Naruto,
chociaż umawiał się z Sasuke, że zadzwoni do niego, gdy będzie już w mieszkaniu,
teraz uznał ten pomysł za kompletnie bezsensowny. W końcu po odprowadzeniu
Hinaty miał tylko kilka kroków do jego domu. Co też oczywiście wykorzystał.
–
A, to ty. – Itachi, wpuszczając go do środka, machnął tylko ręka, jakby
sugerując, że nie musiał nawet pukać. Przecież był chłopakiem Sasuke. „Chłopak
Sasuke” – jak to fajnie brzmiało. Uśmiechnął się sam do siebie. Kto wie, może
zostaną kiedyś rodziną? To by była naprawdę ciekawa opcja. Może w końcu jego
brat ogarnąłby te swoje humory i byłby milszy nawet dla niego?
–
Kurwa! Zajebię cię, Itachi!
A
może i nie…
–
Co tam się dzieje? – Naruto właśnie postawił stopę na stopniu schodów
prowadzących na piętro, ale słysząc kolejną serię przekleństw, które dochodziły
z pokoju na górze, odwrócił się i uniósł pytająco brwi.
–
Ach, nic takiego. Sasuke tylko próbuje posprzątać to pobojowisko, które zostało
po waszym… em… godzeniu się i poskręcać nową szafkę, którą przywiozłem dzisiaj
ze sklepu. – Itachi wzruszył ramionami, sugerując, że nie ma pojęcia, o co jego
braciszek się tak wścieka, ale po chwili łobuzerski uśmiech wypłynął mu na
twarz i popsuł tym samym całą koncepcję udawania niewinnego. No dobra, niech
będzie, zasłużył na tych kilka niewyszukanych epitetów z ust swojej młodszej
wersji. Bo tak naprawdę specjalnie kupił mebel, który miał w sobie tyle małych
elementów do złożenia, że nawet najbardziej spokojnego człowieka skręcanie tego
ustrojstwa wyprowadziłoby z równowagi. No nie mógł, po prostu nie mógł się
powstrzymać! To było silniejsze od niego. Widząc zdziwioną minę Naruto, mruknął
tylko coś w stylu: „nie będę wam przeszkadzał” i poszedł do kuchni, gdzie
czekał na niego laptop i nieskończony projekt.
Naruto
wszedł po schodach najciszej jak się dało i stanął w otwartych drzwiach,
opierając się ręką o framugę. Sasuke go nie zauważył. Siedział na podłodze i
przygryzając wargę, wpatrywał się morderczym wzrokiem w jakiś drewniany element
trzymany w ręce. Ubrany był tylko w jasne szorty, a wilgotne włosy wskazywały,
że niedawno brał prysznic. Naruto uśmiechnął się do siebie. Dlaczego jego
chłopak, nawet siedzący pośrodku największego bajzlu, zawsze musiał wyglądać
tak seksownie? Mógłby tak stać i się gapić, jednak Sasuke w pewnym momencie
chyba wyczuł czyjąś obecność, bo podniósł wzrok.
–
A ty co tutaj robisz? – spytał zaskoczony. Czarne oczy, w których przed chwilą
była widoczna wściekłość pomieszana za zrezygnowaniem, teraz wydawały się
trochę złagodnieć. Niestety, zaledwie na kilka sekund, bo ich właściciel zaraz sobie
o czymś przypomniał. – Dużo czasu zajęła ci ta randka – prychnął niezadowolony i
z powrotem skupił wzrok na swoim nowym meblu. A właściwie to jego częściach, bo
nijak to szafki jeszcze nie przypominało.
–
Dobrze wiesz, że to nie była randka. – Naruto podszedł i usiadł obok, biorąc do
ręki jakąś książeczkę. – Co to po chińsku jest? – spytał zdziwiony, tym
bardziej, że na okładce widniało logo znanej marki.
–
Sam jesteś po chińsku. – Sasuke chwycił instrukcję i otworzył na odpowiedniej
stronie. – Masz, czytaj, całe
dwadzieścia stron o tym, jak zbudować mebel z klocków lego – westchnął i ogarnął
wzrokiem masę drobnych elementów, które trzeba było odpowiednio dopasować od
siebie. Cóż, poniekąd, sam był sobie winien. Przecież Itachi dzwonił i wyraźnie
zapytał, czy zamówić składanie na miejscu, czy poradzi sobie sam. Wredny
idiota. Doskonale wiedział, jak skonstruować pytanie, by odpowiedź brzmiała: „Oczywiście,
że poradzę sobie sam!”. Gdyby tylko wiedział, co to za cholerstwo. No wybitnie
nie miał dzisiaj do tego głowy. Tym bardziej, że cały czas zastanawiał się, co
robi jego chłopak. Jego Naruto… Z którego przecież miał zedrzeć tę niebieska
koszulę i wytłumaczyć raz na zawsze, do kogo on należy. Tak, żeby nie
pozostawiało to już ani cienia wątpliwości.
–
Chodź tutaj. – Rzucił gdzieś na bok trzymaną część i przyciągnął Naruto do
siebie. Po chwili przewrócił go na podłogę, zupełnie ignorując narzekanie, że
elementy szafki wgniatają mu się w plecy. – Zaraz wybiję ci z głowy wszystkie
inne osoby, z którymi miałeś dzisiaj styczność! – Wbił się brutalnie w jego
usta i przycisnął jeszcze bardziej do dywanu.
–
Cholera, przestań, to boli. – Naruto udało się lekko podnieść i wyciągnąć spod
pleców jakiś drewniany kątnik. – Nawet drzwi nie zamknąłeś! Jakiś niewyżyty
jesteś.
–
Jestem – zgodził się z nim Sasuke, chwytając rękami za pasek spodni chłopaka.
Jednocześnie nogą popchnął drzwi tak, że zatrzasnęły się z hukiem.
–
Nie, Sasuke, nie tutaj. Twój brat jest na dole, a po jego ostatnim komentarzu…
sam rozumiesz… – Naruto lekko się zarumienił na wspomnienie tego, jak wyglądała
tamta sytuacja. I jeszcze dzisiejsza aluzja Itachiego, co do tej rozwalonej
szafki. Zrzucił z siebie Sasuke i wstał. – Naprawdę, czasem, zamiast dobierać
się do mnie, mógłbyś na przykład powiedzieć mi coś miłego. No wiesz, co mam na
myśli… – Spojrzał na niego z lekką pretensją w oczach. Chciał to w końcu
usłyszeć. Chciał usłyszeć, że go kocha. No, okej, słyszał już raz, ale w czasie
przeszłym i to jeszcze przy zerwaniu.
–
Wiem, nie jestem tak niedomyślny jak ty. – Sasuke też się podniósł i podszedł
bliżej. – Po chwili Naruto poczuł jego ręce na swoim tyłku.
–
Eh, no i właśnie o tym mówię… – westchnął zrezygnowany, ale Sasuke nic sobie z
tego nie robił. Obmacał tylko jego tylne kieszenie, jakby czegoś szukał, ale
najwyraźniej nie znalazł, bo przeniósł dłonie na przód. Naruto był zaskoczony,
gdy wyjął jego telefon z prawej kieszeni, po czym bezczelnie wszedł w menu
wiadomości.
–
Co ty robisz? – Chciał zabrać swoją własność, ale Sasuke odsunął się. Po chwili
nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy.
–
Więc nadal go masz… – mruknął i oddał komórkę z wyświetloną treścią sms-a. Sms-a
sprzed kilku miesięcy, konkretnie z dziewiątego października tego roku. Z
imprezy w akademiku…
Naruto
poczuł, że zrobiło mu się gorąco. Bardzo gorąco. Machinalnie rozpiął jeden z
guzików koszuli. A więc jednak… Tylko… Przecież sprawdzał wielokrotnie, to nie
był numer telefonu Sasuke. Ani nawet Itachiego.
–
Zwykła karta prepaid. – Sasuke najwyraźniej domyślił się, nad czym tak się
zastanawia.
–
Ty… ty to wtedy zaplanowałeś? – Opuścił rękę z komórką. – Ale… Ale po co?
–
Musiałem w końcu coś zrobić, inaczej ktoś by mi ciebie sprzątnął sprzed nosa. Wcześniej
byłeś tak niedomyślny, że chwilami zaczynałem tracić nadzieję, że cokolwiek do
ciebie dotrze. Bywało, że zastanawiałem się, jak ja w ogóle mogłem się zakochać
w takim matole. – Sasuke odwrócił głowę, udając, że zainteresował go widok za
oknem. To nic, że było już kompletnie ciemno.
Naruto
zmarszczył brwi na takie określenie, ale nie był zły. Nie mógłby. Bo właśnie
sobie coś uświadomił. I to z całą mocą.
–
Od jak dawna? – zapytał i objął go ramionami, chowając głowę w zagłębieniu jego
szyi. Wiedział, że Sasuke nie było łatwo powiedzieć te wszystkie słowa, dlatego
musiał je ubrać w trochę sarkazmu, ale przecież one znaczyły nic innego, jak
to, że zależało mu na nim już wcześniej. – Od jak dawna? – powtórzył, gdy cisza
się przedłużała.
–
Od początku pierwszego roku – w końcu padła odpowiedź.
Naruto
poczuł, że jego serce dosłownie zamiera, a po chwili zaczyna bić jak oszalałe.
To było chyba najpiękniejsze wyznanie, jakie mógłby sobie wyobrazić. Sasuke
właśnie przyznał, że czuł coś do niego od ponad roku! Nie potrzebował już nic
więcej. Żadnych słów. Nawet tych bezpośrednich. Pocałował go po prostu, dając
tym samym wyraz nagromadzonym w ciągu tych kilku chwil emocjom.
Minęły
już chyba dobre dwie godziny, odkąd Naruto zjawił się w rezydencji. Teraz
siedział na podłodze, trzymając instrukcję na kolanach. Mimo całej sytuacji,
nie dał się namówić na seks, kiedy w domu był ktoś jeszcze, ale zaproponował,
że pomoże Sasuke z szafką. I tak wspólnymi siłami w końcu poskładali jakoś
wszystko do kupy. I wyglądało to całkiem nieźle.
–
No, nawet podobne od oryginału. – Itachi,
który przed chwilą zapukał i poczekał grzecznie na odpowiedź, wsadził głowę do
pokoju. – Nie ma to jak praca zespołowa – mrugnął wesoło i zaproponował kawę.
Sasuke
już nawet nie chciało się podnieść i rzucić w niego czymś. Najlepiej czymś ciężkim.
Przysiągł za to w duchu, że jeszcze się odegra.
–
Ja bym się chętnie na… – zaczął Naruto, zbierając się z podłogi, ale Sasuke
wszedł mu w słowo.
–
Zaraz wychodzimy – powiedział.
–
Wychodzimy? – Naruto spojrzał na niego zdziwiony. Przecież wcześniej dogadali
się, że jednak zostaną i pouczą się na kolokwium. – Gdzie?
–
Do ciebie – poinformował Sasuke, gdy Itachi tylko mrugnął ze zrozumieniem i
wyszedł.
Wstał,
rozcierając zdrętwiałe od siedzenia w niewygodnej pozycji nogi. Po chwili spojrzał
na Naruto, który oparł się o nową szafkę i chyba czekał na jakieś dalsze
wyjaśnienie z jego strony. Podszedł i nachylił się nad nim.
–
Chcę cię dzisiaj mieć – wyszeptał mu wprost do ucha. – Muszę cię dzisiaj mieć.
Naruto
przeszły dreszcze. Ten niski, drażniący zmysły głos, gorący oddech na szyi i przede
wszystkim wspomnienie tego, co Sasuke dzisiaj powiedział. Westchnął
zrezygnowany, ale kiwnął głową, zgadzając się. Co prawda jeszcze odczuwał
skutki po tamtym razie i najprawdopodobniej będzie jutro żałował, ale… Jak
miałby mu w takim momencie odmówić?
Faktycznie,
skutki na następny dzień były opłakane. Siedzenie na wykładach było nie do
zniesienia. Dobrze, że w ten piątek nie mieli treningu, bo Naruto marzył tylko
o tym, żeby się położyć do łóżka i iść spać. Ostatecznie jednak zgodził się pojechać
z Sasuke po jego rzeczy, tym bardziej, że lało jak z cebra, a on nie miał
ochoty wracać w deszczu.
Sasuke nawet nie wjeżdżał przez bramę,
zaparkował przy chodniku tuż pod domem. Zresztą na podjeździe stały już dwa
samochody – czerwona Toyota Itachiego i czarny Mercedes. A to znaczyło, że
rodzice są w domu. Poinformował o tym Naruto, gdy przebiegli w deszczu
kilkanaście metrów i otwierając uprzednio drzwi, weszli do przedpokoju.
–
To ja lepiej poczekam tutaj. – Naruto ściągnął kurtkę żeby się nie zgrzać i
przewiesił ją sobie przez rękę. – Tylko się pospiesz.
Sasuke
spojrzał na niego zdziwiony, ale tylko wzruszył ramionami w geście „jak chcesz”
i poszedł w stronę swojego pokoju. Musiał zabrać kilka niezbędnych rzeczy,
również tych na zmianę, żeby potem nie słuchać marudzenia o porozciąganych
bokserkach. Dobrze wiedział, że Naruto w tej kwestii tylko się z nim droczył,
ale wolał mieć święty spokój. Zresztą, jego przynajmniej miały jakieś normalne
kolory, jak granat i czerń, a nie ten wściekły pomarańcz.
Naruto
oparł się o ścianę naprzeciwko lustrzanych drzwi ogromnej szafy. Mógł co prawda
usiąść na niskim krzesełku obok szafki z butami, ale nasiedział się już w
samochodzie, kiedy jadąc tu, utknęli w dość sporym korku. Przez to jeszcze
bardziej bolał go tyłek. Po dziesięciu minutach zaczął się niecierpliwić, a po
piętnastu wyjął z kieszeni komórkę, żeby przypomnieć Sasuke o swojej skromnej
osobie. Nie miał zamiaru teraz iść do jego pokoju, czułby się niezręcznie,
gdyby wpadł na jego rodziców. Co by nie mówić, obcy, szwędający się po domu,
nie jest normalnym widokiem.
–
Cholera – powiedział chyba trochę za głośno, gdy ten nie odbierał.
Po
chwili, jakby zaalarmowana jego głosem, do przedpokoju weszła matka Sasuke.
Ukłonił się dość niepewnie. Kobieta odpowiedział tym samym i uśmiechnęła się.
–
Ty jesteś Naruto, prawda? Przyjaciel Sasuke. – Mikoto poznała go, już raz się
spotkali przy okazji kolacji zaręczynowej Itachiego i Sakury.
–
Tak. Czekam na niego – odpowiedział, chowając komórkę z powrotem do kieszeni.
To byłoby niegrzeczne tak stać i gapić się na wyświetlacz.
–
Nie wiem, skąd się wzięły te jego maniery, żeby kazać gościowi stać w
przedpokoju. Chodź, kochanie, masz ochotę na coś do picia? – Objęła go
ramieniem i zaprowadziła do kuchni, w której siedział Itachi, oglądający z miną
męczennika jakiś magazyn ślubny (do czego zmusiła go zapewne Sakura) i ojciec
Sasuke, czytający gazetę. Naruto przywitał się, czym zwrócił na siebie uwagę
Fugaku.
–
Przepraszam, nie przedstawiłem się, Naruto Uzumaki – dodał, gdy na chwilę
nastała krepująca cisza. – Ja tylko czekam na Sasuke, poszedł się przebrać… –
wyjaśnił, zbyt późno gryząc się w język.
–
Dzień dobry. – Mężczyzna odłożył gazetę i spojrzał na niego uważnie. – A już
się zastanawiałem, gdzie mój syn zniknął na całą noc.
Naruto,
zupełnie nie wiedząc dlaczego, przełknął nerwowo ślinę i poczuł się, jakby był
prześwietlany rentgenem. A to przecież było tylko zwykłe stwierdzenie, nikt mu
nic nie sugerował. No chyba, że ojciec Sasuke się dowiedział! Zerknął lekko
spanikowany na Itachiego, jakby to on miał go wybawić z tej dość dziwnej
sytuacji, ale ten wzrokiem i lekkim ruchem głowy dał mu do zrozumienia, żeby
powiedział cokolwiek.
–
Musieliśmy zrobić projekt – skłamał. Nie miał pojęcia, czy Sasuke wcześniej nie
podał jakiegoś innego wytłumaczenia, bo takim wypadku pogrążyłby ich obu.
–
Projekt? To tyle wam zadają, że musicie pracować po nocach? – Spojrzenie Fugaku
przewiercało go na wskroś.
–
Trochę tego było. Nie wyrobiliśmy się na czas i… tak wyszło. – Naruto zaczynał coraz
bardziej obawiać się dalszego ciągu rozmowy. Miał głupie wrażenie, że Fugaku
naprawdę wie i teraz próbuje wydobyć z niego informacje, co dokładnie robił z
Sasuke tej nocy. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że kolejne pytanie, które
padło, było zupełnie sensowne i że chyba popada w lekką paranoję.
–
Więc jesteś jego kolegą ze studiów?
–
Ja… jestem… – Cholera niepotrzebnie się zawahał, mógł przytaknąć i już. Na
dodatek czuł, że zaczynają go palić policzki. – Jestem…
Schodzący
właśnie po schodach Sasuke słuchał z rosnącym rozbawieniem, jak jego ojciec
przesłuchuje Naruto. Wiedział, że ten chce go chronić, myśląc, że potrzebuje
akceptacji ze strony Fugaku i w tej chwili kochał tego narwanego idiotę
bardziej niż kiedykolwiek. Jeśli wcześniej chciał pokazać, że warto było mu
wybaczyć ten pijacki wygłup z udziałem Hinaty, to teraz udowodnił, jak bardzo
zależy mu na ich związku. Uśmiechnął się pod nosem. Naruto... Jego idiota znowu
to zrobił, jak za każdym razem, zupełnie nieświadomie. Po raz kolejny pokazał
mu, choć w tym wypadku raczej przypomniał, to, co oczywiste. A oczywiste było,
że ojciec nigdy się nim specjalnie nie interesował. Zawsze bardziej obchodził
go Itachi, który obecnie pracował w jego firmie i kiedyś miał ją przejąć, a
teraz, gdy Sakura zaszła w ciążę, było wysoce prawdopodobne, że to nienarodzone
dziecko stanie się następne w kolejce do schedy po wielkim Fugaku. Sasuke był po
prostu młodszym synem, który miał odnosić sukcesy, bo tylko tak mógł zadowolić
ojca. I fakt, odnosił je, ale w pewnym momencie doszedł do wniosku, że robi to
już tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji. Choć nie… Dla jeszcze jednej
rzeczy. Musiał też przecież udowodnić Naruto to, co oczywiste, czyli że jest od
niego lepszy. A nie znaczyło nic innego jak to, że miał go za godnego siebie
przeciwnika. Rywalizowali kiedyś, rywalizują teraz. I nie miał nic przeciwko
temu, by spędzić w ten sposób resztę życia.
–
Moim partnerem – dopowiedział resztę. Jego ton był chłodny i spokojny.
–
Partnerem? – Fugaku wydawał się być zaskoczony tego typu określeniem. Przecież
coś takiego można było źle zinterpretować. – To znaczy w drużynie, tak?
Ścigacie się ze sobą?
–
Też. Ale nie tylko. – Sasuke podszedł do Naruto, którego Mikoto wciąż
obejmowała ramieniem. – On i ja jesteśmy razem – poinformował spokojnie i
odsunął chłopaka od matki, jakby nie był pewny jej reakcji.
Naruto
gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Czy on właśnie
powiedział… Tak, on właśnie to powiedział!
Twarz
Fugaku stężała. Że niby jego syn był… Nawet mu to przez myśl nie chciało
przejść. Miał wrażenie, że to jakiś okrutny żart. Rozejrzał się. Kompletnie
zszokowana Mikoto miała szeroko otwarte oczy, ten blondyn – jak mu tam było –
po prostu stał jak wryty, a Itachi patrzył na brata z lekkim uśmiechem i jakby
z… dumą?
–
Wiedziałeś o tym? – spytał starszego syna oskarżycielskim tonem. – I nie
zareagowałeś?
–
Wiedziałem i zareagowałem, i cieszę się, że w końcu Sasuke kogoś ma –
stwierdził spokojnie Itachi.
–
Przecież to jest nienormalne! – Fugaku wstał gwałtownie. – Sasuke! – Wlepił
wzrok w zimne teraz spojrzenie swojego młodszego syna. – Chodź ze mną do
gabinetu! Porozmawiamy na osobności! – rzucił gniewnym tonem i ruszył w stronę
drzwi.
Sasuke
rozważał przez chwilę możliwość odmówienia ojcu, ale uznał, że w końcu i tak
nie uniknęliby tej konfrontacji. Skoro już miało do tego dojść wcześniej czy
później, to dlaczego nie wcześniej? Konkretnie tu i teraz. Domyślał się, nie,
był pewny reakcji Fugaku, ale nie zamierzał mu ulec. To już nie był ten czas,
kiedy robił coś dla jego chłodnej pochwały. Nie, ten czas już dawno minął.
Teraz był dorosły, żył swoim życiem i przede wszystkim żył po swojemu.
Oczywiście, szanował ojca, ale nie miał zamiaru pozwolić mu ingerować w to, co
stworzył przez te ostatnie miesiące razem z Naruto.
–
Nie martw się. – Spojrzał mu w oczy i z krzepiącym uśmiechem ścisnął lekko jego
nadgarstek. – Tak myślę, że nie ma sensu, żebyś tu czekał. Dałbym ci nawet
kluczyki, ale coś czuję, że po tym wszystkim samochód będzie mi potrzebny.
Itachi? – Spojrzał pytająco na brata, a ten tylko kiwnął głową. – Później się
zobaczymy, Naruto. – Sasuke odwrócił się
i poszedł do gabinetu ojca.
Naruto
starał się nie patrzeć w stronę, gdzie stała matka Sasuke, obawiał się jej
spojrzenia. Miał wrażenie, że będzie go obwiniać za to, jaki stał się jej
młodszy syn. W sensie orientacji. Na pewno miała świadomość, że wcześniej
umawiał się z dziewczynami, może więc mieć mu za złe, że namieszał Sasuke w
głowie.
–
Itachi, ja chyba jednak pójdę pieszo – zaczął, ale ten tylko popukał się w
czoło.
–
W taką pogodę? – Wstał zza stołu i wziął z blatu swoje kluczyki do samochodu.
Mikoto w ogóle się nie odezwała.
–
Mamo, no błagam cię, ty też? – Rzucił spojrzenie kobiecie, która jakby dopiero
na te słowa otrząsnęła się. – Nie psuj mi tego idealnego wizerunku samej
siebie. Może to Sasuke ma po tobie ładną buzię, ale charakter w całości
odziedziczyłem ja. – Objął ramionami rodzicielkę, która uśmiechnęła się na te
słowa.
To
była prawda. Młodszy syn dostał w udziale jej rysy twarzy, starszy – cechy
osobowości. Itachi był tak samo łagodny, pełen werwy i optymistycznie
nastawiony do życia, choć kiedy trzeba było, potrafił postawić na swoim. Sasuke
z kolei zawsze wydawał się być takim samotnikiem, perfekcjonistą, który nie
żywił żadnych cieplejszych uczuć do nikogo, za to zawsze zwracał uwagę swoim
wyglądem. Już od najmłodszych lat miał swoje wielbicielki, których zachowaniem
jednak głównie się irytował. A teraz wreszcie ktoś go zainteresował. I to na
tyle, żeby się otwarcie przyznać, nawet, jeżeli wiązało się to z
konsekwencjami.
–
Eh, Naruto. – Mikoto westchnęła i podeszła do niego. – Skoro mój syn jest z
tobą szczęśliwy, to ja nie będę tego utrudniać. A z moim mężem czeka mnie chyba
bardzo długa rozmowa.
Naruto
z ulgą wypuścił powietrze dopiero wtedy, gdy wyszli z rezydencji i wsiedli do
samochodu. To wszystko stało się tak szybko. To wyznanie Sasuke, szok jego
matki, wściekłość ojca. Nie odzywał się, bo czuł, że to jeszcze bardziej zaogni
całą sytuację. Kiedy Sasuke tak stał i ściskał jego nadgarstek, miał ochotę go
objąć i powiedzieć parę słów, ale nie chciał jeszcze bardziej narażać się jego
matce. Obawy co prawda okazały się niepotrzebne, ale tego nie mógł przewidzieć.
Zresztą, to póki co tylko jedno z rodziców. Z drugim będzie znacznie gorzej.
–
Sasuke powiedział ci, że masz się nie martwić. Jest duży, poradzi sobie. –
Itachi wyrwał go z zamyślenia.
–
No nie wiem – rzucił powątpiewająco. – Wasz ojciec miał minę, jakby chciał go
siłą wysłać na terapię szokową. – Naruto osunął się lekko na fotelu i oparł się
o niego głową.
Deszcz padał coraz mocniej, wycieraczki, nawet
pracując na pełnych obrotach, ledwo dawały sobie radę z taką ilością wody.
–
Tak, prawdopodobnie tak właśnie pomyślał. Ale Sasuke umie postawić na swoim, o
czym zdążyłeś się przekonać. W tym wypadku jego upór okaże się zapewne bardzo
przydatny. – Itachi wyjechał przez bramę, a potem nakierował ręką pilota, żeby
ją zamknąć. – To co, do domu, czy w jakieś inne miejsce?
Naruto
przez chwilę zastanawiał się, czy nie poprosić o podrzucenie do akademika, bo
miał ochotę z kimś porozmawiać i choć na chwilę się oderwać od całej sytuacji,
ale ostatecznie uznał, że lepiej poczeka we własnym mieszkaniu na Sasuke. Miał
złe przeczucia.
–
Do domu.
*Sms, o którym mowa, był częścią
planu Sasuke w rozdziale ósmym.
Normalnie myślałam, że umrę, jak czytałam to przyznanie się Sasuke, że kocha Naruciaka od początku studiów:) I ten "matoł" w jego ustach zabrzmiał tak mrrrr. Też bym się nie obraziła, jakbym to usłyszała w takim kontekście. I ta zgoda Naruto, mimo że wiedział, że będzie żałował. Kocham ich.
OdpowiedzUsuńNo i to, na co trochę czekałam. Reakcja rodziców. Dobrze, że Mikoto jest taka, jak Itachi. Fajnie przedstawiałaś to, że Sasuke jest do niej podobny z twarzy, a Itachi z charakteru. Byle by teraz Sasuke jakoś sobie poradził z Fugaku.
Zauważyłam, że publikujesz też na forum yaoifan. Nie wiem, czy wiesz, ale istnieje też forum typowo sasunaru, tam tez jest dużo fanfików, może warto i tam wkleić swoje opowiadania. Strona to Sasunaru.pl
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
Dominika
Dziękuję za komentarz i informację. Co do forum, wiem o nim, oczywiście. To ja je założyłam:)
OdpowiedzUsuńOj robi się ciekawie... Aż drżę na myśl o kolejnym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Twój blog został pomyślnie zareklamowany na naszym spisie. Dziękujemy, że zgłosiłeś się do nas. :) Zapraszamy do zgłaszania nowych rozdziałów!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mayako ze Świata Blogów Narutomanii
Kiba, ty kretynie. Chciałeś pocałować Naruto na oczach Sasuke? Masz faktycznie coś z głową. Rozdział epicki, nie normalnie nie wierzę:)
OdpowiedzUsuńDei
Oj, Sanu, skomentowałam nie ten rozdział. Ten niepublikowany jeszcze... Sorry...
OdpowiedzUsuńDei
Nie sądziłam, że kiedykolwiek wrócę do świata sasunaru, ale los chciał, żebym zrobiła porządki z zakładkami i trafiła na Twojego bloga Sanu. Oczywiście musiałam całą historie od nowa przeczytać, bo nic nie pamiętałam i mega mi się podobało aż zaczęłam szukać bloga Koko, która wg mnie też ma fajny styl.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twoje poczucie humoru i sposób w jaki poprowadziłaś losy bohaterów. Już widzę jak Sasuke wprowadza się do mieszkania Naruto i co tam się będzie dziać. Myślę, że Uchiha zejdzie na zawał jak zobaczy i odczuje na własnej skórze talent do bałaganu Uzumakiego.
Trochę szkoda, że zaraz koniec Rywali, ale ma to plusy i minusy. Plus, zapewne stworzysz kolejne super opowiadanie. Minus, przywiązałam się do tej historii. Potrafiłam do 2:00 czytać, bo byłam ciekawa co będzie dalej.
Trzymam kciuki za wenę, żeby jak najdłużej była z Tobą :)
Spoiler-chan
O ja pierd...! O matulu kochana, dżysiys i wszystkie martwe bożki tego świata! Padłam. Choć nie. Jebłam - chyba to bardziej oddaje to co się ze mną stało po przeczytaniu tego rozdziału xD.
OdpowiedzUsuńA teraz marzę tylko o tym by Sasuke wparował do Naruto z torbą przewiszoną przez ramię ze słowami na ustach: "Ojciec wyjebał mnie z domu, od teraz mieszkamy razem!" Mrrrrrrr!
O ludziska... i po tym wszystkim widzę różowe jednorożce... Oszalałam po tym rozdziale, pewnie już nie ma dla mnie ratunku xD
Kocham Rywali! <3
Shy
Witam,
OdpowiedzUsuńoch to wyznanie Sasuke, że już tak długo kocha się w Naruto, bosko, że się Sasuke przyznał...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia