zdjął jednak kurtkę. Usiadł na łóżku, zerkając na akwarium
chomika Kiby.
–
On się nie rusza? – stwierdził po kilkuminutowej obserwacji.
–
Śpi.
–
Albo nie żyje. Ty go w ogóle karmisz? – Podszedł do akwarium i pogłaskał
Tequillę palcem. Chomik otworzył oczy, ale najwyraźniej nie miał ochoty na
zabawę. – Jakiś taki nieżyciowy, nie
chce współpracować.
–
Bardzo śmieszne – burknął Kiba. Podpisał się na kartce z życzeniami i wrzucił
ją razem z prezentem do plecaka. – To co, zbieramy się?
Zbieranie
się trwało kolejne piętnaście minut, bo Shikamaru zapodział gdzieś bilet
miesięczny, a nie miał zamiaru dodatkowo płacić za przejazd. W końcu jednak
wyszli z akademika i nawet zdążyli na następny autobus, choć tylko dlatego, że
ten spóźnił się pięć minut.
Naruto
wiedział, gdzie mieszka Hinata, w końcu
było to rzut beretem od domu Sasuke. Dwupiętrowa ceglana rezydencja,
inaczej nazwać się tego nie dało, była okazała, choć nie w jego stylu.
Rzeźbione kolumienki czy fontanna z marmurowym Posejdonem nie bardzo mu się
podobały.
–
Patrzcie. – Kiba zwrócił uwagę na tę rzeźbę. – Chyba czegoś mu brakuje –
zarechotał i wskazał miejsce, gdzie powinny być genitalia, ale fragment
najwyraźniej się odłamał.
–
A ty coś się tak zainteresował. Nie pamiętasz, Sasuke mówił ci, że od takich
rzeczy można zostać gejem.
–
Eee, mi to nie grozi. Za bardzo lubię kobiety i ich piersi! Zwłaszcza takie. –
Kiba wykonał gest jakby trzymał dwie duże kule – To mój ideał.
–
Temari zaczęła mi kiedyś robić wykład o przedmiotowym traktowaniu kobiet, ale
kiedy zobaczyła, że przy tym zasypiam, kupiła koszulkę z napisem: „Oczy mam
wyżej”. I nie dała się pocałować przez jakiś tydzień – przypomniał sobie
Shikamaru.
–
Oj tam, oczy. Oczy ma każda. Tak jak ręce i nogi. Ale takie balony to prawdziwy
cud natury. Hinata ma całkiem niezłe! – Kiba znów zaczął rechotać, ale zamilkł
w chwili, kiedy w drzwiach wejściowych pojawił się Neji. Na szczęście nie
sprawiał wrażenia, jakby usłyszał rozmowę.
To,
jak w tym momencie wyglądał salon w domu Hyuuga, robiło wrażenie. Co prawda
nikt się oczywiście nie spodziewał
długiego, przykrytego białym, wykrochmalonym obrusem stołu, gości
siedzących na rzeźbionych krzesłach i ojca Hinaty, nadzorującego, czy aby nie
wypiją za dużo wina, ale pomieszczenie, w którym wszystkie sofy zostały
zepchnięte pod ścianę, tak, żeby zostawić środek na zabawę, dj, prowizoryczny
bar, za którym jakiś chłopak wyprawiał sztuczki z butelkami i ze trzydzieści
rozbawionych osób zaskoczyły chyba każdego. W końcu Hinata wydawała się zawsze
strasznie nieśmiała, nikt sądził, że zrobi taką imprezę. Hiashi Hyuuga, jak
poinformowała Temari, wieszając się Shikamaru na szyję, życzył wszystkim dobrej
zabawy i zapowiedział, że wróci jutro po południu. Poprosił jedynie, żeby nie
wchodzić na piętra i nie zwiedzać domu. Nie było nawet najmniejszego kazania na
temat szkodliwości alkoholu.
–
Tak więc, pijemy! – Temari uniosła kieliszek z margaritą. Z całą pewnością nie
był to jej pierwszy drink, bo na trzeźwo nie zachowywała się w taki sposób.
Obie
z Tenten przyszły wcześniej, chciały zrobić Hinatę na bóstwo. W końcu
solenizantka wkraczała do szacownego grona
gorących dwudziestek – jak to nazwały.
Swoją krucjatę zaczęły już dwa
tygodnie wcześniej, gdy wyciągnęły ją na zakupy. Było ciężko, ale opłaciło się,
po kilku godzinach przekonywania, namawiania z anielską wręcz cierpliwością,
skłoniły Hinatę do kupienia dość odważnie wydekoltowanej grafitowej sukienki.
Dziewczyny zdawały sobie sprawę, że w dniu urodzin ich koleżanka wymyśli sto
powodów, żeby jednak sukienki nie zakładać, ale w końcu osiągnęły cel. Panna
Hyuuga wyglądała prawdziwie kobieco.
Hinata,
z początku nieśmiała, teraz już swobodnie rozmawiała z ludźmi. Kilka osób znała
tylko z widzenia, Neji ich zaprosił, ale wszyscy wydawali się dobrze bawić.
Było dużo życzeń, kilka dość nietypowych, bo życzono na przykład udanego seksu
w buszu czy też złotego medalu w rzucie młotem. Ten busz można by jeszcze
zrozumieć, ale rzut młotem? Hinata trenowała przecież pływanie. Również
prezenty świadczyły o niebywałej wyobraźni gości. Czepek z napisem: „I’m sexy
and i know it”, dużych rozmiarów budzik, na którym zamiast cyfr widniały pola
oznaczone napisami: jedzenie, spanie, nauka, seks, imprezy (ze czego dwa
ostatnie zajmowały ponad trzy czwarte tarczy), bikini w ślimaki, uszy króliczka
Playboya w komplecie z ogonkiem, kalafior czy różowe wycieraczki do samochodu
wzbudziły duże zainteresowanie.
–
Ten budzik to od nas – oznajmił Kiba, kiedy nagle włączył się głośny alarm,
sygnalizujący czas na seks. – Sam wybierałem – pochwalił się.
Naruto,
który był przedostatni w kolejce, wręczył Hinacie małą torebkę.
–
Wszystkiego najlepszego, bardzo ładnie wyglądasz – uśmiechnął się, ściskając
ją.
–
Dziękuję, Naruto.
Odsunął
się, robiąc miejsce dla kolegi, który stał za nim.
–
Naruto… – Hinata najwyraźniej chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tym
momencie wylewnymi życzeniami i uściskami zaatakował ją Lee.
Impreza
trwała w najlepsze. Alkohol lał się strumieniami a Naruto czuł, już dłużej nie
wytrzyma. Nie miał pojęcia, kto i dlaczego okupuje tyle czasu łazienkę na
parterze, bo w odpowiedzi na kilkukrotne pukanie usłyszał tylko tłumiony
chichot, postanowił więc poszukać toalety na piętrze. Co prawda ojciec Hinaty z
jakiegoś powodu prosił, żeby nie wchodzić na górę, ale nie miał za dużego
wyboru.
Na
piętrze panował półmrok, jedynie źródło światła pochodziło z małej lampki przy
schodach. Naruto rozejrzał się, ale wszystkie drzwi wydawały się identyczne.
Wszedł jeszcze wyżej. Znów to samo. Zrobił kilka kroków w głąb korytarza na
drugim piętrze, szukając jakiegoś oznakowania, ale jak na złość, nic takiego
nie zauważył. Ciśnienie na pęcherz dawało już o sobie znać tak bardzo, że w
desperacji chwycił za jedną z klamek. Pokój, toaleta, schowek na miotły czy
cokolwiek tam było, okazało się być zamknięte. Naruto odwrócił się, w
desperacji zamierzając jednak iść i błagać parę z łazienki na dole, by poszli
robić, cokolwiek tam robili, gdzie indziej, gdy dostrzegł, że jedne z drzwi są teraz
uchylone, a czyjeś jasne oczy wpatrują się
w niego z nieukrywanym zaciekawieniem. Instynktownie chciał uciec, ale
wtedy drzwi otworzyły się szerzej, a światło z pokoju oświetliło dużą część
korytarza.
–
Cześć.
Ciemnowłosa,
na oko kilkunastoletnia dziewczyna w puchatym fioletowym szlafroku opierała się
o framugę.
–
Eee… Cześć, przepraszam, jeżeli cię obudziłem –
zmieszał się Naruto.
–
Nie spałam jeszcze, nie jestem dzieckiem – oburzyła się nieznajoma,
przestępując z nogi na nogę, zwracając tym samych uwagę na swoje pluszowe,
królicze kapcie. Mordki królików miały fantazyjne uszy i plastikowe, wyłupiaste
oczy. Naruto uśmiechnął się na ich widok, przypominały mu ulubioną internetową
kreskówkę, jednak dziewczyna najwyraźniej źle odczytała jego reakcję, bo
zaczerwieniła się, szybkim ruchem zdjęła kapcie z nóg i rzuciła je gdzieś w
głąb pokoju.
–
To strój domowy, na imprezy tak nie chodzę – stwierdziła zadziornie i
zlustrowała Naruto wzrokiem. – Wiesz, miałam nadzieję, że spotkam tego
przystojniaka, Sasuke, ale ty też jesteś niczego sobie – uśmiechnęła się i
zmrużyła zaczepnie jasne oczy. Była niezwykle podobna do Hinaty, ale
jednocześnie wydawała się bardzo pewna siebie. – Jestem Hanabi – przedstawiła
się i wyciągnęła rękę. – A ty?
–
Naruto. – Uścisnął podaną dłoń.
–
Aaa, Naruto! – Prawie podskoczyła w miejscu, wydawała się zaskoczona, a
jednocześnie podekscytowana. – To tak wygląda idol mojej siostry! – W jednej
chwili zapomniała o udawaniu dorosłej, obeszła go dookoła, przyglądając się
uważnie. Naruto poczuł się jak jakiś eksponat muzealny, nie bardzo wiedział,
jak ma się zachować. Zapewne, gdyby nie to, że bardzo chciało mu się sikać,
szczerość i bezpośredniość Hanabi wprawiłyby go w zakłopotanie, a on rzadko
kiedy bywał zakłopotany.
–
Hinata jest twoją siostrą? – zapytał, byle tylko coś powiedzieć, bo przecież
odpowiedź na to pytanie była oczywista. – Jesteście całkiem… całkiem… – szukał
odpowiedniego słowa.
–
Różne? – dokończyła Hanabi i wzruszyła ramionami. – Niestety, moja siostra czasem zachowuje się jak
autystyczna. Chyba jest z innego świata. Ale wiesz co, ostatnio znalazłam u
niej w szufladzie tusz do rzęs i szminkę. Wcześniej miała tylko błyszczyk… –
przerwała słowotok, zastanawiając się nad czymś. – A wy jesteście w końcu parą?
–
Co? Eee… Nie…
–
No racja, przecież napisałaby o tym w pamiętniku. – Hanabi poprawiła szlafrok.
– W ogóle, wiesz, co ona tam wypisuje?
Czasami, jak czytam te bazgroły, to płaczę ze śmiechu. Właśnie, chcesz
zobaczyć? Dużo tam jest o tobie! – Nie czekając na odpowiedź, chwyciła go za
nadgarstek i pociągnęła do pokoju obok. Zapaliła światło i rzuciła się w stronę
łóżka. – Trzyma ten swój dzienniczek pod poduszką, głupio, bo łatwo znaleźć.
Zresztą, kto teraz pisze coś w zeszytach, od tego są blogi – mamrotała sama do
siebie, przerzucając białe poduszki na łóżku siostry. – Nie ma… – stwierdziła
zawiedziona. – Musiała schować gdzie indziej.
–
Czekaj… – Naruto zatrzymał ją w momencie, gdy zamierzała przeszukać biurko.
Sposób zachowania Hanabi zaczynał go powoli bawić, była trochę jak Kiba, ale
nie miał zamiaru czytać pamiętnika Hinaty. – Właściwie, to ja tylko szukam
łazienki.
–
Naprzeciwko. – Hanabi wskazała drzwi po drugiej stronie korytarza. – A ta na
dole nie działa?
–
Zajęta. Chyba jakaś para… – zdążył ugryźć się w język, w końcu siostra Hinaty
mogła mieć co najwyżej piętnaście lat.
–
Nie przejmuj się – Hanabi machnęła ręką – wiem, co do czego służy – roześmiała
się, ale po chwili mina jej zrzedła. – Mam nadzieję, że to nie Sasuke? –
zapytała podejrzliwie.
–
Nie, jego tu nie ma.
–
No właśnie, zerkałam kilka razy na dół, ale go nie widziałam. Tylko nie mów
nikomu, zostałam tu pod warunkiem, że pójdę spać. Ojciec chciał mnie wysłać do
babci, ale ona jest okropna, każe mi szydełkować. No pomyśl, kto dzisiaj
szydełkuje?! Ale ponoć Sasuke na szczęście jest wolny, słyszałam, jak Neji
mówił Hinacie. A wiesz, że ona była z nim kiedyś na randce? Potem napisała w
pamiętniku, że nie jest w jej typie. Ja na jej miejscu nigdy w życiu nie
zmarnowałabym takiej okazji.
–
Na randce?! – Naruto, który był już na korytarzu, cofnął się. Ku własnemu zaskoczeniu, zareagował dość
nerwowo. Przecież doskonale wiedział, że Sasuke swego czasu umawiał się z
wieloma dziewczynami, jednak… Może to wpływ procentów, może co innego, ale
nagle poczuł się zazdrosny. Jednak zreflektował się i informując, że naprawdę
musi, poszedł do łazienki i zamknął się w niej.
Usłyszał tylko jeszcze stłumiony głos, żeby się nie martwił, bo Hinata
go przecież uwielbia. Hanabi najwyraźniej źle zinterpretowała jego reakcję.
To
była prawdziwa ulga. Naruto, nie zwracając uwagi na piękną aranżację kafelków w
kolorze kości słoniowej i finezyjnych luster, spuścił wodę i spojrzał na
zegarek – dwudziesta druga. W tym momencie Sasuke był pewnie na bankiecie. A na
bankietach zwykle jest dużo ładnych kobiet. I roznegliżowane hostessy…
Wyciągnął telefon, ale na wyświetlaczu nie dostrzegł żadnego nieodebranego
połączenia. Ani nawet sms-a. Kompletnie nic.
Niby pozbył się zalegającego w pęcherzu piwa, ale nadal czuł jakiś ucisk
w brzuchu. A co, jeżeli Sasuke się z kimś zabawia? Przecież inaczej by się
odezwał. Chyba... Jedną ręką zapiął rozporek, drugą wybrał chłopaka z listy
kontaktów. Od razu włączyła się poczta głosowa. Brak zasięgu, czy Sasuke
specjalnie wyłączył komórkę? Naruto spróbował jeszcze dwa razy, ale jedyne co
usłyszał, to: Tu Sasuke Uchiha. Nie mogę
w tej chwili odebrać telefonu. Schował komórkę do kieszeni i wyszedł z
łazienki. Pomachał Hanabi, nadal będącej w pokoju Hinaty i odkładającej
wszystko na miejsce dla niepoznaki, i zszedł na dół. Uznał, że musi się napić.
– Stary, ale jazda! – Kiba zatoczył
się i przytrzymał jego ramienia, gdy był już na dole schodów. – Piłem tequile z jej cycków! – wrzasnął.
–
Z jakich cycków? – Naruto zabrał mu z ręki jakiegoś zielonego drinka i wypił na
kilka łyków.
–
Ej, to moje! – zaprotestował Kiba, jednak chwilę później zaczął opowiadać o
jakiejś blondynce. Blondynka miała długie włosy, zupełnie jak Ino, i długie
nogi – tyle Naruto zdołał wywnioskować z bełkotu przyjaciela.
Poszedł
do baru po setkę wściekłego psa. I kolejnego. A potem… Potem wszystko potoczyło
się bardzo szybko.
–
Wystarczy już – ktoś próbował zabrać mu z ręki piwo z wkładką, jedynie równie
nietrzeźwy Kiba dzielnie go wspierał. W
końcu ten ktoś, w osobie jak się okazało Shikamaru, zrezygnował, a Naruto
zabrał jeszcze ze stojącej obok szafki różowo-seledynowego drinka.
–
Nie odbiera – mruknął, biorąc łyka, dość niefortunnie, bo oblał przy tym własną
bluzę i kawałek sofy w salonie.
–
To go olej. Patrz ile tu dziewczyn. A Hinata ciągle się na ciebie gapi.
Zatańczyłbyś z solenizantką, a nie.
Naruto
miotał się, usiłując ściągnąć przez głowę mokrą bluzę, bo nie mógł rozsunąć
zamka. Zawsze, nie wiedzieć czemu, miał z tym jakiś problem. Zdarzyło się to
nawet, kiedy chciał ostatnio rozebrać Sasuke, czego ten oczywiście nie
omieszkał skomentować. Sasuke… W pewnym momencie poczuł na niego złość.
–
Dobra, draniu… – mruknął i zaczął pisać sms-a: Zamierzam się wyjątkowo dobrze bawić. Pa! Zerknął jeszcze raz na
wyświetlacz, po czy wcisnął „wyślij”. A potem w ogóle wyłączył telefon.
–
Dobra, Kiba. Idziemy się bawić!
Naruto
obudził się z głową zagrzebaną w pościel, dlatego nawet po otworzeniu oczu
widział jedynie ciemność. Powoli i leniwie odsunął kołdrę, ale światło było tak
ostre, że zaraz przykrył się z powrotem. Głowa bolała go strasznie, już nie
pamiętał, kiedy ostatnio miał takiego kaca. Chyba wtedy, gdy razem z Sasuke
pojechali do akademika, żeby uświadomić Kibę. Po chwili jęczenia i marudzenia,
postanowił jednak jeszcze raz spróbować, ale tym razem już z rozmachem usiadł
na łóżku, zrzucając całą pościel na podłogę. Odwrócił głowę od okna i otworzył
jedno oko. Powoli przyzwyczajał się do światła dziennego, cały czas patrząc w dół
na fioletowy włochaty dywanik. Zaraz… Od kiedy miał na podłodze fioletowy
dywanik? Naruto zamrugał i z przerażeniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Gdzie
on do cholery był? W dodatku, dlaczego na szafce nocnej leżały jego ubrania, a
jedyne, co on sam miał na sobie, to czarne bokserki z motywem pomarańczowego
lisa? Spanikowany skoczył na równe nogi, przez co trochę zakręciło mu się w
głowie. Zaczął w pośpiechu zakładać na siebie ubrania i cały czas gorączkowo
myślał, jak się znalazł w tym pokoju i dlaczego znalazł się w nim prawie nagi.
Poczuł, że robi mu się niedobrze, naprawdę wczorajszego wieczora za dużo wypił,
ale nie miał pojęcia, gdzie jest łazienka. Chwila… Jeszcze raz rozejrzał się po
pokoju. No jasne, był tu wczoraj, przecież to pokój Hinaty! Z wrażenia znów
usiadł na łóżku. Skoro on był w pokoju Hinaty, to gdzie była właścicielka. I
czy on spał tu sam czy może… Zaczeło go ogarniać uczucie przerażenia, zrobiło
mu się niesamowicie gorąco. Nic nie pamiętał. Naprawdę nic. Jego ostatnie
wspomnienie było dość niejasne, chyba siedział na kanapie z Kibą i pisał smsa.
Tak, tak, na pewno pisał smsa do Sasuke i był na niego wściekły, bo ten mu nie
odpisywał. W końcu wyłączył telefon i chyba gdzieś go zostawił. Rozejrzał się
po pokoju, ale nigdzie nie widział swojej komórki. Dobra, telefon na pewno się
znajdzie, ważniejsze jest pytanie, co było potem? Na pewno coś jeszcze pił. Ale
co robił? Jak się tu znalazł? I kto go rozebrał?!
Znowu
zrobiło mu się niedobrze, musiał natychmiast poszukać łazienki. Miał dziwne opory
przed wyjściem z obcego pokoju na korytarz obcego domu i chodzenia po nim jak
intruz, ale nie miał w tym momencie wyboru. Otworzył drzwi najciszej jak umiał
i wyszedł. Teraz przypomniało mu się, że toaleta jest jakoś na przeciwko.
Przemknął tam i zamknął się od środka. Przemył twarz zimną wodą i oparł głowę o
chłodne kafelki. Trochę lepiej. Nie miał pojęcia, co teraz zrobić. Wyjść
niezauważony, czy może… No właśnie, może co? Najchętniej zadzwoniłby do
któregoś ze swoich przyjaciół, żeby wyjaśnili mu co się właściwie stało i co on
właściwie robił, ale nadal nie miał telefonu. W końcu doszedł do wniosku, że
takie stanie i rozmyślanie nic nie pomoże. Wyszedł z łazienki i zszedł schodami
na dół.
–
O, cześć, Naruto – roześmiany głos siedzącej w salonie na kanapie
dziewczyny powitał go entuzjastycznie.
Tak, pamiętał, to był siostra Hinaty i miała na imię… Wyleciało mu z głowy
–
Cześć… – Naruto zrobiło się głupio, że nawet takiej rzeczy nie zapamiętał z
wczoraj.
– Hanabi – przedstawiła się raz jeszcze i
machnęła ręką. – Nie przejmuj się, ludzie po imprezach nie pamiętają dużo
ważniejszych rzeczy – roześmiała się i ugryzła kawałek wczorajszego tortu z
bitą śmietaną.
–
A ty skąd to niby wiesz? – męski głos rozległ się od strony kuchni i oboje
odwrócili głowy. To był Neji. Miał podkrążone oczy i wyglądał na niewyspanego.
– Naruto, ty nadal tutaj? – zdziwił się, ale był chyba zbyt zmęczony, żeby
zadawać pytania. – Jak chcesz, to idź do
kuchni, Hinata zrobi ci śniadanie.
Sam,
chcąc usiąść na fotelu, zrzucił z niego kilka kubków, pozostałości z imprezy,
po czym się rozmyślił i stwierdził, że jednak jeszcze pójdzie się położyć.
Mruknął coś na odchodne i powlókł do swojego pokoju.
–
Chcesz kawałek? – Hanabi zaproponowała Naruto tort, ale na samą myśl o bitej
śmietanie znów ogarnęły go mdłości. Pokręcił przecząco głową. – To chodź do
kuchni. – Dziewczyna wstała i pociągnęła
go do pomieszczenia tuż za salonem.
Hinata
najwyraźniej była już po śniadaniu, bo zmywała naczynia i porządkowała kuchnię.
–
Naruto… – Myjka wypadła jej z rak w momencie, gdy go zobaczyła.
Hanabi
zachichotała, dźgnęła go palcem w bok i wrzuciła brudny talerzyk do zlewu.
Zazwyczaj coś takiego nie uszłoby jej bezkarnie, ale w tym momencie Hinata nie
była chyba zdolna do jakiegokolwiek komentarza. Naruto zauważył, że lekko się
zaczerwieniła. To nie był dobry znak. Czyżby jednak zrobił wczoraj coś, co
wprawiało ją w taki stan? Co prawda, z tego co zauważył, ona często się
rumieniła, no ale sam fakt, że obudził się w samych bokserkach w jej pokoju, w
jej łóżku!
–
Naruto, zjesz coś? – zapytała, odrywając go od tych niezbyt optymistycznych myśli.
–
Nie, dziękuję – mruknął. Jakakolwiek myśl o jedzeniu sprawiała, że mdłości się
nasilały. – Ale chętnie napiłbym się kawy.
Zastanawiał
się, jakby tu zacząć rozmowę na temat tego, co wczoraj mogło mieć miejsce. A
jeżeli po pijaku zrobił coś, czego teraz będzie żałował? Może chciał odegrać
się na Sasuke za brak kontaktu i… Nie, nie, nie… Na pewno nie. Na pewno
przyjaciele by go powstrzymali. No, przynajmniej Shikamaru, bo na Kibę w takich
sytuacjach raczej nie bardzo mógł liczyć. Ten to by go raczej jeszcze
podjudzał.
Hinata
postawiła przed nim kubek z kawą i mleko.
–
Skąd wiesz, że lubię z mlekiem – zapytał zupełnie machinalnie.
–
Na uczelni ciągle z taką chodzisz. – Hinata uśmiechnęła się.
–
Słuchaj, bo ja…
W
tym momencie rozległ się głośny dzwonek do drzwi.
–
Poczekaj, otworzę.
Hinata
przeszła przez salon do holu i nacisnęła klamkę. Po drugiej stronie stał Sasuke
Uchiha i wyglądał jak chmura gradowa.
–
Cześć. – Skinął głową. – Przyszedłem po Naruto. – Ostatnie słowo zaakcentował
tak, jakby zamierzał odebrać jakąś swoją własność.
–
Oczywiście, wejdź. Jest w kuchni.
Sasuke
już w piątek dał prezent i złożył życzenia Hinacie. Zrobił to specjalnie po
zajęciach, żeby na uczelni Naruto mu się w tym czasie nie plątał gdzieś obok.
Wolał nie dawać mu za wielu okazji do spotkań z nią. Co prawda nie sądził, żeby
Hinata wykonała jakikolwiek ruch, ale po ostatnim występie swojego chłopaka i
tej jego „definicji zazdrości”, nie miał ochoty na powtórkę.
Naruto
jednocześnie pił kawę, usiłował przypomnieć sobie wydarzenia poprzedniego
wieczora, a w zasadzie to już nocy i odpowiadał na pytania Hanabi.
–
No witam!
W
tym momencie oboje podskoczyli na swoich krzesłach i oboje prawie krzyknęli
„Sasuke”. Z tym, że „Sasuke” Hanabi było radosne i entuzjastyczne, a „Sasuke”
Naruto jakieś takie niewyraźne i jakby podszyte zdenerwowaniem? No cóż, co jak
co, ale to była ostatnia osoba, której by się w tym momencie spodziewał w
kuchni rezydencji Hyuuga.
Hanabi,
jeszcze przed chwilą zasypująca Naruto masą pytań, siedziała teraz wyprostowana
i tylko zerkała na Sasuke, kiedy była pewna, że on tego nie widzi. Tyle tylko,
że nawet, gdyby gapiła się na niego wprost, w tym momencie on raczej by tego
nie zauważył. Był zbyt pochłonięty Naruto, który uparcie unikał jego wzroku i zachowywał
się, jakby coś przeskrobał.
–
Dzień dobry. – W kuchni pojawiła się kobieta w średnim wieku, która miała na
sobie fartuch do sprzątania. – Hinato, znalazłam to na podłodze w twojej
sypialni, leżało zawinięte w kołdrę. Nie wiedziałam, co z tym zrobić, więc
przyniosłam. – Wyciągnęła rękę, w której trzymała telefon. Telefon Naruto!
Sasuke
też to zobaczył. Spiorunował wzrokiem jego, potem Hinatę, potem jeszcze raz
jego. Wściekłe spojrzenie wyrażało nieme pytanie: co to do cholery ma znaczyć?!
–
To moje, dziękuję. – Naruto odebrał komórkę i schował ją do kieszeni. Wiedział,
że jak najszybciej musi zabrać stąd Sasuke, bo ten gotów zrobić mu jakąś awanturę.
– Hinata, dziękuję za kawę, postawiła mnie na nogi – uśmiechnął się do
dziewczyny. – Ja musze już iść, porozmawiamy na uczelni, dobrze?
Hinata
pokiwała głową i odwzajemniła uśmiech.
–
Fajnie było cię w końcu poznać. – Hanabi uściskała Naruto. – Jakbyś kiedyś
chciał, to ci jeszcze mogę co nieco poopowiadać – dodała ciszej i mrugnęła
konspiracyjnie.
–
Wszystko chyba mam, to idziemy. – Naruto jeszcze raz obmacał kieszenie. –
Dzięki za fajną imprezę. Do zobaczenia.
Hanabi
zeskoczyła z krzesła i cała w skowronkach zaoferowała, że odprowadzi ich do
drzwi.
– I o co się tak wściekasz – mruknął Naruto,
wsiadając do samochodu Sasuke.
– O co się wściekam? – Sasuke położył ręce na
kierownicy i wbił wzrok w drzewo, które widział
przez przednią szybę. – Dostaje od ciebie jakiegoś dziwnego sms-a, a
kiedy chcę zadzwonić, to masz wyłączony telefon. Próbowałem też dzwonić do
Nary, i nic. Jedyna osoba, która w końcu odebrała telefon, to był Inuzuka. I na
pytanie, gdzie jesteś, stwierdził, że w łóżku Hinaty! Naruto, zaraz szlag mnie
trafi!
Coś na
tylnym siedzeniu poruszyło się. Obaj odwrócili się jak na komendę.
– Itachi, co ty tu jeszcze robisz?!
– Możesz tak nie krzyczeć? – Chłopak
zagrzebany w marynarkę swoją i Sasuke podniósł się i ziewnął. – Głowa mnie
boli.
–
Miałeś iść do domu! – Sasuke nie miał pojęcia, co powiedzieć. Nie było
mowy, żeby brat nie słyszał jego wydzierania się na Naruto.
– Myślałem, że też zaraz będziesz odstawiał
auto do garażu, zimno jest, nie chciało mi się wychodzić. – Itachi potarł oczy
i ponownie ziewnął. – Teraz przynajmniej wiem, po co zwlekałeś mnie z łóżka o
tak wczesnej porze i dlaczego chciałeś od razu wracać – stwierdził, po czym uśmiechnął
się do Naruto i mrugnął. – Ach, ta zazdrość – dodał już sam do siebie i otworzył
tylne drzwi. Uznał, że jednak zrobi te parę kroków, w końcu ich dom stał kilka
metrów dalej.
Sasuke
miał ochotę rzucić czymś w brata, ale jego już nie było w aucie.
W tym
momencie obaj z Naruto siedzieli i milczeli.
–
No… – Naruto odezwał się pierwszy. – Było jasne, że
się domyśla, ale teraz wie już na sto procent.
Sasuke
tylko pokręcił głową.
–
Itachi stanowi w tym momencie najmniejszy problem. Problemem jest raczej
to, co robiłeś w łóżku Hyuugi, nie uważasz? – Sasuke spojrzał Naruto prosto w
oczy. Jego wzrok wyrażał wściekłość, ale też coś jakby zawód?
– Nie
wiem… – Może przez to spojrzenie Naruto
uznał, że nie warto kłamać. – Obudziłem się tam rano i… i nic nie pamiętałem.
Ale byłem ubrany! No, przynajmniej częściowo…
– Przynajmniej
częściowo? Czyli co, miałeś na sobie na
przykład same skarpetki? – Sasuke prychnął z wściekłości.
– No
nie, raczej bokserki…
Sasuke
uderzył głową w kierownicę. Chwilę mu zajęło dojście do równowagi. W tym
momencie miał ochotę wyrzucić swojego chłopaka z samochodu i skopać mu tyłek. W
końcu ochłonął na tyle, żeby rzucić tylko coś w rodzaju „odwiozę cię” i ruszyć
sprzed rezydencji Hyuuga, pod którą nadal przecież stali.
Przez
całą drogę nie odzywali się do siebie. Naruto wolał nic nie mówić, żeby nie
drażnić jeszcze bardziej Sasuke. Poza tym cały czas myślał o tym, co się
właściwie mogło wydarzyć. Myśli tak go pochłonęły, że nawet nie zauważył, kiedy
wjechali na parking przed jego blokiem.
Sasuke
nadal się do niego nie odzywał. W końcu, kiedy cicho mruknął, że będzie
wysiadał, spojrzał na niego.
–
Naruto, jeżeli dowiem się, że spałeś z Hinatą… –
westchnął i pokręcił głową w niedowierzaniu. – Istnieje naprawdę wiele
rzeczy, które mógłbym ci wybaczyć. Ale nigdy nie wybaczę zdrady.
Jej, a już myślałam, że nie doczekam się ciągu dalszego... Witam z powrotem :)
OdpowiedzUsuńWitam również i zapewniam, że będzie kontynuacja. Zamierzam skończyć Rywali.
OdpowiedzUsuńŁał, jestem w ciężkim szoku... po tylu miesiącach... Już postawiłam krzyżyk na ciągu dalszym, a tu taka niespodzianka. Nawet już nie pamiętam pod jakim nickiem komentowałam, ale mniejsza. Weny, powodzenia i w ogóle wszystkiego najlepszego ;-)
OdpowiedzUsuńJ.
Witam,
OdpowiedzUsuńchwilowo autorko nie przeczytałam, ale chcę dać znać, że zrobię to w najbliższej przyszłości, chwilowo nie mam po prostu możliwości...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hmmm... Z jednej strony mam dylemat, bo zamierzam zrobić re-reading Rywali, jako iż pamiętam piąte przez dziesiąte, wiele rzeczy mi się nie skleja. Pamiętam, że Sasuke i Naruto byli w drużynie pływackiej, Sakura zaszła w ciążę z Itachim, Neji kręcił się koło Naruto... I t wszystko. Stąd wiele razy czułam się jak na środku pustyni, co z moim perfekcjonizmem, "zmusza" mnie do re-readingu serii, gdy tylko ta się skończy. Ale to moja wina, czy też zwykła kolej rzeczy, gdy (jak kiedyś u mnie) jest takie rozciągnięcie w czasie. Muszę sobie wszyyyystko przypomnieć, może w przyszły week, bo jak Ci wspominałam pn-pt po pracy mam komputera powyżej nosa. Ok do chaptera stricte...
OdpowiedzUsuń1. Apropo właśnie 'czucia się jak na pustyni' - pierwsza moja myśl... Czemu Czerwony nie jest u Kiby? o.O Teraz, jak się skupiam, coś mi się wydaje, że była w tle jakaś alergia...
2. Akcja z robieniem zakupów dla Itachiego... wyobraziłam sobie tę akcję w świecie ninja i automatycznie umieściłam tę scenę w kontekście Sasuke z pierwszej serii NARUTO, ruszającego na brata z Chidori.*^w^*
W końcu jego ukoooochane pomidory. ;(
3. No i grumpy Sasuke is classic Sasuke. Idę do siebie i foch. Zrobiłabym to samo, ale pewnie bym nie wyszła. Swoją drogą, wyobrażenie sobie wielkiego, groznego Peina(jak 90% fanów NARUTO, myśląc o Peinie/Painie, widzę Tendo wersję) z łyżeczką na nosie mnie, naprawdę mnie rozbawiło. Widzę, jak utrzymuje tą łyżeczkę, z kamienną twarzą, a tak naprawdę wspomaga się Shinra Tensei. ;)
4. Sasuke jest typowym okazem Homo Tsundere (czy Homo Tsundericus, skoro wymyślam nazwę ). ;) And I love tsundere guys! Z tą teczką, czy ratowaniem rybki... przypomniał mi się znajomy, który na jednej działkowej imprezie po pijaku ZJADŁ złotą rybkę(i o dziwo nic mu nie było, poza tym, że ozdobił koleżance pół altanki), więc obawy Sasuke nie były bezzasadne. ;)
5. Przyznam, że gdy zauważyłam imię "Orochimaru", zastygłam, myśląc "nieeee, Kami-sama, proszę, tylko nie to. Sasuke, impreza, alkohol i ten Rochi kręcący się koło niego... God, NO!"
6. Fajnie, że dałaś Hanabi. Lubię ją, bo nie znoszę nieśmiałych chorobliwie ludzi, którzy na telefon wydaliby chyba całą wypłatę... jeden telefon. Do kogokolwiek. P-p-p-po proo--s-s-s-ttt-uuu.... NO i dogadaj się z jąkałą przez telefon. Iie znaczy iie. ;)
Jakkolwiek, jakoś nie miałabym nic przeciwko małemu NaruHana, nie super romantyczne, ale gdyby to z nią się przespał(choć mam wrażenie, że nie przespał się z nikim, ale jeśli już wolałabym Hanę, bo fajnie jest wykreowana), a ona próbowałaby "zaliczyć" Sasuke... Ok. Przypomniałam sobie, że pewnie ma 15 lat. Chociaż, to ocena Naru, mogłaby okazać się 17, wtedy byłoby legalnie... Ale, jakkolwiek, lubię tę Hanę... Choć, jak większość panien w tym okresie życia, wokół Uchihy zachowuje się jak nie ona, co jest irytujące.
7. Na sam koniec wspomnę, że widzę OLBRZYMI minus w zachowaniu Sasuke i Naruto, pokazujący, że jeszcze nie dorośli do "związku". Brak zaufania. Bez niego to co mają to zamek przy brzegu morza - gdy przyjdzie fala, zaraz go zmyje. Muszą dorosnąć, inaczej wieszczę zakończenie z cyklu 'Któryś zapłodni samicę i zostanie nieszczęśliwy do końca życia przy jej boku'... Brzmi znajomo, nie?
Btw. Mały błąd, którego się dopatrzyłam " W końcu Hinata wydawała się zawsze strasznie nieśmiała, nikt sądził, że zrobi taką imprezę.". ;)
Jak oczy dojdą mi do siebie, przeczytam i skomentuję kolejny chap. ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńniech nic się nie wydarzyło, jeszcze te słowa, Shikamaru próbował go powstrzymać, ale w końcu odpuścił, Hanabi jest zakochana w Ssuke, szkoda, że nie było pocałunku, aby dać do zrozumienia, że obaj są zajęci...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia