Witam
i zapraszam na rozdział 53.
Tamtego
wieczora Naruto w końcu zamknął laptopa i ułożył głowę na poduszce. Po głowie
ciągle tłukła mu się myśl, że Sasuke chce zostawić go tu samego. Fakt, było
ciasno, ale jakoś do tej pory dawali radę. Może Sasuke, gdy znów zobaczył swój
pokój w domu, doszedł do wniosku, że tak dużo przyjemniej mu się mieszkało? Sam
nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć, dlatego, kiedy Sasuke wrócił z
łazienki, udał że śpi. Ale tej nocy zasnął naprawdę bardzo późno.
*
–
Młotku, co z tobą? – warknął zirytowany Sasuke, gdy Naruto po raz już któryś z
kolei nie odpowiedział na jego pytanie.
Nie
dość, że ledwo udało mu się go wyciągnąć z łóżka na poranny trening, bo coś
tylko odburknął, gdy zrzucił z niego kołdrę, to jeszcze przez całą podróż na
uczelnie praktycznie w ogóle się nie odzywał. Sasuke nie miał pojęcia, co go
ugryzło. Zapytał nawet, czy nie jest chory, bo poza tym dziwnym dla niego
zachowaniem nie tknął śniadania, ale w odpowiedzi usłyszał lakoniczne „nie”.
Świetnie.
–
Nic. – Naruto wysiadł z samochodu, chwycił z tylnego siedzenia swoją torbę i
ruszył w kierunku wejścia na pływalnię. Nawet na niego nie poczekał.
–
No właśnie widzę – westchnął Sasuke, zamykając drzwi.
Naprawdę
nie rozumiał, o co mu chodzi. Naruto raczej nie miewał humorów, więc tym
bardziej dziwne było to, że dzisiaj zachowywał się, jakby co najmniej wykupiono
mu ze sklepu cały zapas jego ukochanych – i paskudnych swoją drogą – zupek w
proszku. O które od jakiegoś czasu toczyli małą wojnę, bo Sasuke próbował
oduczyć go jedzenia tego świństwa. Ale nie mogło o to chodzić, bo w takich
sytuacjach, Naruto zwykle coś wywrzaskiwał i kazał mu nie wpychać nosa do jego
kubka.
–
O proszę, proszę, kogo ja tu widzę…
Sasuke
odwrócił głowę, słysząc głos, którego właścicielowi najchętniej spuściłby
niezły wpierdol. Sai…
–
Chłopak ci zwiał? – zapytał Sai, uśmiechając się w swój irytująco specyficzny
sposób. – Wiesz, czasem mała odskocznia jest dobra dla związków. – Pokiwał
głową w taki sposób, jakby chciał dość do zrozumienia, że nie wiedzą, co
stracili.
Sasuke
przymknął oczy z irytacją. Naprawdę, miał ochotę złapać Saia i wgnieść go w
maskę samochodu. Niestety, Tsunade już kiedyś zapowiedziała, że jeszcze jedna
bójka i inaczej sobie porozmawiają. I tak dobrze, że nie dowiedziała się o tym,
jak rozwalił nos chłopakowi, który nazwał Naruto pedałem.
–
Cóż za chłód i opanowanie. – Sai nie zamierzał przestać prowokować Sasuke. –
Naruto musi się chyba nudzić z tobą w łóżku. Ten jego ognisty temperament… –
roześmiał się.
–
Ty gnojku… – Sasuke upuścił trzymaną w rękach torbę i chwytając Saia za poły
kurtki, pchnął go na bok samochodu. – Trzymaj się od niego z daleka, bo
następnym razem zetrę ci ten kretyński uśmieszek z twarzy. I uwierz, nie będę
patrzył, czy to teren uczelni, czy nie – warknął.
Chwycił
z powrotem swoją torbę i założył ją sobie na ramię. Wiedział, że to tylko
głupie gadanie Saia, ale ten chłopak tak strasznie go drażnił. Jednak w tej
sytuacji najlepiej było go po prostu ignorować. Nie zamierzał ryzykować swojej
kariery przez kolejną i tym razem zupełnie bezsensowną bójkę.
Shikamaru,
który widział, że Naruto wszedł do szatni, zmarszczył brwi. Ostatnio prawie w
ogóle nie rozstawał się z Sasuke, a teraz nie dość, że był sam, to jeszcze
wyglądał, jakby błądził gdzieś myślami, bo omal nie wpadł na otwarte drzwi
szafki Kiby. W ostatniej chwili się zorientował i zahaczył jedynie ramieniem o wiszącą
byle jak bluzę, zrzucając ją na podłogę.
–
Uważaj, jak leziesz – krzyknął Kiba, odwracając się. – A to ty – zreflektował
się i podniósł bluzę.
–
Sorki. – Naruto rzucił torbę na ławeczkę i ściągnął kurtkę. Zaczął przebierać
się w milczeniu.
Kiba
i Shikamaru spojrzeli na siebie z niezrozumieniem.
–
Ej, co z tobą? – Kiba nachylił się nad nim. – Chory jesteś? – spytał i chwycił
w ręce jego głowę, żeby obejrzeć ją z każdej strony.
–
No właśnie. – Shikamaru podszedł bliżej. – Coś się stało?
–
Nic. – Naruto pokręcił tylko głową.
Błyskawicznie
się przebrał i poszedł w stronę basenu. Nie miał ochoty teraz z nikim
rozmawiać.
Przez
praktycznie cały dzień miał podły humor. Na treningu Kakashi dał im niezły
wycisk, więc Sasuke dał sobie spokój z wypytywaniem go, a potem na wykładach
cały czas szukał czegoś w telefonie i nawet nie robił notatek. Naruto był
pewien, że znowu sprawdza te ogłoszenia, jednak choć kilka razy zerknął katem
oka, nie dał rady zobaczyć, co jest na wyświetlaczu.
Zastanawiał
się, co powinien zrobić, żeby jakoś zatrzymać Sasuke. Nie chciał się kłócić, dlatego
nie zaczynał tematu, musiał najpierw coś wymyślić. Ostatecznie, kiedy po
zajęciach mieli dwugodzinną przerwę przed drugim tego dnia treningiem i Sasuke
poszedł do biblioteki, poszukać jakichś materiałów do pracy zaliczeniowej, dał
się namówić Kibie i Shikamaru na kawę w akademika.
–
Dobra, powiesz w końcu, co się z tobą dzieje? – Shikamaru postawił na stoliku
dwa kubki, a ze swoim rozłożył się wygodnie na łóżku.
Naruto
najpierw pokręcił głową, ale po chwili westchnął i usiadł na ławeczce. Chyba
powinien im powiedzieć, o co chodzi, może będą mieli jakieś pomysły? W końcu po
to miało się przyjaciół. Na rady Kiby za bardzo nie liczył, ale Shikamaru od czegoś
przecież miał ten swój genialny umysł.
–
Sasuke chce się wyprowadzić – wyjaśnił po chwili. Po raz kolejny tego dnia
poczuł na niego złość. Drań jeden!
–
Znowu cię zostawił? – zaczął Kiba, ale widząc ostrzegawcze spojrzenie
Shikamaru, tylko wzruszył ramionami. – No co? Zdrady, rozstania, zakłady o
seks. Gorzej niż w telenowelach, które ogląda ta portierka z naszego akademika.
Naruto,
chcąc nie chcąc, uśmiechnął się lekko. Tak, to prawda. Życie jego i Sasuke
nadawałoby się na scenariusz do jakiejś kiepskiej produkcji filmowej. Oklepany
temat: od nienawiści, do miłości, jednak z masą wpadek po drodze.
–
Nie, nie o to chodzi – zaczął już trochę innym tonem. – Po prostu sami wiecie,
jak mała jest moja kawalerka. Nasze rzeczy już się prawie nie mieszczą. A wczoraj
widziałem, że Sasuke przeglądał ogłoszenia. Chce wynająć sobie jakieś
mieszkanie.
–
No i dobrze. Ostatnio zaczął się tam za bardzo rządzić! – stwierdził Kiba. –
Pamiętasz, jak ostatnio kazał mi zejść z łóżka, bo on też tam śpi? Buc! Ja to
jeszcze bym mu torby spakował i wystawił za drzwi.
–
Kiba, żebym to ja ciebie nie wystawił kiedyś za drzwi. Umyłeś ten garnek po
zeszłotygodniowym obiedzie? – Shikamaru pokręcił głową zrezygnowany.
Sam
był leniem, ale nawet on wiedział, że naczynia trzeba od czasu do czasu myć. A
Kiba nie dość, że zostawiał takie rzeczy na ostatnią chwilę, to jeszcze
najchętniej zrobiłby z ich pokoju małe zoo. Co prawda teraz miał tylko chomika,
który notorycznie spał w jego bucie, ale wcześniej bywało różnie. Rybki, świnka
morska. Swego czasu przyniósł nawet larwy jakichś robali w słoiku, ale
Shikamaru stanowczo się temu sprzeciwił i ostatecznie larwy wylądowały u ich
kumpla z akademika, Shino, który miał w tej kwestii dość dziwne upodobania.
–
Oj, nie przesadzaj. – Kiba wzruszył ramionami. – Zresztą, Naruto, widzisz, że nasz
pokój w akademiku jest mniejszy, a jakoś sobie radzimy, nie, Shikamaru? – Szturchnął
go łokciem. – Nawet Akamaru by się zmieścił, gdyby nie te głupie przepisy! – Nadął
usta, kiedy przypomniał sobie, że musiał oddać swojego pupila. Dobrze przynajmniej,
że Itachi pozwalał mu przychodzić i zabierać Akamaru na spacer. Na szczęście
brat Sasuke był w porządku. Kto by pomyślał, że to też Uchiha.
–
Może dlatego, że jednak od czasu do czasu każę ci sprzątać – mruknął Shikamaru,
składając ręce w piramidkę. Widział, że Naruto wcale nie podoba się decyzja
Sasuke i zastanawiał się, co mu doradzić.
Nie
zdążył się jednak odezwać, bo Naruto zerwał się na równe nogi.
–
Jasne, Shikamaru, jesteś genialny! –Tak, to było to!
–
Wiem, ale… – Shikamaru nie zdążył dokończyć, bo Naruto chwytając swoją torbę i
kurtkę, już był w ich mikroskopijnym korytarzyku i chwytał za klamkę.
Miał
pomysł, co zrobić, żeby Sasuke się nie wyprowadził. A jak to nie zadziała… to
już sam nie wiedział.
–
Powiedzcie na zajęciach, że brzuch mnie bolał! – krzyknął jeszcze zanim zamknął
za sobą drzwi.
Niestety,
nie przewidział, że kiedy będzie przebiegał obok drzwi wejściowych uczelni,
żeby jak najszybciej dotrzeć na przystanek autobusowy, może na kogoś wpaść.
–
A ty gdzie? – zapytał Kakashi, który niemal zderzył się z Naruto. – Na trening w przeciwnym kierunku. – Wskazał kciukiem
budynek pływalni.
Naruto
podniósł głowę i zobaczył trenera, a zaraz za nim Sasuke, który też właśnie
wychodził i patrzył na niego z uniesionymi brwiami.
–
Ja… Ja musze iść, bo mnie strasznie brzuch rozbolał – jęknął Naruto i dla
lepszego efektu skulił się lekko. – Nie dam rady teraz trenować. Chyba coś
zjadłem nieświeżego…
Sasuke
pokręcił tylko lekko głową, ale Kakashi, o dziwo, chyba mu uwierzył. Z tego co
wiedział, Naruto lubił śmieciowe jedzenie i uparcie ignorował wszelkie diety
dla sportowców. Nie miał pojęcia, jak on utrzymywał taką formę, żywiąc się w
taki sposób.
–
To… Ja już pójdę! – Naruto, nie patrząc na Sasuke, przebiegł obok.
–
Ja też muszę… – zaczął Sasuke, bo to była idealna okazja, żeby w końcu
porozmawiać z Naruto. Chciał mu właśnie powiedzieć, co planuje, bo przed chwilą
rozmawiał przez telefon i ten jego plan miał się w końcu urzeczywistnić, ale on
jak zawsze musiał zrobić wszystko na odwrót..
Kakashi
spojrzał na Sasuke jak na idiotę. Dobrze wiedział, dlaczego nagle też chciał
się zwolnić z treningu. Westchnął. Że też to akurat dwójce jego zawodników
zachciało się amorów między sobą. Choć z drugiej strony trochę go to bawiło
–
Ciebie też boli brzuch? – zapytał lekko złośliwym tonem.
–
Nie, ale… – Sasuke spojrzał za znikającym za ogrodzeniem Naruto. Cholera, co za
młotek.
–
No to na trening! – wrzasnął Kakashi.
Naruto,
mimo że bardzo tego nie lubił, musiał pojechać do domu autobusem, bo tak było
dużo szybciej. Nie miał za dużo czasu, a do zrobienia było… cóż… sporo.
Shikamaru tą swoją wymianą zdań z Kibą trafił
w sedno. Może nieświadomie, ale jednak. Sasuke od początku, nawet gdy jeszcze u
niego nie mieszkał, wkurzał się, że ma wszędzie bałagan. Ale wtedy jakoś się
dogadywali, w końcu nie było tam aż tylu rzeczy. A teraz najwyraźniej Sasuke
naprawdę zmęczył się jego bałaganiarstwem i ich ciągłymi kłótniami o zabranie nawet głupiego kartonu po pizzy z podłogi i
wrzucenie go do kosza na śmieci. A jeżeli to właśnie o to chodziło, to Naruto
musiał zmienić po prostu swoje podejście i… posprzątać.
Gdy
w końcu wszedł do swojej kawalerki i odłożył na łóżko torbę i klucze, rozejrzał
się po mieszkaniu. I aż jęknął. Trzeba było umyć naczynia – głównie jego kubki
po kawie, bo Sasuke po sobie zawsze zmywał, pozbierać opakowania po zupkach
chińskich, odkurzyć, wynieść śmieci, ogarnąć łazienkę i… To było najgorsze i
Naruto przełknął ciężko, gdy podszedł go szafy w przedpokoju. Dobrze wiedział,
co się stanie, jak ją otworzy. Dzisiaj na szybko upchnął tam jeszcze jakieś
rzeczy, więc… Tak, dokładnie. Gdy tylko drzwi się uchyliły, z szafy wypadły mu
na głowę ciuchy jego i Sasuke.
Nie
miał pojęcia, jak udało mu się to wszystko ogarnąć w niecałe dwie godziny. Ale
teraz stał i patrzył z podziwem na własne dzieło. Poskładane na biurku notatki,
pusty i czysty blat kuchenny, żadnych papierków po czekoladzie pod łóżkiem. O
właśnie, nawet zasłał łóżko! Jednak jak chciał, to potrafił. W szafie też
zrobił porządek i, o dziwo, okazało się, że kiedy poskładał rzeczy, zrobiło się
dużo więcej miejsca. Co prawda nie poskładał ich jakoś idealnie – to Sasuke
będzie mógł sobie zrobić sam – ale jakoś to już wyglądało.
Teraz
już tylko czekał na Sasuke. Miał nadzieję, że przyjedzie w miarę szybko, bo chciał
zobaczyć jego reakcję, a zaraz musiał wyjść. Wczoraj obiecał Itachiemu, że
przyjdzie i pomoże mu dokończyć składanie mebli.
Jednak
Sasuke się spóźniał. I nie odbierał telefonu. W końcu Naruto, zły, że nie
zobaczy reakcji na swoją niespodziankę, ubrał się i zabierając po drodze worek
ze śmieciami, wyszedł z mieszkania. Może Sasuke pojechał do swojego domu po
jeszcze jakieś rzeczy i tam go spotka.
Uznał,
że pójdzie na piechotę, bo choć było już ciemno, to pogoda była dość przyjemna.
Nawet jeżeli trzeba było iść w śniegu przez ten duży park niedaleko rezydencji
Uchiha. Park poza głównymi alejkami nie był prawie w ogóle oświetlony, ale
zawsze tamtędy chodził, bo było bliżej.
Itachi
wiedział, że ma przyjść Naruto, ale musiał jeszcze skoczyć do sklepu. Skończyło
się kilka rzeczy i wolał to załatwić od razu, póki market po drugiej stronie
parku był jeszcze otwarty. Potem musiałby jechać gdzieś dalej.
Normalnie
zabrałby ze sobą Akamaru, ale on zawsze musiał obwąchać każdy krzaczek i podlać
każde drzewo, a teraz nie miał na to czasu. Chwycił z wieszaka kurtkę, ale gdy
ją ubrał, zauważył, zamek błyskawiczny już całkiem się zepsuł. Wcześniej,
metodą prób i błędów, jakoś dawał radę, ale nie tym razem. Wiedział, że
powinien już jakiś czas temu jechać i kupić nową, ale jakoś nie miał czasu, był
zbyt zajęty przeprowadzką Sakury. W końcu chwycił z szafy kurtkę Sasuke – tę, która
jeszcze tu została i wyszedł przed dom. Zaczynał padać śnieg, więc zapiął kurtkę
pod szyję, tak ,żeby śnieg nie wpadał za kołnierz i naciągnął na głowę kaptur.
Ruszył w stronę parku.
Zastanawiał
się, czy na pewno o niczym nie zapomni, gdy usłyszał jakieś szepty i śmiechy.
Nie zwrócił na to uwagi, bo po zmroku w mniej uczęszczanych zakątkach parku,
gdzie nie było żadnych latarni, często siedziały grupki osób z jakimś
alkoholem, jednak oni zwykle zajmowali się głównie swoim towarzystwem.
Zdążył
przejść może kilkanaście metrów dalej, gdy za jego placami rozległ się lekko
podpity głos.
–
Ej, to on! Mówiłem!
A
potem… To zadziało się tak szybko. Nie zdążył się nawet odwrócić, gdy poczuł
mocny cios w plecy, a zaraz po tym ktoś podciął mu nogi. Nie spodziewał się,
nie zdążył w żadne sposób zareagować, a już leżał na ziemi.
–
Puść mnie! – Próbował się wyrwać, a nawet zdołał uderzyć na oślep, ale wtedy poczuł
kolejny cios, tym razem w tym głowy, po którym zobaczył mroczki przed oczami. Zdał
sobie sprawę, że napastników było kilku. Nie miał pojęcia, dlaczego, go
zaatakowali.
–
I co teraz, Uchiha? Co?
Ktoś
chwycił go za poły kurtki i odwrócił na plecy. Było ich co najmniej czterech,
tylko widział, wszyscy mieli twarze owinięte ciemnymi szalikami i mocno
naciągnięte na oczy kaptury. I czuć było od nich alkohol.
Szarpnął
się, próbował krzyczeć, ale wtedy nastąpiły kolejne ciosy. Raz za razem. Ten,
który nazwał go po nazwisku, uderzał w twarz, dwóch innych go przytrzymywało, a
ostatni kopał. Po nogach, po żebrach…
–
Teraz nie jesteś już taki mocny, co, pedale? – Ten pierwszy wyglądał, jakby dosłownie
oszalał, w oczach miał istną furię. Itachi znów spróbował się wyrwać, ale
czterech na jednego nie miał najmniejszych szans. – Ciekawe, jak się teraz z
taką buźką na uczelni pokażesz! – Napastnik zaśmiał się szyderczo i po kolejnym
ciosie chwycił go za głowę, ściągając z niej kaptur.
A
potem zaklął na cały głos.
–
Kurwa, to nie on! – Zerwał się na równe nogi.
–
Jak to nie on? Mówiłeś, że on! – Jeden z trzymających go odsunął się
zdezorientowany.
–
Wygląda jak on i ma taką samą kurtkę! Kurwa! – krzyknął znów tamten, jednak tym
razem jednak zdał sobie chyba sprawę, że tak głośnym krzykiem mógł zaalarmować
jakichś innych ludzi kręcących się jeszcze po parku. – Wiejemy.
Itachi
czuł, że odpływa, gdy usłyszał jakieś głosy. Ktoś krzyczał, żeby wezwać
karetkę, jakiś pies szczekał. Po chwili pojawiło się przy nim chyba kilka osób,
jakaś kobieta – chyba kobieta – sprawdzała mu puls. Ostatnie, co pamiętał, to
były jeszcze: sygnał karetki i znajomy, tym razem jednak bardzo spanikowany
głos.
–
Sasuke? Sas…. Itachi?!
TAK!!! Rozdział!!! Nie wiesz jak się cieszę. Szczerze to się go dzisiaj nie spodziewałam, ale nie narzekam. Wprost przeciwnie. Trochę była długa przerwa między rozdziałami i naprawdę dziękuję, że akcja idzie naprzód, bo podczas oczekiwania na następny rozdział czytałam twoje opowiadanie chyba z 3 razy i za każdym razem zastanawiałam się jak napiszesz ciąg dalszy. Na przemian czytałam albo Rywali albo Hidena, i chyba już się od tego uzależniłam, bo nie było nigdy dnia co nie myślałabym o twoich opowiadaniach. Często wracam też myślami do tych starszych np." Szpieg, który nosił szpilki" czy "Mimo wszystko". Więc bardzo się cieszę (oraz muszę tłumić mój głośny pisk), kiedy dodajesz cokolwiek. Nie umiem nawet opisać tego uczucia.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale sporo się porobiło. Najpierw Naruto unikający rozmów z Sasuke, potem jego plan posprzątania (nie ma to jak motywująca siła miłości), a jeszcze później Itachi zaatakowany z powodu, że jest ubrany w kurtkę Sasuke. W ogóle nie rozumiem tego społeczeństwa, które dyskryminuje osoby homo. Po co je zaczepiają? Przecież to są normalne osoby tyle, że ciągnie ich do "czegoś" innego niż u innych. Naprawdę nie zrozumiem tego dzisiejszego świata. Rozdział był świetny (jak zwykle) i z nieciepliwością wyczekuje ciągu dalszego. Mam nadzieję, że nic poważnego Itachiemu sie nie stanie i po kilku dniach będzie jak nowy. Szkoda trochę Sasuke, który zapewne będzie miał go na sumieniu. No i ta niewyjaśniona sprawa z mieszkaniem. Sasuke i Naruto muszą porozmawiać i to jak najszybciej i wyjaśnić tą przemilczaną sprawę.
Zauważyłam jeden błąd (i raczej jedyny). Otóż w tym zdaniu: "Ten, który nazwał go pedałem, uderzał w twarz, dwóch innych go przytrzymywało, a ostatni kopał." jest wzmianka o gościu, który nazwał "Sasuke" pedałem, lecz nic na ten temat nie było wcześniej napisane, tylko później po tym zdaniu pojawia się to słowo. No i tyle z błędów.
Czekam na następny i choć chciałabym, żeby był jak najszybciej, to jednak rozumiem, że jest to czasochłonne i nie zawsze ma się wenę. Będę tyle czekać ile będzie trzeba.
Juliet
Aaa, racja, bo tam wcześniej było trochę inaczej napisane, więc zapomniałam tego zmienić. A co do kwestii, że oni go zaatakowali - nie wiesz, czy zaatakowali go ot tak sobie:) Ale nie spoileruję i nie naprowadzam:)
UsuńOMG, nie czytaj "Mimo wszystko", nie, nie, ja się zastanawiam, czy w ogóle tego nie usunąć. Jeszcze wtedy pisałam tym beznadziejnym blogaskowym stylem.
Dziękuję za komentarz:)
Nie możesz go usunąć! Nie pozwalam! Przecież jak ludzie zaczynają czytać blogi to od samego początku. Mogą zauważyć jak ewoluował twój styl pisania i nabiorą większego szacunku. I ty także zawsze możesz popatrzeć, że rozwijasz się, a nie stoisz w miejscu. Oby tak dalej, choć boję się co może wyniknąć za dziesięć lat i jak będziesz jeszcze lepsza. To bardziej się da? :)
UsuńJuliet
Nareszcie! Czekam i czekam, a tu jest :)
OdpowiedzUsuń"Na szczęście brat Sasuke był w porządku. Kto by pomyślał, że to też Uchiha." - Prawie się popłakałam ze śmiechu.
Biedny Itaś, szkoda mi go... No ale chyba nic mu nie będzie, prawda? I te dwa kołki dojdą w końcu do porozumienia... :)
Pozdrawiam
Dwa kołki... :D No mam nadzieję, że dojdą do tego porozumienia:)
UsuńO Jezu. Mam nadzieję, że z Itachim będzie wszystko dobrze. Nie ośmielisz się zrobić mu jakiejś poważniejszej krzywdy, prawda? W końcu jest w porządku, nawet jeśli to Uchiha (przepraszam, musiałam xD Ten tekst to cały Kiba xD).
OdpowiedzUsuńNo i muszę się zgodzić, że życie Naruto i Sasuke to taka typowa telenowela xD Całe szczęście nie doszli do poziomu "Mody na Sukces".
Ha! I Naruto posprzątał! A tak niedawno pytałam czy to zrobił pod Sasunaru Hiden xD Wiem, że to całkowicie inne historie i w ogóle inne światy, ale i tak ten fakt mnie bawi xD
Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że te głupki szybko sobie wszystko wyjaśnią.
Weny!
Czy się nie ośmielę? No tego rzecz jasna nie mogę zdradzić:)
UsuńTak, też uważam że ten tekst Kibie wyszedł:) Haha, pisze, jakby faktycznie te postaci żyły własnym życiem. Ale czasami tak to wygląda:)
Tak, Naruto posprzątał. A co zrobił w Hidenie też już wiesz:) I mnie to też rozbawiło, jak zwróciłaś na to uwagę - że tak się zeszło w czasie:)
Dziękuję za komentarz:)
Nigdy nie sądziłam, że zatęsknię za fanficami. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedy "dorwę" się bloga, to przeczytam całą treść w dwa dni. Bardzo wciągnęła mnie Twoja historia o "Rywalach"! Pamiętam, jak jeszcze x lat temu czytałam opowiadania na forum sasunaru i mniej więcej kojarzyłam urywki tej historii, ale czytają ją od nowa (widziałam post, w którym informowałaś Autorko, że zmieniłaś trochę niektóre fragmenty), śmiało mogę stwierdzić, że się wciągnęłam. Całość czytało się bardzo przyjemnie. Nawet bardzo, bardzo przyjemnie. :D Wszystkie rozdziały płynnie przechodziły, tworząc usystematyzowany bieg historii. Jednak główną perełką, która sprawia, że całość jest taka wspaniała, to bohaterowie. Chociaż uwielbiam Itachiego z mangi, to Twój jest na równi cudowny. Zabawny, tolerancyjny, trochę głupkowaty, ale ma swój unikatowy urok, jak na starszego Uciszkę przystało. <3 Sasuke również został ciekawe wykreowany - niby zimny drań, ale nie mógł się oprzeć urokowi Uzumakiego, pierwszy wpadając w sidła miłości. ;x I bawi mnie zachowanie Uchihy w stosunku do Sai'a. Jest wtedy nieobliczalnie rozkoszny, co w samo w sobie jest atutem.
OdpowiedzUsuńReszta postaci stanowi ciekawe tło dla całej historii, a sytuacje, z którymi zmagają się bohaterowie, sprawiają, że opowiadanie jest wciągające. Bawiłam się dobrze, czytając rozdziały i muszę napisać - proszę o więcej!
Życzę Ci dużo weny. I chęci, by pisać dalej. ^_^
Dziękuję również za Twoją pracę, bo to nie lada wyzwanie by tyle lat pisać jedną historię i jej najzwyczajniej w świecie nie porzucić.
Kończąc, pozdrawiam Cię cieplutko,
Szysz. :)
Dziękuję za komentarz. Naprawdę strasznie miło jest, gdy ktoś, kto czytał Rywali kiedyś, lata temu, wraca do tej historii:)
UsuńTak, ff był publikowany na forum, ale jeszcze wcześniej właśnie na tym blogu, który potem zawiesiłam. A jeszcze potem coś mnie wzięło i nie dość, że zaczęłam to znów pisać, to jeszcze popoprawiałam wszystkie rozdziały.
I moim zdaniem różnica jest naprawde bardzo widoczna, zwłaszcza w niektórych scenach:)
Dziękuję za miłe słowa:)
Jeżeli podoba Ci się mój styl pisania, zapraszam na mój drugi blog pisany na bieżąco. SasuNaru Hiden - realia mangowe po wojnie - kanon trzymany w ryzach, o ile nawet nie w kajdankach:)
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo jestem ciekawa reakcji Sasuke na posprzątane mieszkanie... mina będzie bezcenna... no czyżby Sai zaatakował Itachiego myśląc, że to Sasuke? I tak Sai jest odważny w grupie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia