16 września 2016

Rywale - rozdział 40

Początek nowego tygodnia nie zapowiadał się dla Naruto zbyt optymistycznie. Nie dość, że w nocy nie mógł spać, cały czas zastanawiając się nad tym, co powiedział Sasuke, to jeszcze, żeby dotrzeć na uczelnię, musiał wpakować się do zapchanego jak zwykle o tej porze autobusu, bo jego rower wymagał naprawy. Wczoraj chciał rozładować frustrację, więc dość długo jeździł po wyboistym leśnym terenie. Pech chciał, że w pewnym momencie nie wyrobił zakrętu i wygiął przednie koło. Sam też się trochę poobijał, czego dowodem były siniaki na biodrze i ramieniu.
 Westchnął i pchnął drzwi do auli. Od razu zauważył Sasuke, który siedział w drugim rzędzie i obojętnym wzrokiem wpatrywał się w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Głowę opierał na rękach i nie zwracał uwagi na nic, co się dzieje dookoła niego. Nawet nie zauważył, że wszedł. Naruto znów poczuł nieznośny ścisk w żołądku. Zrobiło mu się żal, kiedy przypomniał sobie te wszystkie momenty, ten czas, gdy nawet na zajęciach się nie rozstawali. Zazwyczaj siedzieli w ostatnim rzędzie, gdzie mieli widok na wszystkich, ale mało osób miało widok na nich. Sasuke miał zwyczaj przysuwania się, udawał wtedy, że chce zajrzeć mu do notatek, ale obaj wiedzieli, że wcale nie o to chodzi. Czasem rzucał złośliwe komentarze, na temat zachowań niektórych osób, bywało, że zabierał mu długopis, twierdząc, że i tak nic ciekawego nie napisze, a on sam swojego zapomniał, a przez to, jak dogryzał Kibie, Naruto raz prawie został wyrzucony z wykładu, takiego dostał ataku śmiechu. A teraz Sasuke siedział sam i nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Tak strasznie za nim tęsknił… Nie miał pojęcia, jak wytrzyma nadchodzące dni. Podniósł głowę i rozejrzał się, szukał Shikamaru, ale…

– Kiba! – krzyknął i wystrzelił jak z procy w stronę ostatniego rzędu. Serce biło mu jak oszalałe, w końcu może uzyska jakieś wyjaśnienie. Obok przyjaciela nie było już żadnego wolnego miejsca, przeszedł więc pod ścianę i kucnął za jego siedzeniem. – Co się z tobą działo?
Kiba odwrócił się i spojrzał na dość dziwnie zachowującego się jego zdaniem Naruto.
– Mój ojciec zachorował, musiałem pojechać do domu. Miałem zadzwonić, ale chyba zgubiłem telefon – wyjaśnił. – Wróciłem dosłownie przed chwilą, nawet nie byłem w akademiku. – Wskazał na sporych rozmiarów torbę, którą trzymał pod nogami.
– W końcu jesteś! – Naruto uwiesił mu się na plecach i ścisnął z całej siły.
– Aż tak się za mną stęskniłeś? – Kiba nie bardzo rozumiał, ale wyszczerzył się w uśmiechu.
Nawet nie zauważyli, że do auli wszedł już Asuma.
– Uzumaki, przestań tarmosić kolegę i usiądź – zwrócił uwagę wykładowca, rzucając na biurko stos papierów. – Mam wasze prace, przejrzyjcie je i postarajcie się wyciągnąć wnioski – poinformował i zaczął wyczytywać nazwiska, rozdając ocenione kolokwia z ćwiczeń i przy okazji sprawdzając listę obecności. Naruto rozejrzał się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Zauważył jedno obok Sasuke, ale on raczej nie życzył sobie teraz jego towarzystwa. Sasuke, jakby intuicyjnie, odwrócił głowę i popatrzył na niego. Znów ten ucisk w żołądku. Naruto nie był w stanie zrobić kroku w żadną ze stron, stał i wpatrywał się bezwiednie w swojego byłego chłopaka, który po chwili z powrotem skupił wzrok gdzie indziej.
– Uzumaki!
– Jestem – potwierdził swoją obecność.
– Zdążyłem zauważyć. Prosiłem, żebyś usiadł. Chodź, chodź, tutaj będzie ci wygodnie.  – Asuma przywołał go ręką i wskazał krzesło w pierwszym rzędzie.
Naruto tylko westchnął i po odebraniu swojego arkusza z dużą czerwoną czwórką, zajął miejsce tuż naprzeciwko katedry.

Nie mógł skupić się na wykładzie. W pewnym momencie specjalnie zrzucił długopis, żeby mieć pretekst do odwrócenia się, chciał choć przez chwilę zerknąć na Sasuke. Teraz zauważył, że nie tylko on. Jego były chłopak był obserwowany z  każdej strony. No tak, przecież od tamtego incydentu pojawił się dzisiaj pierwszy raz na zajęciach. Te cholerne plotki! Naruto od początku słyszał ciche szepty i chichoty, ale teraz przybierały na sile. Chyba jego nieporadna próba z długopisem została zauważona, a teraz komentowana.
Ktoś z tyłu pochylił się nad nim i szepnął do ucha:
 – Tak myślałam, że to o ciebie chodzi. Nawet postawiłam na to trochę drobnych.
Nie obejrzał się, nie musiał. Poznał ją po głosie, to była Ino. Pokręcił tylko głową, wolał nie dyskutować na ten temat, jednak dziewczyna nie odpuszczała. Pochyliła się jeszcze bardziej.
– Sasuke teraz patrzy się na mnie wzrokiem bazyliszka – poinformowała i zaśmiała się cicho.
– Ino, proszę cię –  syknął i dość gwałtownie się odwrócił, omal nie zderzając się z koleżanką głową. – Przestań.
– Przestanę, jak mi powiesz, czy jesteście parą. – W niebieskich oczach dostrzegł nieukrywane zaciekawienie. Spodziewał się raczej złości. Czyżby Ino dała sobie spokój z Sasuke? – No nie bądź taki, powiedz.
Naruto westchnął i pokręcił przecząco głową.
– Nie, nie jesteśmy – mruknął. Nie okłamał jej. Przecież on i Sasuke nie byli parą. Już nie byli.
– Co się z wami wszystkimi dzisiaj dzieje? – Asuma przerwał wykład i rozejrzał się po sali. – Gadacie jak najęci. To, że ja stoję w pewnej odległości od was, nie znaczy, że to do mnie nie dociera. – Zerknął na zegarek. – Zostało piętnaście minut i przez ten czas nie chcę słyszeć niczego, co nie będzie moim własnym głosem.
Po auli przeszedł pomruk, potwierdzający, że zrozumieli.
– A i jeszcze jedno. – Asuma wychylił się poza katedrę. – Waszą dwójkę – patrzył na Ino i Naruto – zapraszam na konsultację z tego materiału.
Naruto jęknął i spojrzał na swój otwarty zeszyt. Nie zapisał dzisiaj nic. Będzie musiał pożyczyć jakieś dobre notatki.

Kiedy wykład się skończył, chwycił schodzącego z góry Kibę za rękaw bluzy i wyciągnął go na korytarz, a potem przed budynek.
– Słuchaj, musisz mi powiedzieć… – zaczął, gdy znaleźli wolną ławkę i ubrali kurtki, jednak zaraz zawahał się, bo przypomniał sobie, co było powodem wyjazdu Kiby. – Z twoim tatą wszystko w porządku?
– Tak, już jest w domu. Ale chyba nie o to ci chodziło, co?
– Nie… – Naruto na chwilę się zagapił, bo z budynku właśnie wyszedł Sasuke. Jakaś dziewczyna nieprzerwanie do niego mówiła, ale w odpowiedzi tylko kręcił głową.
 – Cześć – przywitał się Kiba, sądząc, że chłopak Naruto zaraz do nich dołączy, jednak ten tylko odpowiedział „cześć”  i poszedł dalej, coś tam jeszcze tłumacząc koleżance z roku.
– Co… co to było? – Kiba wytrzeszczył oczy. – Hej, czy on cię zignorował? Na twoim miejscu skopałbym mu za to tyłek, tak się nie traktuje… – przerwał, kiedy zobaczył, że Naruto spuścił ramiona i odwrócił wzrok.
To uczucie zazdrości… Czy Sasuke chce się na nim odegrać? Co prawda tylko szedł i rozmawiał, ale to i tak bolało. Ten chłód w jego oczach.
– Ej, no co się dzieje?! – Kiba trzasnął go zeszytem w głowę i rozłożył ręce w geście żądającym odpowiedzi.
Naruto w końcu opowiedział Kibie, co się stało. Począwszy od poranka w łóżku Hinaty, skończywszy na tym, że Sasuke go po prostu zostawił. Shikamaru, który przed chwilą ich znalazł, dorzucił jeszcze to, co on sam pamiętał.
– Cholera – jęknął Kiba, który wydawał się w tym momencie autentycznie przerażony. – Zabijesz mnie, ale… To wszystko moja wina. To ja podpuszczałem Hinatę – zamilkł i podniósł ręce w geście obronnym, jakby spodziewał się, że przyjaciele rzucą się na niego z pięściami. Widząc jednak, że obaj czekają na dalszy ciąg wyjaśnień, kontynuował. – Myślałem, że będzie śmiesznie. – Spojrzał przepraszającym wzrokiem na Naruto. – Cały czas wmawiałem jej, że skoro cię lubi, to powinna cię pocałować. Ty ją później poprosiłeś do tańca i… nie sądziłem, że ona to naprawdę zrobi.
– Jak rozumiem, wcale się nie opierałem? – Naruto wstał z ławki i nerwowo potarł włosy z tyłu głowy.
– No… nie bardzo. – Kiba tarmosił rękaw swojej kurtki. – Tylko że dosłownie chwilę potem po prostu padłeś, byłeś tak pijany. Ja z Saiem zresztą też nie byliśmy trzeźwi, dlatego zawlekliśmy cię do pokoju Hinaty i zostawiliśmy tam. Sai powiedział, że będzie śmieszniej, jak cię rozbierzemy, żebyś rano pomyślał, że impreza była więcej niż udana. – Kiba ukrył twarz w dłoniach. – To miał być tylko taki żart.
– No to wam się udał, moje gratulacje! – Shikamaru pokręcił głową. Jego współlokator zawsze najpierw coś robił, potem dopiero myślał, do tego zdążył się już przyzwyczaić.
– Naruto, jak chcesz, to ja to wszystko powtórzę przy Sasuke. – Kiba próbował jakoś ratować sytuację. Nie miał pojęcia, że jego idiotyczny kawał obróci się przeciwko przyjacielowi. Wtedy, na urodzinach Hinaty, liczyła się tylko dobra zabawa.
– Nie sądzę, żeby to coś zmieniło. Sam powiedziałeś, że się wcale nie opierałem. To, że byłem kompletnie pijany, nie jest raczej żadnym usprawiedliwieniem. – Naruto tylko pokręcił głową. Był naprawdę załamany.

Dni, które nadeszły, były dla niego prawdziwą męczarnią. Wielokrotnie starał się wytłumaczyć wszystko Sasuke, ale równie dobrze mógłby gadać do ściany. Próbował też Kiba, próbował Shikamaru. Efekt był ten sam. W końcu doszło do tego, że Sasuke praktycznie cały czas starał się go unikać. Na zajęciach siadał zawsze w innej części auli, a na basenie robił wszystko, żeby w ogóle na niego nie patrzeć.
Jednak pozostawała jeszcze kwestia ich wspólnych dodatkowych treningów. Sasuke już pierwszego dnia po powrocie na uczelnię poszedł do Kakashiego i poprosił o zwolnienie z tego obowiązku, podał chyba jednak dość kiepski powód, bo trener kazał mu przestać się wydurniać i zagroził, że odeśle go wraz z takimi kretyńskimi tłumaczeniami do Tsunade. Wydawał się być przy tym wyprowadzony z równowagi i nie bardzo starał się o dyskretny ton, tak więc rozmowę, a przynajmniej jej część, słyszeli wszyscy będący wówczas w pobliżu kantorka. W tym również Naruto. On sam też się zastanawiał, jak to wszystko będzie teraz wyglądać. Jak mają trenować tylko w swojej obecności? Przecież to będą jakieś tortury!
– Naruto.
Niski głos, który tak dobrze znał, wyrwał go z zamyślenia. Podpłynął do krawędzi, przy której stał Sasuke. Ten nawet na niego nie spojrzał, wzrok miał utkwiony w innej części basenu. Naruto też odwrócił głowę w tamtą stronę i poczuł, że robi mu się gorąco. Znów wróciły wspomnienia. Sasuke patrzył dokładnie w to miejsce, w którym byli razem tamtej pamiętnej nocy. To właśnie tam kochali się po raz pierwszy. Przypomniał sobie te łaskotki, to przekomarzanie się, a w końcu to pragnienie. Obaj pragnęli wtedy siebie do takiego stopnia, że nawet nie zastanawiali się, jakie mogą być konsekwencje, gdyby ktoś jednak ich na tym przyłapał. Tamta magia chwili… Naruto wiele by dał, żeby przeżyć to jeszcze raz. Znów spojrzał na Sasuke. Był obłędnie przystojny. Poza tym miał w sobie coś, czego nie potrafił nazwać, coś, co przyciągało jak magnes. Nawet ten jego charakter, który na początku znajomości uważał za niedopuszczalny, po bliższym poznaniu okazywał się być nawet do przyjęcia. Eh, co on bredzi. Kochał ten jego sposób bycia, nawet jeżeli czasami był trochę niewygodny i doprowadzał go do szału. Poczuł, że zaczynają piec go policzki i zanurzył głowę pod wodę.
Nagły plusk wyrwał Sasuke z rozmyślań. Usiadł na krawędzi i zsunął się do basenu. Jego twarz, a zwłaszcza oczy, wyrażały już spokój, a przynajmniej ich właściciel bardzo się starał, żeby tak to właśnie wyglądało.
– Sasuke... – Naruto podpłynął bardzo blisko niego.
Zdecydowanie zbyt blisko. I jeszcze patrzył tymi swoimi niebieskimi oczami, które jednak gdzieś straciły dawny blask. Zagapił się przez chwilę, nadal ciężko mu było oprzeć się temu spojrzeniu. Po chwili zorientował się, co właściwie wyprawia i szybko odwrócił głowę.
– Teraz popłyniesz osiem długości, a ja postaram się wyłapać błędy, o ile jakieś zauważę. – Sasuke przed sekunda doszedł do wniosku, że jednak lepiej będzie, jeżeli on sam dzisiaj popatrzy z góry. Zbliżanie się do Naruto w wodzie było dość niebezpieczne. Nie był pewien, czy gdyby ten czegoś spróbował, byłby w stanie się oprzeć. Było oczywiste, że nadal coś do niego czuł, więc wolał trzymać się na dystans.
Wyszedł z wody i usiadł na słupku. Obserwował ruchy Naruto, za wszelką cenę starając się skupić na aspektach technicznych, a nie na wyglądzie chłopaka, co niestety wcale nie było proste. – Cholerny Kakashi – burknął pod nosem. Nie dość, że wyśmiał jego prośbę, to jeszcze wyrzucił z gabinetu. Sasuke tak był pochłonięty własnymi myślami i widokiem przed sobą, że nawet nie zauważył, kiedy ktoś do niego podszedł.
To był Sai, który przykucnął obok. W rękach trzymał aparat.
– Naruto Uzumaki – mruknął, zwracając na siebie uwagę. – Tak właśnie myślałem, że go tu znajdę.
– Czego od niego chcesz? – warknął Sasuke, jakby zupełnie zapominając, że przecież nie są już razem. Jedyne, o czym w tej chwili myślał, to to, że Sai jest gejem i chce czegoś od jego chłopaka. Jego byłego chłopaka – zreflektował się.
– Wiesz, nie jesteś jakoś specjalnie towarzyski – zaśmiał się Sai. – Chcę mu zrobić kilka zdjęć, a potem namalować. Jest bardzo wyrazisty.
– Namalować? – Sasuke spojrzał zdziwiony. Po chwili dopiero przypomniał sobie, że Sai był przecież też artystą. To on rysował szkice do akademickiej gazetki.
– Tak. Myślałem nad portretem, ale jak tak na niego patrzę… Podoba mi się. Może zgodzi się na akt? – Sai wstał z zamyślonym wyrazem twarzy. Obserwował Naruto i zastanawiał się, jakby najlepiej uchwycić to, co chciał przedstawić na obrazie.
Sasuke poczuł, jak jego dłonie zupełnie bezwiednie zaciskają się. Ogarnęła go niesamowita złość, miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie, pacnie Saia w łeb i wepchnie do wody razem z tym jego aparatem. Miał naprawdę wielką ochotę zrobić mu coś niehumanitarnego. Cholera, dlaczego nadal był tak okropnie zazdrosny?! Spojrzał na Naruto, który kończył ostatnią długość. Zastanawiał się nad następnym zadaniem dla niego, ale ten już podpłynął do drabinki i chwilę później wyszedł z wody.
– I jak? – spytał, zdejmując czepek i roztrzepując włosy. – Cześć, Sai – przywitał się.
Saia poznał na imprezie u Hinaty, wcześniej kojarzył go tylko z widzenia. Był według niego całkiem fajny, jedynie jego komentarze na temat penisów były czasami niezręczne.
Sasuke nie odpowiadał, bo znów wlepiał morderczy wzrok w intruza – jak go określił w myślach, a ten „intruz” odwdzięczał mu się specyficznym uśmiechem.
Saia bawiła ta wymiana spojrzeń. Nie miał nic do Naruto, po prostu zaintrygował go jego typ urody i uznał, że chciałby go namalować. To wszystko. Jednak kiedy tu przyszedł i zorientował się, jak Sasuke reaguje, jaki jest zazdrosny i jak próbuje zabić go wzrokiem, nie potrafił sobie darować. Chciał go trochę sprowokować i jak zauważył wychodziło mu to całkiem nieźle. W końcu jednak stwierdził, że chyba za bardzo już się znęca, bo wstał i poinformował, że wpadnie kiedy indziej. Najlepiej, jak zaznaczył, gdy Naruto będzie sam. Pożegnał się i nadal z uśmiechem na ustach poszedł w stronę wyjścia.
– Było okej. – Sasuke odwrócił się i próbował przywołać na twarz wyraz obojętności, co nie do końca mu wychodziło.
Naruto podszedł do niego. Wiedział, że wcale nie było okej. Ani to jego dzisiejsze pływanie, ani ich relacje. Nic nie było okej.
– Wiem, że nie chcesz dalej ze mną trenować, robisz to tylko dlatego, że Kakashi ci kazał. – Pokręcił tak jakoś smętnie głową i zbliżył się jeszcze bardziej. – Nawet na mnie nie patrzysz. – Chwycił Sasuke za ramię i zmusił, żeby na niego spojrzał.
– Naruto, proszę cię…
– Nie, to ja cię proszę! Nie wierzę, że już nic do mnie nie czujesz. I przecież zdajesz sobie sprawę, musisz zdawać sobie sprawę, że ja też cię…
Sasuke błyskawicznie podniósł rękę i zatkał Naruto usta. Domyślił się, co ten ma zamiar mu powiedzieć, ale wcale nie chciał tego usłyszeć. Nie mógł tego usłyszeć! Przez te dni, kiedy zrobił sobie wolne, myślał o zaistniałej sytuacji. Chciał, żeby to wszystko okazało się jakąś fikcją, nieporozumieniem. Niestety, to była brutalna prawda, a czasu nie dało się cofnąć. Za każdym razem, kiedy myślał o Naruto, w jego wyobraźni pojawiał się obraz jego i Hinaty. I ta wizja wypierała wszystko inne. To, co teraz działo się w jego głowie, było istnym koszmarem. Wiedział, że musi pozbyć się tych uczuć i przede wszystkim – co na pewno będzie znacznie trudniejsze – zapanować nad zazdrością.
– Naruto… – Zabrał rękę i spojrzał w te cholernie niebieskie, zdeterminowane teraz oczy. – Powtórzę to, co już ci powiedziałem. Jest wiele rzeczy, które mógłbym ci wybaczyć. Ale nie zdradę. Kurwa, zdradziłeś mnie!
Puścił go i poszedł w stronę szatni. Był wściekły. Na Naruto, na Hinatę, na Saia, na Kakashiego… Na siebie też, bo nie potrafił zapanować nad własnymi uczuciami. Skończył ten trening o wiele za wcześnie, ale czuł, że dalej nie da rady. Za pół godziny zaczynał się trening drużynowy. Musiał ochłonąć.

– Dość! To jest nie do wytrzymania! – Kakashi huknął swoją podkładką do notowania w jeden z słupków startowych. – To już przechodzi wszelkie pojęcie. Hyuuga, Nara – do gabinetu!
Dookoła rozległy się szepty i ciche pytania, a Neji i Shikamaru wymienili zdziwione spojrzenia. Przecież ten wybuch trenera w żadnym wypadku nie mógł dotyczyć ich, tylko Naruto i Sasuke. To oni byli kompletnie rozkojarzeni, polecenia trzeba było im powtarzać, a w końcu, kiedy przyszło do mierzenia czasów, znaleźli się gdzieś na końcu stawki.
– No już!
Wyszli z wody i udali się za Kakashim do jednego z pomieszczeń przy basenie. Trener zamknął drzwi i wskazał im dość starą kanapę naprzeciwko małego telewizorka stojącego na szafce, na którym zawsze razem z Gaiem oglądali ważne wydarzenia sportowe podczas pracy. Sam usiadł na jednym z trzech krzeseł, a podkładkę rzucił na mały stolik w kącie.
– A teraz powiedzcie mi, co się do cholery dzieje od kilku dni z Uchihą i Uzumakim. Chyba znacie się na tyle dobrze, żeby mieć jakiekolwiek pojęcie i mi to wyjaśnić. – Kakashi chwycił ze stolika kubek i upił łyk kawy, który okazał się już być prawie samymi fusami, więc skrzywił się z niesmakiem.
– Nie mam pojęcia – skłamał Neji i wzruszył ramionami, nie zamierzał się w to mieszać. Sam zresztą nadal nie mógł uwierzyć, że nie zauważył nic wcześniej. Tym bardziej, że przecież znał Sasuke od tylu lat.
– Może mają jakieś problemy – zaczął ostrożnie Shikamaru. Doskonale wiedział, o jakie problemy chodzi, ale nie zamierzał się tą wiedza dzielić z trenerem. To by raczej nie pomogło. Kakashi mógł im co prawda wydawać polecenia na treningach, ale do roli negocjatora w żadnym wypadku się nie nadawał. Znając go, to nawrzeszczał by na nich, huknął podkładką po głowach i zamknął w kantorku, grożąc, że nie otworzy drzwi, dopóki się nie dogadają. Chociaż, jakby się porządnie zastanowić, to nie byłby nawet taki zły pomysł.
– Obaj naraz? Jeszcze kilka dni temu jeden z drugim się prześcigali! I z tego, co zauważyłem, chyba nawet dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Czasami nawet aż za dobrze. Więc ja się jeszcze raz pytam, co się dzieje?!
Neji ponownie wzruszył ramionami, a Shikamaru westchnął.
– Dobra, bo widzę, że nie rozumiecie. Do zawodów zostały niecałe trzy miesiące. Nie po to tyle czasu trenowaliśmy wasz skład do sztafety, żeby teraz coś zmieniać. Nie ma czasu! Ale to, co oni obaj prezentują, to jest katastrofa! A ja naprawdę nie chciałbym być zmuszony iść z tym do Tsunade. Odrobina zaufania do mnie. No?
– To dosyć… delikatna sprawa. I trochę beznadziejna. – Shikamaru, który uznał, że musi w końcu zareagować, rozłożył ręce w geście bezradności. – Nie mogę powiedzieć, o co chodzi, ale mogę z nimi pogadać.
Kakashi wstał, przeszedł się po kantorku i usiadł z powrotem. Już sam nie wiedział, jak ma z nimi rozmawiać. Przypomniało mu się, co ostatnio usłyszał w męskiej toalecie. Dwóch chłopaków rozmawiało na temat awantury, którą Sasuke zrobił Naruto przed jednym z wykładów. Chyba dotyczyło to jakichś spraw miłosnych, ale nie dowiedział się dokładnie, o co chodzi, bo studenci wyszli z łazienki. Kakashi zwykle nie zajmował się plotkami, ale przypomniało mu to teraz sytuację z zeszłego roku, kiedy to ponoć Sasuke odbił Naruto jego wielką miłość.
– Czy oni znowu pożarli się o jakaś dziewczynę? – spytał.
Shikamaru tylko pokręcił głową i westchnął. Chyba jednak nie miał wyboru. Kakashi wiercił dziurę w brzuchu i nie sądził, żeby odpuścił. Było to bardzo kłopotliwe i miał nadzieję, że Naruto mu wybaczy, ale musiał powiedzieć. Ich trener miał rację, przez tę beznadziejną sytuację cierpiała cała drużyna.
– Gorzej – odpowiedział w końcu . – Oni zerwali ze sobą.

6 komentarzy:

  1. Ale Ty się nad nimi znęcasz:) Naruto umiera z tesknoty, a Sasuke dostaje szału z zazdrości. Uwielbiam takie motywy.

    Cały fragment myśli Naruto, to, że "Sasuke jest obłędnie przystojny" (to okreslenie podziałało na moją wyobraźnię),
    i to
    "Nawet ten jego charakter, który na początku znajomości uważał za niedopuszczalny, po bliższym poznaniu okazywał się być nawet do przyjęcia. Eh, co on bredzi. Kochał ten jego sposób bycia, nawet jeżeli czasami był trochę niewygodny i doprowadzał go do szału."
    Rewelacyjny fragment.

    Rywali czytałam jakiś czas temu i nie wszystko pamiętam, ale wiem na pewno, że te rozdziały są po prostu świetne. Długo cię nie było, pisałaś coś innego w tym czasie? Bo wróciłaś z jeszcze lepszym stylem. Naprawdę brak mi słów. Ktos napisał w poprzednim rozdziale, że to najbardziej fenomenalny powrót. Zgadzam się, i podpisuję się czterema łapami. Po prostu brak mi słów, żeby to nazwać.
    Pisz, pisz dalej.

    Kaktus

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi, hi, dobre... "Kakashi mógł im co prawda wydawać polecenia na treningach, ale do roli negocjatora w żadnym wypadku się nie nadawał. Znając go, to nawrzeszczał by na nich, huknął podkładką po głowach i zamknął w kantorku, grożąc, że nie otworzy drzwi, dopóki się nie dogadają." Ten fragment dosłownie mnie rozwalił :) Mam nadzieję, że te dwa młotki w końcu się dogadają.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Do_ris :) Wybacz że pisze do Ciebie tutaj ale dlaczego usunęłaś swojego bloga - Nie ma miłości bez nadziei... Sasunaru ? Był świetny a historie na nim prawdziwie wciągające. Ostatnio próbowałam na niego wejść i zobaczyłam że go nie ma :( Czy te opowiadania są może jeszcze gdzieś dostępne? Bardzo chciałabym do nich wrócić.

      Usuń
  3. Piszesz zawodowo. Po prostu. Nie wiem, dlaczego się marnujesz na fanfikach, skoro możesz pisać coś własnego i wydać to, ale ja się cieszę, że mogę to czytać. Łączysz coś, co nie każdy potrafi - emocje i humor. Sprawić, żeby czytelnik drżał z emocji a potem płakał ze śmiechu, no cóż - brawo:) Ale, ale. Dokończ tych Rywali.
    Kiedyś pisałam ci sporo komentarzy, nie wiem, czy się domyślasz.

    Sama-wiesz-kto

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny chap, obu panom przyda się dorosnąć. No i szkoła łatwiej ich zaakceptuje, jak wyjdą z szafy... oczywiście nie w wersji tęczowych misiów (nuci pod nosem "Catch the rainbow" Glenna Hughes'a ), ale też bez dotychczasowego ukrywania się. W końcu, jeśli chcą być ze sobą, nie mogą całe życie się ukrywać.
    Btw. Ładnie wstrzeliłaś się w psychikę Shikamaru - gdy krycie przyjaciół stało się bothersome, to się wycofał... dla ich dobra, oczywiście. Ale jednak. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    tak bardzo mi smutno, Naruto bardzo tęskni za Sasuke, a sam Sasuke jak widać jest bardzo zazdrosny, mam nadzieję, ze się dogadają...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń